[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikogo nie rani.- Wiesz, zaciekawiłeś mnie - przyznała Annette.Kapela zaczęła przygrywać w ulubionym stylu Beth.Link napił się jeszcze piwa, a potem wstał i podał jejrękę.- Zatańczymy? Niech palec Annette tymczasemdojdzie do siebie.Beth uśmiechnęła się.- No pewnie.Próbowała się dostosować do nastroju chwili.Zrzu-cić z siebie podejrzenia, które dla niej samej były tok-syczne.Link zaprowadził ją na parkiet i zaczęli jakiegośtwo-stepa z okręcaniem pod ręką.Po paru chwilachparkiet był już zbyt zatłoczony na takie figury i zaczęlitańczyć blisko siebie.Obejmował ją łagodnie, ale pewnie.Była jego żoną,kochanką, jego własnością.Kochał ją nawet bardziej od435 tych monet w wyściełanych aksamitem klaserach.Ale nie bardziej od swojego pasierba.Annette zdjęła pantofel i siedziała na krześle, masu-jąc sobie duży palec u nogi.Beth widziała, jak jej kole-żanka zazdrośnie zerka na nią i Linka.Annette i jej mążMark nie mieli dzieci i z tego co Beth wiedziała, wcaleich nie chcieli.A tu widziała Beth z mężem, który ko-cha ją i chłopaka.Kochali go oboje.Beth pomyślała, że ma to wszystko, co kobiety odpoczątku ludzkości zawsze chciały mieć: mężczyznę,dziecko, dom - by tym wypełniać sobie emocjonalnąpustkę.Była więc wygrana.Tak to musiało wyglądać z zewnątrz.Link objął Beth mocniej.Przyciągnął ją do siebie.Ale ona miała wrażenie, że istnieje teraz granica ichbliskości. 61.Nowy Jork, obecnieKrótki deszcz ochłodził miasto, a słońce, które ry-chło wyjrzało zza skłębionych chmur, sprawiło, żewszystko zaczęło jaśnieć połyskliwą wilgocią.Quinn iPearl nie mogli się powstrzymać od krótkiego spaceru zbiura na lunch w domu (jak sama Pearl zaczęła nazywaćw myślach ten budynek z piaskowca).Poza tym ekiparemontowa zajęta była wykańczaniem piętra, gdzie kie-dyś była jadalnia.Quinn i Pearl mogli więc sprawdzićpostęp prac, gdy w mikrofalówce podgrzewała się piz-za.Szli Amsterdam Avenue i widzieli po twarzach prze-chodniów, że większość z nich czuła to samo co oni.Tobyła jedna z tych rzadkich chwil po deszczu, gdy czaszdawał się zwalniać, by dać ludziom szansę na rozej-rzenie się po świeżej i mokrej rzeczywistości.Mieli przed oczami miasto, które kochali.Dziewięt-nastowieczne budynki o krok od betonowo-szklanychwież, pnących się ku niebu.Quinn napawał się widokami,437 zapachami i dzwiękami, które go otaczały.Plastikowy-mi workami na śmieci przy krawężnikach, spalinamiwiszącymi nad jezdnią, odległymi odgłosami syren po-licyjnych i strażackich, kłótnią dwóch facetów, spierają-cych się, który z nich pierwszy zatrzymał taksówkę.Atakże muzyką skrzypiec - niepewną, docierającą gdzieśz daleka.Quinn i Pearl wymieniali spojrzenia, wiedząc,co myśli partner.Wewnątrz domu z piaskowca było cicho, dopókiPearl nie przeszła przez salon i nie włączyła zamonto-wanego w oknie klimatyzatora.Z góry nie dochodziłyżadne hałasy.Może robotnicy wyszli wcześniej nalunch.Pearl i Quinn postanowili, że najpierw sami zjedzą, akiedy skończą, robotnicy może znów się pojawią.Pearl włożyła do kuchenki mikrofalowej mrożonąpizzę z kiełbasą i grzybami, a potem wyjęła z lodówkitorbę z obranymi i umytymi warzywami, pomidora,trochę szczypiorku i sos winegret.Podczas gdy przyrzą-dzała z tego wszystkiego sałatkę, Quinn nakrył do stołu.Siadł potem na krześle w kuchni i patrzył na krząta-jącą się Pearl.Zaglądała do kuchenki, jakby chciałapogonić pizzę, pomieszała raz i drugi sałatkę, dodała doniej wiórki cheddara.I szczyptę soli.Działała jak uro-dzona kucharka.Zadzwonił telefon w kuchni, zakłócając ciszę i do-mowy nastrój.Quinn przesunął krzesło i sięgnął posłuchawkę.Na wyświetlaczu ukazało się nazwisko.To438 był Vitali.Dzwonił z kostnicy.Quinn poinformowałPearl, kto dzwoni.Patrzyła z ciekawością w jego twarz.- Nie ma cię w biurze - wytłumaczył się Vitali - imasz wyłączoną komórkę, więc pomyślałem, że złapięcię w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki