[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba je było wyważyć.I wtedy zobaczyliśmy.– Głos mu się załamał.– Może pan oszczędzić sobie szczegółów – wtrącił szybko Johnson.– Wróćmy do chwili, kiedy siedzieli państwo w jadalni.Kto tam był oprócz pana, gdy rozległ się krzyk?– Kto?.Ależ wszyscy.Nie, chwileczkę.Tylko mój i brat.Harry.Siedział tam ze mną.– Nikt inny?– Nikt.– Dokąd poszli pozostali?Alfred westchnął i odparł z niejakim wysiłkiem:– Spróbuję sobie przypomnieć.Wydaje mi się, że minęły już całe lata.Ach, tak.George poszedł zatelefonować.Zaczęliśmy roztrząsać sprawy rodzinne.Stephen Farr wolał się wycofać, żeby nam nie przeszkadzać.Zrobił to ze sporą dozą taktu i uprzejmości.– A pański brat Dawid?Alfred drgnął.– Dawid? Chyba go tam nie było.Tak, na pewno.Nie wiem, kiedy sobie poszedł.Poirot spytał uprzejmie:– A zatem panowie rozmawiali o sprawach rodzinnych?– Owszem.Tak.– Chodziło więc o kogoś z członków rodziny?– Co pan przez to rozumie? – spytała Lidia.Poirot odwrócił się żywo w jej stronę.– Pani mąż twierdzi, madame, że pan Farr wolał się wycofać, gdyż przyszło do roztrząsania problemów rodzinnych.Nie była to jednakże narada familijna, skoro brakło tam panów Dawida i George’a.Chodziło więc o dyskusję między dwoma tylko członkami rodziny.– Mój szwagier Harry – odparła Lidia – przez wiele lat bawił za granicą.Nietrudno się domyślić, że mieli z mężem sporo spraw do omówienia.– Naturalnie.Właśnie tak sądziłem.Spojrzała na niego z niepokojem, a potem odwróciła wzrok.– Wygląda to całkiem jasno – rzucił pułkownik Johnson.– Czy spostrzegł pan kogoś obcego po wejściu na górę?– Doprawdy.nie wiem.Może.ale nie jestem pewien.Biegliśmy tam wszyscy z różnych stron.Nie zwróciłem uwagi na nic innego.Byłem tak wstrząśnięty tym krzykiem.Pułkownik Johnson prędko zmienił temat.Dziękuję, wystarczy.Tylko jeszcze jedno: zdaje się, że ojciec posiadał diamenty znacznej wartości? wyglądał na zaskoczonego.– Owszem – przyznał.– To prawda.– Gdzie je przechowywał?– W sejfie, we własnym pokoju.– Czy mógłby pan je opisać?– Były to diamenty w stanie surowym, nie oszlifowane.– Dlaczego pański ojciec trzymał je u siebie?Taki miał kaprys.Przywiózł je z Afryki Południowej i nigdy nie pozwolił ich oszlifować.Lubił je, bo stanowiły jego wyłączną własność.Jak mówiłem, taki miał kaprys.– Rozumiem – odparł komisarz, choć jego ton wskazywał, że było akurat odwrotnie.Ciągnął jednak dalej: – Czy przedstawiały dużą wartość?– Mój ojciec szacował je na blisko dziesięć tysięcy funtów.– Ależ to oznacza fortunę!– Tak.– Co za dziwny pomysł, żeby trzymać drogie kamienie we własnym pokoju, choćby nawet w sejfie.– Mój teść – wtrąciła się Lidia – nie był tuzinkowym człowiekiem.Miał dość ekscentryczne upodobania.Sprawiało mu wielką przyjemność, gdy przesypywał te kamienie między palcami.– Może przywodziły mu na myśl przeszłość?– spytał Poirot.Lidia spojrzała na niego z uznaniem.– Myślę, że tak właśnie było.– Czy kamienie zostały ubezpieczone? – zapytał komisarz.– Nie sądzę.Johnson pochylił się do przodu i spokojnie zadał pytanie:– Czy wie pan, że je skradziono?– Co takiego? – zawołał Alfred ze zdumieniem.– Ojciec nie powiedział panu, że zniknęły?– Nie wspomniał o tym ani słowem.– Nie wiedział pan, że posłał po inspektora Sugdena i powiadomił go o swojej stracie?– Nie miałem pojęcia!– A pani? – pułkownik zwrócił się do Lidii.Potrząsnęła głową.– Nic mi o tym nie wiadomo.– Sądziła pani, że nadal spoczywają w sejfie?– Tak.– Zastanawiała się przez chwilę, a potem zadała pytanie: – Czy dlatego został zabity? Z powodu diamentów?– Właśnie próbujemy to wyjaśnić – odparł pułkownik.I dorzucił: – Czy nie domyśla się pani, kto mógł popełnić podobną kradzież?– Nie.Uważam że cała służba jest uczciwa.Mój teść nie opuszczał zaś swego pokoju i nigdy nie schodził na dół.– Kto u niego sprzątał?– Harbury.On słał mu łóżko i ścierał kurze.Druga pokojówka czyściła kratę paleniska i co rano rozpalała ogień w kominku.Resztą zajmował się Harbury.– A więc to on miał najłatwiejszy dostęp do sejfu?– Tak.– Czy sądzi pani, że on ukradł diamenty?– Możliwe.Myślę, że.tak.Miał największą sposobność.Och, to doprawdy nie do wiary!– Pani mąż powiedział nam, co robił dziś wieczorem – rzekł pułkownik.– Może zechce pani postąpić tak samo? Kiedy widziała pani teścia po raz ostatni?– Wszyscy poszliśmy do niego po południu, zanim podano herbatę.Potem już go nie widziałam.– Nie poszła pani później do niego życzyć mu dobrej nocy?– Nie.– A czy zwykle robiła to pani? – spytał Poirot.– Nie! – rzuciła sucho Lidia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Christine Wood [Life Plan 01] A Life Plan Without You (epub)
- § Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Christian Fletcher [The Left Left Alone (epub)
- Christina Ross [Unleash Me, A Unleash Me, Vol 2 (epub)
- Christine Feehan Dark 09 Dark Guardian
- Christine Cody [Bloodlands 01 Bloodlands (epub)
- Prawo handlowe śÂcić ga
- JONATHAN CARROLL Drewniane Morz
- Gini Rifkin Lady Gallant (pdf)
- Mercedes Lackey and Roberta Gellis Ill Met by Moonlight
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sylkahaha.htw.pl