X


 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednym z sektorów dojrzeliśmy - ku naszemu ogromnemu zdumieniu - grupkęprawdziwych ludzi, raznie nad czymś dyskutujących.Stojąc wokół wózka wyładowanegonieokreślonego przeznaczenia aparaturą, wskazywali jakieś części i prowadzili o nichenergiczną dyskusję.Swoim ożywieniem różnili się zdecydowanie od spokojniejszych znatury obcych, lecz nikt w tej ludzkiej 130impulsywności nie dopatrywał się czegokolwiek niestosownego.Traktowano ich jakostały element codzienności i omijano jak każdego innego członka społeczności.Dołączyliśmy do nich i z bliska obserwowaliśmy całą scenę.Ludzie, ubrani wedługobowiązujących trendów mody w dwuczęściowe wygodne kostiumy, ogoleni na glacę,posiadali jednak nieco delikatniejszą od naszej budowę fizyczną.Czy był to efekt brakufizycznego wysiłku, diety czy też zmniejszonej grawitacji - trudno było ocenić, leczsposób gestykulacji i poruszania się wskazywał na długi proces adaptacji.Być możeurodzili się już tutaj, albo asymilowali przez długie lata.Albo wcale nie pochodzili zZiemi, tylko jeszcze z innej planety.Również język, choć pozornie tylko trochę odmiennyod znanych mi ze słyszenia, a nie jestem przecież lingwistą, wykazywał zdumiewającą,nieczłowieczą płynność i monotonię.Nie sposób było rozróżnić pojedynczych słów -wszystkie miały jednakową intonację, taką przyjemną dla ucha melodyjną stałość.Jednaksam sposób komunikacji był typowy dla naszej rasy.I kiedy szereg wątpliwości zaczęło przybierać formę pytań, niewidzialna siławpompowała nas wprost do typowego biura z lat dwudziestych, to znaczy dostereotypowego wyobrażenia o tym, jak takie biuro powinno wyglądać.Akuratzachodziło słońce i w pomieszczeniu robiło się szaro.Skąpane w półmroku sprzęty miasttracić swoje kontury, wręcz przeciwnie - zdawały się być coraz bardziej wyrazne.Jakbyżyły własnym życiem.Zaklęta w grze cieni dusza pokoju wyrywała się spod kontrolidziennego światła, nadając każdemu przedmiotowi swoisty charakter.Nie taki byłbymdaleki od prawdy, gdybym przyznał, że dobór sprzętów nie wydawał się przypadkowy,że stanowiły razem niepodzielną całość, że wespół tworzyły bramę wiodącą do tajemnicistniejących daleko poza ścianami tego pomieszczenia.Biurko, proste brązowe, bez specjalnych ozdób; szafka na dokumenty, metalowa, zblokadą górnej szuflady, w kolorze stalowym; szafa, dwuskrzydłowa, może podręcznearchiwum; szereg dyplomów w drewnianych ramkach; staromodne, tanie lampy; wieszakna ubrania, o jednym wsporniku i wielu ramionach; kubeł na parasole; kosz na papiery;trzy krzesła dla petentów; słowem: pokój bez jakiegoś szczególnego charakteru.Ale tymczymś, co intrygowało, co rodziło domysły - była przenikająca wszystko atmosferagłębokiej zadumy, pracowitości i surowości w ocenie wszystkich, którzy kiedykolwiekprzekroczyli progi tego przybytku, nie wyłączając z tego osądu urzędującej tu osoby.Powaga miejsca zabijała.Uśmiech gasł, a na jego miejscu pojawiał się spokój badacza.Patrząc na moich towarzyszy, zrozumiałem, że doszli do podobnych wniosków.TylkoKarol, nasz przewodnik, nasz mąż opatrznościowy, zdawał się nie być tak zaaferowanycałą sytuacją i spokojnie się nam przyglądał.Właśnie miałem zamiar żartobliwie rozłożyćręce, zachęcając Karola do komentarza, gdy przeszklone drzwi rozwarły się z lekkimzgrzytem zawiasów i do gabinetu wkroczył niewielki człowieczek, natychmiast zajmującstrategiczną pozycję za biurkiem.Wskazał ręką wolne krzesła, rozparł się na blacie ibębniąc palcami po spoczywających na nim kartkach, owionął nas taksującymspojrzeniem.Wyraznie grał na zwłokę, a przecież byliśmy pewni, że nasza obecność jestod niego 131uzależniona, że maczał palce w naszej teleportacji.A on jak gdyby nigdy nic patrzył ipatrzył, zwlekał i zwlekał, czekał i czekał.aż zrozumiałem.To o to chodziło! %7łe teżprędzej na to nie wpadłem! Nasz porywacz był obcym, był krzyżówką szarego iczłowieka, taką ciekawą genetyczną mieszanką ubraną w spodnie z szelkami i pomiętąkoszulę w kwiatki.Lecz nie o te szelki i tasowanie DNA chodziło, ale0 uświadomienie nam złożoności świata, który jest tyglem, w którym wymieszano wieleinteligentnych ras.Szło o to, że przez chwilę traktowaliśmy obcego jak swojego, jako cośnaturalnego, na co nie zwraca się uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki



     

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.