[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wtedy ujrzałem w całej oczywistości, czym jest krwawe szaleństwo idei, izacząłem się modlić:- Czy to nie szaleństwo, \eś im kazał, Bo\e, wierzyć w te nieskładnewyobra\enia? Nie słów ich nauczaj, ale jak się mają nimi posługiwać! Bo z tegostraszliwego zamętu słów niesionych wichurą mowy, oni wyciągnęli wniosek okonieczności tortur.Narodziły się słowa - nieporadne, mylące, nieprzydatne, jak\enatomiast przydatne jako narzędzia tortury.* * *I równocześnie wydało mi się to naiwnością i pędem do nowych narodzin.XLIIIWszystkie wydarzenia, jeśli nie są prze\yte w swej namacalności, sązafałszowane.I fałszem jest ich chwała.Tak jak fałszem jest nasz podziw dlazwycięzcy.I wiadomości są fałszywe, bo nic się z nich nie ostaje.Gdy\ nauczanie powinno dotyczyć ram i kośćca.A nie tego, co ramywypełnia, bo to zawsze będzie fałszywe.* * *Uka\ę ci jak gdyby rozległy krajobraz, gdy powoli wyłania się z mgły - cały, anie szczegół po szczególe.Taka jest prawda pracy rzezbiarza.Czyś widział kiedy,\eby nos się wyłonił z kamienia, potem broda, a potem ucho? Twórczość to zawszeobraz, który się narodził od razu, i nie dedukcją twórca do niego doszedł, szczegół poszczególe.W ten sposób podchodzi do dzieła ci\ba, która się roi dokoła, komentuje,trudzi się i wokół niego wznosi swoje konstrukcje.XLIVPewnego razu schodziłem wieczorem z góry stokiem nowych pokoleń ,których oblicza nie znałem, zmęczony ju\ słowami ludzi i nie odnajdujący w hałasiekół i dzwonieniu młotów śpiewu ich serc - pusty i obcy im - jakbym nie znał ichjęzyka i obojętny na przyszłość, która ju\ mnie nie dotyczyła i - jak mi się zdawało -zmierzający na spoczynek, w ziemię.Obwarowany cię\kim murem egoizmu, zrozpaczą mówiłem do Boga:  Panie, opuściłeś mnie i dlatego odchodzę od ludzi.Isam siebie pytałem, co w ich zachowaniu tak mnie zniechęciło. Nie pragnąłem ju\ skłaniać ich do czegokolwiek, po có\ zatem miałbym wmoje gaje palmowe wpuszczać nowe stada? Po co dobudowywać nowe wie\e dopałacu, kiedy i tak snuję się z sali do sali wlokąc za sobą płaszcz niby statek nabezmiarze morskim.Po co \ywić jeszcze dodatkowych niewolników, skoro i tak przyka\dych drzwiach stoi ich siedmiu czy ośmiu, jak filary mojego domostwa, a nakorytarzach, gdy ich mijam, usuwają się pod ściany ledwo usłyszawszy szmer mojejszaty? Po co sprowadzać inne branki, skoro zamykam je potem w moim milczeniu,nauczywszy się nie słuchać ich, aby je słyszeć.Widziałem, jak zasypiały, ledwoprzymknąwszy powieki, a ich oczy zdawały się uwięzione w aksamitnej miękkości.Zostawiałem je wtedy, ogarnięty pragnieniem, aby wspiąć się na najwy\szą wie\ęzanurzoną w morzu gwiazd i pojąć przekazany mi przez Boga sens ich snu: bo otowtedy usypia ich hałaśliwość, myśli przeciętne, pospolita zręczność i pró\ność,wszystko, co wraz ze światłem dnia znów wypełni ich serca; kiedy znów chodzi imwyłącznie o to, aby uzyskać przewagę nad towarzyszką i rywalką i wyrugować ją zmojego serca. Ale jeśli zapomnę o ich słowach, zostanie ptasi trzepot i słodycz łez.XLVTego wieczora, kiedy schodziłem z góry tym stokiem, na którym nikogo ju\nie znałem, jak człowiek, którego na spoczynek w ziemi niosą milczące anioły,doznałem pociechy w starości.W owym stawaniu się drzewem cię\kim od konarów,stwardniałym od sęków i o zmarszczonej korze, jak gdyby czas namaścił ju\ pergaminmoich palców, a stawszy się sobą stałem się zarazem odpornym na rany.I mówiłemsobie, \e kogoś, kto tak się postarzał, \aden tyran nie mógłby zastraszyć odoremtortur, przypominającym odór skwaśniałego mleka, i \e nie potrafiłby w nim niczegozmienić, albowiem całe \ycie wlecze się za nim jak podarty płaszcz przewiązanytylko jednym sznurkiem.Ja tak\e mam ju\ swoje miejsce w ludzkiej pamięci.I \adnezaparcie się moje nie miałoby teraz \adnego znaczenia.I przyszła mi tak\e pociecha w myśli, \e opadły ju\ ze mnie pęta, jak gdybymoje stwardniałe ciało przemieniło się w materię niewidzialną i w skrzydła.I jakgdybym - nareszcie zrodzony z siebie samego - przechadzał się razem z archaniołem,którego od tak dawna szukałem.Jak gdybym, odrzucając starą powłokę, objawiał sięnagle zdumiewająco młody.A w tej młodości nie było zapału ani po\ądania, ale jakaśniezwykła pogoda ducha.Była to młodość otwierająca się na wieczność, nie zaś taka, która u zarania \ycia otwiera się na jego zamęt.Bogata w przestrzeń i czas.Iwydawało mi się, \e teraz, kiedy skończyłem ju\ się stawać, stałem się nieśmiertelny.Podobny byłem tak\e do człowieka, który znalazł na drodze zasztyletowanądziewczynę.Niesie ją w muskularnych ramionach, bezwładną i osuwającą się kuziemi, jak naręcze ró\, przeszytą stalowym piorunem i śpiącą słodkim snem, niemaluśmiechniętą, gdy tak opiera białe czoło na uskrzydlonym ramieniu śmierci;a on niesie ją na równinę, gdzie znajdzie tych, co ją uzdrowią. Przeleję w ciebie moje własne \ycie, ty moja piękna uśpiona; bo nie dbamju\ o marność świata ani o ludzką złość czy ambicje, ani o majątek, który mógłby miprzypaść, ale o to tylko, w co się sam przemieniam; i oto niosąc to brzemię kuuzdrowicielom z równiny, stanę się światłem oczu, pasmem włosów na czystymczole, a jeśli uzdrowiwszy ją, nauczę ją się modlić, doskonałość duszy da jej prostotęroślinnej łodygi, mocno zakorzenionej i rozkwitłej.Nie jestem zamknięty w granicach ciała, które trzeszczy jak wyschła kora.Kiedy schodzę wolno stokiem owej góry, zdaje mi się, \e ciągnę za sobą nibyobszerny płaszcz wszystkie zbocza i równiny, naszyte tu i tam światłami domostwniby złotymi gwiazdami.Pochylam się jak drzewo pod cię\arem otrzymanych darów.Zpi mój lud: śpij dalej, błogosławię cię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki