[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą,on może jeszcze kiedyś i bardzo bogatym zostanie, gdy w otoczeniustosownym artystyczne natchnienia i zdolność twórczą odzyska.%7łyć i podróżować będą zawsze razem, przyjemności wysokich uży-wać, wszystkie marzenia swoje spełniać, tylko trzeba, aby wydosta-li się stąd koniecznie, aby koniecznie i co najprędzej wynurzyli sięz tego morza pospolitości, nudy i powszechnych złych humorów.Z lekka żartować zaczął:- Nieprawdaż, moja złota mamo, że tu panuje powszechny złyhumor? Wszyscy po kimś albo po czymś płaczą, zbiedzeni, skłopo-457 Eliza Orzeszkowatani, przelęknieni.Stąd płynie melancholia, qui me monte � la gor-ge i dławi mię jak globus histericus tę biedną panią Benedyktową.Raz tylko wyjeżdżałaś za granicę, droga mamo, i to dawno.jeszcze z ojcem.Nie znasz więc różnicy atmosfer.nie wyobrażaszsobie, ile znalazłabyś tam rzeczy pięknych, ciekawych, wzniosłych,prawdziwie godnych twego wykształcenia, smaku i rozumu!.Milczała.Z głową podniesioną i spuszczonymi powiekami sie-działa nieruchomo, nie odbierając mu swojej ręki, która tylko sta-wała się coraz zimniejszą i sztywniejszą.Na koniec cicho, ale sta-nowczo przemówiła:- Nie uczynię tego nigdy.Porwał się z krzesła.- Dlaczego? dlaczego?Podnosząc na niego wzrok głęboki i surowy odpowiedziała:- Dlatego właśnie, co powiedziałeś.Dla tej właśnie melan-cholii.- Ależ to jest wściek.pardon! krańcowy idealizm! Krańcowąidealistką jesteś, moja mamo! Skazywać się na wieczny smutek, kie-dy uniknąć go można, przyrastać do zapadłego miejsca na kształtgrzyba, dlatego tylko że inne grzyby siedzieć w nim muszą - to ide-alizm bezwzględny, krańcowy idealizm!Patrząc mu prosto w oczy zapytała:- A ty, Zygmuncie, czy nie jesteś idealistą?On! ależ naturalnie! Uważa się on za idealistę i nie przypusz-cza nawet, aby go ktokolwiek o materialistyczne zasady albo dąż-ności mógł podejrzywać.Ale w tym właśnie tkwi niemożność po-zostawania jego tutaj.Spragniony jest ideałów i wyższych wrażeń,a otacza go sama pospolitość i monotonia.Idealistą zresztą będącdo ascetyzmu skłonności nie posiada.Fakirem ani kamedułą zostaćnie może.Jest on człowiekiem cywilizowanym i posiada potrzebyzaszczepione w niego wraz z cywilizacją: potrzeby uciech i rozry-wek pewnego rzędu, tu do znalezienia niepodobnych.Dla braku458 Nad Niemnem - tom IIIwrażeń pracować nie mogąc, nie ma także żadnych przyjemności,a całe dnie przepędzać bez pracy i bez przyjemności jest to życieprawdziwie piekielne, od którego oszaleć można, nie tylko już zezmartwienia i tęsknoty, ale z samej nudy.Unosił się.Od dawna już pracujące w nim niezadowolenie i znie-cierpliwienie teraz, wobec oporu matki grożącego ruiną jedynemujego ratunkowemu planowi, nadwerężało w nim nawet zwykłą wy-kwintność form.Wyglądał daleko mniej żurnalowo niż zwykle.Z rękami w kieszeniach surduta pokój przebiegał; kilka razy gniew-nie i niespokojnie własną swoją postać obejrzał.- Tu każdy - wołał - największy choćby idealista, najgenialniejszyartysta, przemienić się musi w opasłego wołu.Ciało prosperuje,a duch upada.Czuję w sobie okropną degrengoladę ducha.Prawdzi-wie i głęboko nieszczęśliwym jestem.Marnieję, ginę, wszystko, cojest we mnie wyższego, idealnego, przemienia się w żółć i tłuszcz!.Przy ostatnich światłach kończącego się dnia pani Andrzejowaścigała wzrokiem gwałtowną przechadzkę syna po pokoju i wte-dy dopiero, gdy przerwał się na chwilę potok jego wpółzgryzliwej,wpółżałosnej mowy, głosem, który z dziwną trudnością wychodziłz jej piersi, zauważyła:- Czy zachęty do tej pracy, której pragniesz, i do tej, której nielubisz, niejakiego przynajmniej wynagrodzenia braków, na któresię skarżysz, nie możesz znalezć w uciechach serca?.Ja kiedyś jeposiadałam, znam więc ich moc i wagę.Jesteś, Zygmuncie, bardzoszczęśliwie ożeniony.- Nie bardzo - sarknął.Tak cicho, że zaledwie mógł ją dosłyszeć, zapytała:- Czy nie kochasz Klotyldy?Zakłopotany trochę, przechadzkę swą przerwał, stanął.- Owszem.owszem.mam dla niej przywiązanie.dużo przy-wiązania.ale nie wystarcza mi ona.do duchowych moich po-trzeb nie dorosła.ta wieczna jej czułość i nieustanne paplanie.459 Eliza OrzeszkowaZ żywością mu przerwała:- Jest to dziecko, piękne, utalentowane i namiętnie cię kochającedziecko, które w słońcu twojej miłości i przy świetle twego umysłudojrzeć i rozwinąć się może.Nie tylko za szczęście, ale i za jej mo-ralną przyszłość odpowiedzialnym jesteś.- Pardon! - przerwał - na pedagoga nie miałem powołania nigdyi do kształcenia żony mojej nie obowiązywałem się przed nikim.Ce n est pas mon fait.Jest się dobraną parą lub się nią nie jest.Voil�!A jeżeli w tym wypadku są jakieś nierówności, ofiarą ich z pewno-ścią jestem ja.Plecami do pokoju zwrócony stanął przed oknem, za którymsłońce, już niewidzialne, zapalało nad drzewami parku szeroki pasróżowy.Przez kilka minut panowało milczenie, które przerwałstłumiony głos pani Andrzejowej.Czuć w nim było zdejmującą jąniewysłowioną trwogę.- Zygmusiu, chodz do mnie.chodz tu.bliżej!A gdy o parę kroków od niej stanął, szeptem prawie mówić za-częła:- Na wszystko, co kiedykolwiek nas z sobą łączyło, co kiedykol-wiek kochałeś, proszę cię, abyś mi odpowiedział szczerze, zupełnieszczerze.Zlękłam się, widzisz, niezmiernie myśli, która do głowymi przyszła.Uczułam niezmierny ciężar na sumieniu.Jednakpragnę wiedzieć prawdę, aby móc jasno rozpatrzeć się w położe-niu i co jest jeszcze do naprawiania, naprawić, czego uniknąć moż-na, uniknąć.Czyżbyś prawdziwie i stale kochał Justynę? Czyżbyto uczucie było przyczyną tak prędkiego zobojętnienia twego dlaKlotyldy? Czy.gdybym.zamiast zrażać, zachęcała cię była doożenienia się z Justyną i gdyby ona była teraz twoją żoną, czułbyśsię szczęśliwszym, mężniejszym, lepiej do życia i jego obowiązkówuzbrojonym?Zapytań tych, wysłuchał z trochę gorzkim, a trochę lekceważą-cym uśmiechem, po czym z rękami w kieszeniach i podniesionymi460 Nad Niemnem - tom IIItrochę ramionami przechadzkę po pokoju znowu rozpoczynającodpowiedział:- Bardzo wątpię.Wie mama, że rozczarowałem się do niej zu-pełnie Zimna jest, przesądna, ograniczona, przybiera jakieś pozybohaterki czy filozo i.Przy tym dziś właśnie zauważyłem, że matakie zgrubiałe ręce i w ogóle wygląda więcej na prostą, hożą dziew-kę niż na pannę z dobrego towarzystwa.Już też Klotylda dalekojest dla mnie stosowniejszą.bo delikatniejsza, staranniej wycho-wana i wcale ładny talent do muzyki posiada.wcale ładny.Tylkoże ja dziwnie łatwo oswajam się ze wszystkim, a jak tylko oswoję się,zaraz mię nudzi.Ca d�passe toute id�e, jaki ja mam głód wrażeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki