[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gladys Sanders ubrana była w płaszcz koloru czerwonego wina z szarym futrzanym kołnierzem.Czerwony pilśniowy kapelusz, rzecz raczej niedroga, leżał tuż przy głowie na podłodze.Inspektor przyglądał się przez chwilę, a jego zmarszczone czoło zdradzało, że myśli nad czymś intensywnie.— Przypomina pani sobie, czy nie zauważyła kolczyków w uszach ofiary? A może nosiła je za życia od czasu do czasu? — zapytał w końcu.Całe szczęście, że mam zwyczaj obserwować wszystko dokładnie.Pamiętałam doskonale, że dostrzegłam błysk drobnych pereł pod rondem kapelusza, choć nie przyglądałam się temu specjalnie w tamtej tragicznej chwili.Byłam jednak na tyle pewna, że na pytanie inspektora odpowiedziałam twierdząco.— To przesądza sprawę.Kasetka z biżuterią, aczkolwiek niezbyt wartościową jak mi się wydaje, zniknęła.Ściągnięto również pierścionki z palców ofiary.Zabójca zapomniał o kolczykach, wrócił po nie zapewne, choć morderstwo zostało już odkryte.Stalowe nerwy ma ten osobnik! A może.— Urwał rozglądając się wokół.— Może był tu przez cały czas.Rozwiałam to przypuszczenie mówiąc, że sama zaglądnęłam pod łóżko, a wezwany kierownik sprawdził również, czy nie ma nikogo w szafie.Poza tym nie było tu żadnej możliwej kryjówki.Wprawdzie półka na kapelusze była zamknięta na klucz, ale jest taka mała, że nie pomieściłaby człowieka.Inspektor kiwał w skupieniu głową w trakcie moich wyjaśnień.— Biorę pani słowa za pewnik — stwierdził.— Wobec tego musiało być tak, jak powiedziałem.Wrócił tu po morderstwie.Cóż za brawura!— Ale kierownik zamknął drzwi na klucz i wziął go ze sobą!— To nic.Dostał się tutaj schodami przeciwpożarowymi i przez balkon.Został spłoszony, gdy państwo weszliście do pokoju.Uciekł przez balkon, a gdy wszyscy opuściliście pokój, wszedł z powrotem, by dokończyć „robotę”.— Pan jest pewny, że zabił ją złodziej?— Na to wygląda, prawda? — odparł inspektor, ale jakaś nutka w jego głosie zdradziła, że ta wersja niezbyt go przekonuje.Czułam, że nie dowierza Sandersowi w roli zrozpaczonego wdowca, i to mnie pocieszało.Muszę się przyznać, że w sprawie Sandersa miałam idée fixe, jak mawiają nasi sąsiedzi po drugiej stronie Kanału.Wiedziałam, że próbował wysłać żonę na drugi świat i mojej opinii o nim, nic nie mogło zmienić.To był po prostu łajdak! Chociaż jego „rozpacz” była tak świetnie odgrywana, nie dałam się zwieść pozorom.Po rozmowie z inspektorem ogarnęły mnie jednak wątpliwości.Ani rusz nie mogłam sobie wyobrazić, by Sanders ryzykował tak wiele wracając po kolczyki.Nie widziałam w tym żadnego sensu, a przecież to był inteligentny, logicznie myślący człowiek.Dlatego właśnie był tak niebezpieczny.Panna Marple przerwała na moment i powiodła wzrokiem po zebranych.— Pewnie widzicie już, do czego zmierzam.Tak często zdarza się to, co najmniej prawdopodobne.Byłam pewna i to mnie zaślepiło.Zaskoczyło mnie zupełnie, zostało bowiem ustalone bez żadnej wątpliwości, że Sanders miał niepodważalne alibi na czas zbrodni.Pani Bantry nie zdołała powstrzymać się od okrzyku rozczarowania.Panna Marple zwróciła się w jej kierunku.— Wiem, droga pani, że nie tego pani oczekiwała, gdy zaczynałam opowiadać.Ja także nie, proszę mi wierzyć.Ale fakty są faktami i musi się je respektować, nawet jeśli trzeba zaczynać wszystko od początku.W głębi serca czułam, że zabójcą jest Sanders, i nic nie było w stanie zachwiać mojego przeczucia.Myślę, że zechcecie państwo teraz usłyszeć, jak przedstawiały się owe fakty.Jak już wiecie, pani Sanders spędziła popołudnie ze znajomymi grając w brydża.Wyszła od Mortimerów około kwadrans po szóstej.Droga do zakładu mogła jej zająć z piętnaście minut lub nieco mniej, gdyby szła powoli.Wobec tego musiała wrócić mniej więcej o wpół do siódmej.Nikt jej nie zauważył, weszła więc pewnie bocznym wejściem i poszła wprost na górę.Tam przebrała się, gdyż jej futerko i spódnica, w której była na brydżu, wisiały w szafie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki