[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pójdępierwszy, potem wy dwoje.Grzecznie i szybko, ale bez biegania.Steph będzie szła zaraz zawami.Siadajcie z tyłu samochodu i zamknijcie drzwi.Dobra?Sophie niepewnie skinęła głową, opierając się o mnie.Miller starał się jak najciszejodryglować zasuwę, ale i tak w cichym korytarzu zabrzmiało to niczym wystrzał.Dobywającbroni, jednym płynnym ruchem otworzył drzwi.Do domu wtargnęło zimne, wilgotne powietrze.Noc była czarna jak smoła.Zwiatłolatarki Millera odbijało się od gęstej mgły, zewsząd ogarniającej dom.Poczułem, że Sophieściska moją dłoń.- Trzymajcie się blisko - polecił Miller i ruszył ścieżką. Mgła okrywała wszystko.Nawet Nick, kiedy wskazywał nam drogę do furtki, był jedynieciemną sylwetką na tle blasku latarki.Opary zdawały się wchłaniać zarówno światło, jak idzwięk.Tylko stłumione szuranie stóp pozwalało się zorientować, że wciąż jeszcze idziemypo ścieżce.Kiedy zerknąłem do tyłu, na Sophie, ledwie widziałem jej twarz, chociaż szłazaraz za mną.Furtka zaskrzypiała, Miller przytrzymał ją otwartą, a potem już dotarliśmy do ulicy.Pojawił się przed nami mglisty kontur samochodu.Auto, kiedy Nick je otworzył, błysnęłoreflektorami z elektronicznym piśnięciem.- Dobra, wsiadajcie.W samochodzie było zimno.Wślizgnąłem się na tylne siedzenie, obok Sophie.Cross zamknęła za mną drzwi i usiadła z przodu, a Miller uruchomił silnik.Rozległ sięstuk blokowanych zamków.Odjechaliśmy, stale przyspieszając, a przednie światła ukazywałynam mur szarej mgły.Nikt się nie odzywał.Cross zwięzle zamamrotała coś przez radio, potem znowu zapadłacisza.Miller pochylił się nad kierownicą, starając się dojrzeć drogę.Padbury zostało już zanami, jednak nie sposób było się zorientować, gdzie teraz jesteśmy.To przypominało jazdępo dnie morza.Mgła niczym plankton wirowała w blasku reflektorów.Co jakiś czaswyłaniały się z niej na wpół widoczne kształty i od razu znikały.Jednak Miller wciąż utrzymywał dużą prędkość.Po kilkunastu kilometrach napięciezaczęło maleć.- No to była niezła zabawa - oznajmił Nick.- Hej, wy, tam z tyłu, wszystko u was wporządku?- Dokąd jedziemy? - zapytała Sophie.Jej głos brzmiał tak, jakby czuła się bardzozmęczona.- Na jakiś czas zabieramy cię do kryjówki.Tylko na jakiś czas, ale to, co się teraz dzieje,wyjaśnimy jutro.Najwyrazniej mieli już opracowany plan działania.Czekałem, aż Sophie zaprotestuje, alenajwyrazniej już się przestała przejmować.W ciemnościach wewnątrz samochodudostrzegłem, że pociera głowę.- Sophie? Wszystko w porządku? - zapytałem.- Ja nie.- zaczęła, a potem Miller wrzasnął  cholera", gdy nagle z mgły wyłoniła sięjakaś postać.Tuż przed nami mignęły rozłożone ramiona oraz powiewający płaszcz.Sophie wpadła namnie, gdy Miller zahamował i gwałtownie skręcił.Nie zdążył.Jednak nie rozległ się spodziewany huk, a uderzona postać rozpadła się, ubranie pofrunęło w górę.Kiedy Millerusiłował odzyskać panowanie nad samochodem, ten wciąż gwałtownie się obracał, a mnie iSophie rzuciło na boczne okno.Nickowi prawie się udało.Obsypały nas odłamki szkła, kiedy wybił dziurę w przedniejszybie.Wleciał przez nią powiew zimnego powietrza.Na chwilę auto jakby sięustabilizowało, zdążyłem nawet pomyśleć  dzięki Bogu".A potem autem gwałtownieszarpnęło i z głośnym trzaskiem obróciło się na bok.Samochód jakby zawisł i nagle coś wemnie gwałtownie uderzyło.Zwiat stał się wirującym zamętem ciemności i hałasu.Obracałemsię, straciwszy poczucie, gdzie góra, a gdzie dół.Potem wszystko się uspokoiło.Cisza była wręcz absolutna.Powoli jednak zaczęły wracać dzwięki i uczucia.Delikatnestukanie, miarowe kap-kap deszczu.Czułem je na twarzy, podobnie jak zimne powietrze.Było zbyt ciemno, aby cokolwiek dojrzeć.Siedziałem wyprostowany, ale przechylony na bok.Coś uciskało mi pierś, utrudniając oddychanie.Złapałem to coś dłońmi, które wydawały misię niezgrabne i jak z ołowiu.Okrywał mnie delikatny pył - kurz z bocznych poduszek, któreteraz, opróżnione z powietrza, zwisały jak blade jęzory.Pasy utrzymały mnie na miejscu,opinając jak żelazna obręcz.Niezdarnie je rozpiąłem, otrzepałem się z przypominających żwirkawałków szkła, a potem ześlizgnąłem się z siedzenia.- Sophie?Próbowałem dojrzeć ją wśród ciemności.Kiedy drgnęła, poczułem, jak opływa mnieulga.- Jesteś ranna?- Jest.mi.niedobrze.- mówiła tak, jakby była oszołomiona.Gdy próbowała sięporuszyć, rozległ się jęk bólu.- Trzymaj się.Kiedy walczyłem z pasami Sophie, przed nami coś się poruszyło.Usłyszałem jęknięcieCross.- Nic wam nie jest? - zapytała.- Chyba nie.- Pociągnąłem klamrę, odpinając pas Sophie.- W co uderzyliśmy?Cross krzyknęła i pogramoliła się w stronę Millera.- Nick? Nick?Policjant siedział bezwładnie w fotelu, nie ruszał się.Pospiesznie uwolniłem Sophie zpasów.- Teraz dasz radę wysiąść? - T.tak sądzę.Drzwi od mojej strony się zablokowały.Ich zawiasy skrzypnęły protestująco, gdyotworzyłem je kopniakiem.Wygramoliłem się z auta i nogi prawie odmówiły miposłuszeństwa.Oparłem się o samochód.Kręciło mi się w głowie, wszystko mnie bolało.Auto zatrzymało się na dnie płytkiego rowu, jego tył utknął na drzewie.Stał pionowo, jednaknieco przechylony, nadwozie miał podrapane i zgniecione.Jedno z przednich świateł sięroztrzaskało, a z drugiego, przypominającego oko przykryte bielmem, wydobywał sięchorobliwy blask, smutno padając na ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki