[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.JakiÅ› dziesiÄ…tek seminarzystów żyÅ‚ w aureoli Å›wiÄ™toÅ›ci, miewali widzenia jak Å›wiÄ™ta Tere-sa i Å›wiÄ™ty Franciszek, wówczas gdy wystÄ…piÅ‚y u niego stygmaty na górze Vernia, w Apeni-nach.Ale to byÅ‚a wielka tajemnica, którÄ… ich przyjaciele ukrywali.Ci biedni mÅ‚odzi wizjone-rzy byli prawie zawsze w infirmerii.Setka innych Å‚Ä…czyÅ‚a z niezÅ‚omnÄ… wiarÄ… niestrudzonÄ…pilność.Zapracowywali siÄ™ aż do choroby, bez wielkich rezultatów.Paru wyróżniaÅ‚o siÄ™istotnymi zdolnoÅ›ciami, miÄ™dzy innymi niejaki Chazel; ale Julian czuÅ‚ do nich odrazÄ™, i wza-jemnie.Reszta seminarzystów to byli nieokrzesani chÅ‚opcy kujÄ…cy Å‚aciÅ„skie wyrazy, których led-wie rozumieli znaczenie.Prawie wszystko chÅ‚opscy synowie, którzy woleli zarabiać na chleblichÄ… Å‚acinÄ… niż pracÄ… na roli.Na podstawie tych spostrzeżeÅ„ Julian od pierwszych dni oddaÅ‚siÄ™ nadziei rychÅ‚ych triumfów. W każdej sÅ‚użbie trzeba ludzi inteligentnych  powiadaÅ‚ so-bie  ostatecznie ktoÅ› musi coÅ› robić.Pod Napoleonem byÅ‚bym sierżantem; miÄ™dzy tymiprzyszÅ‚ymi proboszczami bÄ™dÄ™ wielkim wikariuszem. Wszyscy ci nieboracy  myÅ›laÅ‚ dalej  od dzieciÅ„stwa chodzÄ…cy w kieracie, żyli aż doprzybycia tutaj zsiadÅ‚ym mlekiem i czarnym chlebem.W domu jadali miÄ™so ledwo kilka razyna rok.Podobni żoÅ‚nierzom rzymskim, którym wojna zdawaÅ‚a siÄ™ odpoczynkiem, ci nieokrze-sani chÅ‚opi oczarowani sÄ… rozkoszami seminarium.W tÄ™pych ich oczach Julian czytaÅ‚ zawsze zwierzÄ™ce zaspokojenie po obiedzie, a oczeki-wanie przed obiadem.Oto ludzie, wÅ›ród których trzeba mu siÄ™ wybić! Ale czego Julian niewiedziaÅ‚, czego nie zdradzono przed nim, to że być pierwszym we wszelkich kursach do-gmatyki, historii koÅ›cielnej etc.byÅ‚o w ich oczach jedynie grzesznÄ… pychÄ….Od czasu Woltera,od czasu rzÄ…du dwu Izb, bÄ™dÄ…cego w gruncie jedynie n i e u f n o Å› c i Ä… i o s o b i s t y mdociekaniem, co zaszczepia w sercach ludów zÅ‚y nałóg nieufnoÅ›ci, KoÅ›ciół we Francji zrozu-miaÅ‚ pono, że książki sÄ… jego prawdziwym wrogiem.Pokora serca jest wszystkim w jegooczach.Triumfy w naukach, nawet duchownych, sÄ… mu podejrzane, i sÅ‚usznie.Któż prze-szkodzi wybitnej inteligencji przejść do przeciwnego obozu, jak Sieyés albo Grégoire? Wy-straszony KoÅ›ciół czepia siÄ™ papieża jako jedynej deski zbawienia.Jeden papież może siÄ™pokusić o sparaliżowanie ducha krytyki i za pomocÄ… wspaniaÅ‚ych ceremonii swego dworuusypia znudzone i chore dusze Å›wiatowców.Na wpół przenikajÄ…c te prawdy, którym wszelako każde sÅ‚owo w seminarium sili siÄ™ prze-czyć, Julian popadÅ‚ w gÅ‚Ä™bokÄ… melancholiÄ™.PracowaÅ‚ wiele, starajÄ…c siÄ™ szybko nauczyć rze-czy użytecznych dla ksiÄ™dza, a faÅ‚szywych i bezwartoÅ›ciowych w jego wÅ‚asnych oczach.SÄ…-dziÅ‚, że to jest wszystko, co ma do roboty. Czyżby już wszyscy o mnie zapomnieli?  myÅ›laÅ‚.Nie wiedziaÅ‚, że ksiÄ…dz Pirard otrzy-maÅ‚ i rzuciÅ‚ w ogieÅ„ kilka listów z pieczÄ…tkÄ… z Dijon, w których mimo nienagannej formyprzebijaÅ‚a namiÄ™tna miÅ‚ość, walczÄ…ca widocznie z ciężkimi wyrzutami. Tym lepiej  pomy-Å›laÅ‚ ksiÄ…dz Pirard  przynajmniej kobieta, którÄ… kochaÅ‚ ów mÅ‚ody czÅ‚owiek, nie jest bezbożni-cÄ….Jednego dnia dostaÅ‚ siÄ™ w rÄ™ce ksiÄ™dza Pirard list wpółzatarty Å‚zami: byÅ‚o to wiekuiste po-żegnanie.Wreszcie  pisaÅ‚a ta osoba do Juliana  niebo pozwoliÅ‚o mi w swojej Å‚asce znienawidzić,nie sprawcÄ™ mej winy, on bÄ™dzie dla mnie zawsze najdroższÄ… istotÄ…, ale samÄ… winÄ™.OfiaraspeÅ‚niona, drogi mój.Jak widzisz, nie przyszÅ‚o mi to bez Å‚ez.Dobro istot, wobec którychmam obowiÄ…zki, istot, które Ty tak kochaÅ‚eÅ›, przeważyÅ‚o.Bóg sprawiedliwy, lecz straszny,nie bÄ™dzie mÅ›ciÅ‚ siÄ™ na nich za zbrodnie matki.%7Å‚egnaj, Julianie, bÄ…dz sprawiedliwy dla ludzi.104 Koniec byÅ‚ ledwie czytelny; piszÄ…ca przesyÅ‚a Julianowi adres w Dijon, mimo iż spodziewasiÄ™, że Julian nigdy nie odpowie lub też odpowie w sÅ‚owach, które kobieta odrodzona dlacnoty bÄ™dzie mogÅ‚a czytać bez rumieÅ„ca.Melancholia Juliana, zÅ‚Ä…czona z lichym pożywieniem, jakiego dostarczaÅ‚ przedsiÄ™biorcaobiadów po 85 centymów, zaczęła podkopywać jego zdrowie, kiedy jednego rana FouquézjawiÅ‚ siÄ™ nagle w pokoju. Wreszcie mnie wpuÅ›cili.ByÅ‚em, nie wymawiajÄ…c, pięć razy w Besançon, aby ciÄ™ zoba-czyć.Ani dudu.PosadziÅ‚em kogoÅ› na czatach u bramy: czemuż ty, u kaduka, nigdy nie wy-chodzisz? NaÅ‚ożyÅ‚em sobie próbÄ™. BardzoÅ› zmieniony.Ostatecznie rad jestem, że ciÄ™ widzÄ™.Dwa nadobne talary przeko-naÅ‚y mnie, że jestem gÅ‚upiec, iżem ich nie ofiarowaÅ‚ za pierwszÄ… wizytÄ….GawÄ™da przeciÄ…gaÅ‚a siÄ™ w nieskoÅ„czoność.Naraz Julian zmieniÅ‚ siÄ™ na twarzy, kiedyFouqué powiedziaÅ‚: Ale, ale, czy wiesz? Matka twoich wychowanków popadÅ‚a w ostatecznÄ… dewocjÄ™.MówiÅ‚ to swobodnym tonem, który sprawia tak osobliwe wrażenie na duszy owÅ‚adniÄ™tejnamiÄ™tnoÅ›ciÄ…, kiedy ktoÅ› potrÄ…ci nieÅ›wiadomie jej najdroższe uczucia. Tak, mój drogi, w dewocjÄ™ najcięższego kalibru.PowiadajÄ…, że odbywa pielgrzymki.Alena wiekuisty wstyd ksiÄ™dza Maslon, który tak dÅ‚ugo szpiegowaÅ‚ biednego ksiÄ™dza Chélan,pani de Rênal odprawiÅ‚a go z kwitkiem.Spowiada siÄ™ w Dijon albo w Besançon. Bywa w Besançon!  zawoÅ‚aÅ‚ Julian oblewajÄ…c siÄ™ pÄ…sem. Dość czÄ™sto  odparÅ‚ Fouqué zdziwiony. Masz przy sobie Constitutionnel? Co?  odparÅ‚ Fouqué. Pytam, czy masz Constitutionnel?  powtórzyÅ‚ Julian najspokojniej w Å›wiecie. Sprze-dajÄ… go tu po trzydzieÅ›ci su za numer. Jak to! liberalizm nawet w seminarium!  wykrzyknÄ…Å‚ Fouqué [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki