[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co noc tak się układały - odblaski lamp ulicznych, prześwitujące przez krzewyjukki na tylnym podwórku.W sztormowe noce szamotały się gwałtownie, teraz jednak, gdy byłospokojnie i łagodnie, kołysał nimi tylko lekki podmuch od morza.Jej oczy się zamknęły.Jeszczejakieś odruchowe drgnięcie, zmarszczenie brwi.Zasnęła.Z początku spała bez snów, potem jednak znalazła się gdzieś, na jakimś wietrznym wzgórzu,całe mile od jakiegokolwiek znanego jej miejsca.W oddali widziała białe i czerwone światłaprzejeżdżających autostradą samochodów, ale coś jej podpowiadało, że to nie ta autostrada, że idziew złym kierunku.Próbowała opanować panikę, wiedziała jednak, że się zgubiła i że wiele godzinminie, nim znajdzie drogę do domu.Dotarła do samotnie stojącego, cichego i opuszczonego budynku w dawnym stylu.Wpłynęła naschody.Otwarte drzwi.Na zaniedbanej werandzie leży na boku fotel na biegunach, szare szczuryszarpią zębami jego wiklinowe siedzenie.Ktoś umarł, pomyślała i zaraz poczuła się osaczona przezmrok, przytłoczona ciemnością.Poczuła lęk.Wiedziała, że musi wejść do tego domu i poszukaćtelefonu.Rozwarła szeroko drzwi.Wnętrze budynku było ciemne i duszne.Tuż przy schodach staławysoka gablota wystawowa.Szyby oblepione brudem i kurzem, patyną setek lat zaniedbania.Podpłynęła ku niej, spróbowała zajrzeć do środka, jakieś mroczne, skręcone kształty.Przetarłaszkło ręką, lecz nie udało się jej dojrzeć niczego więcej.Z jakiegoś powodu bała się tychniewyraznych kształtów.- Nikt - nigdy.- wyszeptał jakiś głos.Głos tak zimny, jak woda kapiąca z kranu w nieużywanej od dawna łazience.- Nikt - nigdy - nie oskarżył mnie o to, że próbuję.Nie poruszając wcale nogami, uniosła się po schodach, mijając na półpiętrze podświetloneokno, w którym tańczyła brązowa statuetka bożka Pana.Posążek trwał nieruchomo, lecz pewna była,że gdy tylko odwróci się doń plecami, ruszy zaraz jej tropem.Z niejasnych powodów dostrzegała wnim wcielone zło, esencję zepsucia i przerażenia.- Przestraszyć - przestraszyć.Wzniosła się na podest pierwszego piętra.Chciała odwrócić się, sprawdzić, czy bożek niepobiegł za nią.Nie mogła poruszyć szyją.Czuła, jak jej mięśnie stężały.Nie mogła zrobić nic, tylkobezsilnie szybować nad podłogą.Nie za szybko, lecz wytrwale, po cichu, niepowstrzymanie - wprostku drzwiom swego własnego mieszkania.Drzwi mieszkania rozwiały się jak brunatna mgła, znalazła się w salonie.Nagle pomyślała oswym akcie wiszącym nad telefonem.Może ktoś ujrzał go i uznał za nieprzyzwoity.A może wziął jąza dziewczynę bez moralności, gotową przespać się z każdym, kto zechce ją mieć? Chciała obrócićsię, sprawdzić, czy portret jest na swoim miejscu, lecz szyja pozostawała wciąż w bolesnym imadlestężałych mięśni.Zapomniała, że miała poszukać telefonu.Przepłynęła do sypialni.Panowała tu ciemność, nieprzenikniona ciemność.Drzwi zamknęły sięsame za nią cicho i szczelnie.Wysiliła oczy, by dojrzeć łóżko, ostrożnie wyciągnęła ręce, chcąc rozpoznać w ciemności drogę.Znalazła je.Położyła się.Teraz odniosła najdziwniejsze z możliwych wrażenie, że sen już się skończył, że to, co dziejesię teraz, jest najzupełniej realne.Przesunęła dłonią po łóżku, wyczuwając zmięte prześcieradło.Słyszała tykanie budzika.Brakowało tylko tańczących na ścianie świateł z ulicy.Usłyszała jakiś dzwięk.Jakby drapanie, jakby szelest - bardzo słabe, wystarczające jednak, byuświadomić jej, że ktoś jeszcze prócz niej znajduje się w sypialni.Leżała nieruchomo z szerokootwartymi oczyma, nasłuchując z wstrzymanym oddechem.Czy był to oddech kogoś stojącego przyłóżku? Czy może tylko echo jej własnego oddechu?Czekała.Wskazówki budzika dopełzły do wpół do dwunastej.Cisza.%7ładnego dzwięku oprócz szumu jej własnej krwi.Znów powróciło skrobanie, tym razemgłośniejsze.Znów wstrzymała oddech, uniosła głowę znad poduszki, napinając mięśnie grzbietu ipróbując wzrokiem przebić ciemność.Ja śnię, pomyślała.To sen.Muszę się obudzić.A jeśli wtedy okaże się, że nic się nie zmieniło iże naprawdę ktoś jest ze mną w tym pokoju?Zerwał się łagodny wiatr.Zakołysał rafiowymi storami, odchylił je od okien tak, że wpuściłynikły promyk światła.Wnętrze pokoju zamajaczyło w półmroku tak niewyraznie, że Nancy niepotrafiła rozpoznać żadnego szczegółu.Może to był inny pokój, może jej, lecz zupełnie odmieniony?Uniosła się ostrożnie na łokciach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki