[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, uprzejmie rozmawiając, niby zniechcenia zwijali swoją wstęgęw różne uczone skręty, a gdy kilka razy już obeszli jedną stronę sali, wtedy po drugi�j stroniewystąpiły parami, najprzód matrony, dal�j panie dojrzałe, dal�j młodsze, wszystkie wedlewieku i godności.Teraz, oba orszaki tańcując osobno, przyglądały się sobie zdala, i przyspotkaniu zamieniały ukłony.Czasem orszak męzki ustępował damskiemuz �traktu�, i sam przechodził pod przeciwną ścianę.Aż gdy kapela uderzyła na �finał�,dwójki męzkie i żeńskie zaczęły się rozpadać, potworzyły się z nich pary mieszane, a z tychpar wstęga jedna, lecz dwa razy dłuższa, i wszyscypopłynęli w około cał�j sali, pochodem iście tryumfalnym.Naprawdę �wszyscy�, gdyż od t�j piękn�j przechadzki nikt się nie wymawiał, chybachromi, albo �malkontenci�, którzy niezdołali sobie dobrać upatrzon�j pary.Do mał�j garstkitych ostatnich należał dziś Pan Kazmi�rz; stał on podścianą z nasrożonemi brwiami; widok tego pochodu, dla wszystkich oczu pełen blasku ikrasy, jemu wydawał się bladym i smutnym, bo między Centumwiratem brakło PanaSchultza, o co zresztą byłby mniejszy kłopot, ale między białogłowami brakło.ach,wiadomo kogo. yle mi się napoczyna on festyn. Pomyślał.Tymczasem, po zakończeniu Pieszego, starszyzna zabrała miejsca na ławach podścianami, a młodzi skupiali się w pośrodku, bo na chórze kapela zaczęła grać Galiardę, czyli,jak u nas wymawiano, Galardę.Zliczny ten taniec Włoski (Gagliarda), był niezmiernie wesoły, pełen pustackich aniewinnych igraszek; dama i kawaler mogli w nim kolejno popisywać się z prawdziwemidziwami Terpsychorowego sztukmistrzowstwa; to t�ż nietylkodla występujących, ale i dla patrzących był rozkoszą.I teraz, cały pierścień widzów zebrał sięw około czterech filarów, między któremi kilkanaście par wykonywało Galjardowe harce.Tylko Pan Kazmi�rz odwrócił się, i stanął do nich plecami.Teraz już nie brał gosmutek, ale go brały złości.Mój Boże! Ten taniec był taki stosowny do figlarnych ruchówHedwigi, tyle sobie zeń obiecywał uciechy! Owóż i Galarda już dla mnie stracona! Rozmyślał gorzko. Jak też to możnatak haniebnie marudzić? Pewnie to tam Pani Korwiczkowa muska i muska czoło, a oni preczna nią czekają, bo wiem, że mieli przyjść jedną kompanią.Chcąc sobie skrócić chwile niecierpliwości, zbliżył się do kółka mężczyzn, którzy wkącie sali wiedli żywą, rozmowę.Kilka słów z ni�j zasłyszanych, przykuło jego uwagę, bylito bowiem wszystko �ludzie morscy�, i o morskich rzeczach gadali.Właśnie Pan WojciechZabokrzycki, dzielny Oberszter od królewski�j flotty, mówił, podnosząc głos jakby naokręcie, dla przekrzyczenia już nie szumnych bałwanów, ale gwaru rzeszy i kapeli: Cuda nam tu Waszmość Panie Van der Helst rozpowiadasz o Panu KrzysztofieArciszewskim, i bardzo ja rad że on u was awansował aż na Vicereja i jakoby drugiegoJazona.Jeno nie pojmuję, czemu się Waszmość tak dziwowasz? Abo to on pierwszy? Co tugadać żemy ludzie nie do wody.A ów Jan Skolnus, co był admirałem u króla Duńskiego? Kiedy to? Pytał głosem grubym jak tuba marina, zagadniony gruby Van derHelst. Oho! Jeszcze za króla Kazimi�rza.On pono wynalazł takie kraje, co pot�m zkretesem zaginęły, i nikt już niemoże ich odnalezć.To był taki człek jak ów Kolumbus.No, aSierpinek? Ten, co to mu Król Zygmunt August powiedział pewnego dnia: �Stwórz mi Acanflottę.� i stworzył z niczego, i wyrabiał ze swemiFreybitterami takie bajkowe cuda, że aż Bałtyk skakał z radości. No, no.nie wszyscy skakali. Przerwał chmurnie, tuż stojący armator Stilling. A i to prawda. Odparł Zabokrzycki. Wy, panowie Gdańszczaki, niebardzoście się w nim kochali, nagrzeszyliście z t�j okazyi kryminalnie, naścinaliście główniewinnych. No, no. Wtrącił armator. Co tu wypominać stare rzeczy? Król wonczaswybaczył, a Waszmość nie wybaczasz?. Dajmy tedy pokój Sierpinkowi.Ale kto jeszcze? No, a Lanckoroński, KommendantPucki? Mało to on się nadokazywał takich dziwów, co godne żeby je Cycero opisował? Alboi Cyppelmann, co to tu, pod samym Gdańskiem, zbiłflottę szwedzką? Na to my już sami patrzali. A tak. Potwierdził Stilling. To była piękna wiktorya.Cyppelmann miał tylkodzie-więć okrętów, a Szwedy miały jedynaście, a wszelako ich stłukł na miazgę. I nawet wtrącił Pan Kazmi�rz ich dowódca Hoenszyld był zabit. Jeno ciągnął dal�j Stilling ten Cyppelmann nie ze wszystki�m wasz. Jakto nie nasz?. Krzyknął Zabokrzycki. %7łe nazwa Niemcem trąci, to nieracya, tu pełno takich, ale duszą, całą duszą był nasz.Jamci go znał,i miłowałem go jak rodzonego, i nie dam sobie gadać, że nie nasz!Pan Zabokrzycki był zacietrzewiony, Pan Stilling także zaczynał się zapeżać, byłobypewnie przyszło do dłuższ�j zwady, ale w t�j chwili zrobiło się na sali poruszenie; Galjardawłaśnie dobiegała do końca, muzyka ucichła, i tłum zaczął od filarów odpływać ku ścianom,przycz�m zgiełkliwą falą rozciął nasze kółko rozprawiaczy.Nastała między tańcami przerwa, podczas któr�j chędogie dziewczęta wysuwały się zbokówek, i roznosiły po sali rozmaite napitki; dla mężczyzn wina i miody, a zwłaszcza kuflez pieniąc�m się piwem; dla dam, ciepłą zupkę z bułki,bardzo zdrową, i przedziwne mleczko z migdałami.Ustawiały t�ż na stołach cudne, płaskienaczynia, wyrobione w kształcie konch albo łódek, pełne konfituri cukierków, a przy nich niemni�j cudne dzbany, z zimną wodą, zaprawną smakiemowocowym; roznoszono także całe pi-ramidy tłustych, przewybornych ciastek, i nawet; modne już wówczas torty, nad któremipiętrzyły się różne figurki z cukru; te przedstawiały zwykle jakąś mitologiczną przygodę,najczęściej Wenerę wysyłającą Kupidyna z łuczkiem, alboprzyjmującą jabłko z rąk Parysa; wiadomą jest bowiem rzeczą, że niema na świecie miasta,gdzieby ta bogini posiadała tyle posągów i różnych wyobrażeń, ile posiada ich w Gdańsku.Tak to ów gród, już dziś podtatusiały, za swoich pięknych czasów umiał być romansowym.Jeszcze wszyscy mieli usta pełne tych przysmaków, kiedy kapelmistrz sam ujął zaskrzypce, i urżnął króciuchną, ale dziwną, podrygliwą przegrywkę,a wnet po cał�j sali rozszedł się szmer uciechy, nieledwie okrzyk radości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Deveraux Jude Trylogia Panien Młodych z Nantucket 01 Prawdziwa miłoć
- Courths Mahler Jadwiga Miłoć i szantaż
- Varatlan orokseg Martha Kirkland
- Brown Sandra Mistyfikacja
- r18 t
- rola%252Bma%2525C5%252582ych%252Bfirm%252Bw%252Bgospodarce%252B%2525286%252Bstron%252529
- 1 10 śąYWIENIE do wysśÂania
- Koziński Maciej Proba sil
- Tołstoj Lew Wojna i pokój cz. I i II
- Zeromski Stefan Popioly.(m76)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jucek.xlx.pl