[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.na mojej dłoni spoczywała fiolka z etykietką z angielskiej apteki.Widniały na niej słowa: “Nitrogliceryna w tabletkach.Przyjmować tylko w razie konieczności.Pan John Wilson”.Opanowałem się, zamknąłem szafkę, włożyłem buteleczkę do kieszeni i zabrałem się za uszczelnianie rury! W końcu należy być metodycznym.Jak najszybciej wróciłem do kraju.Do Brukseli przybyłem późną nocą.Rankiem, kiedy pisałem raport dla prefekta, przyniesiono mi list od madame Deroulard, w którym prosiła o niezwłoczne przybycie do domu na ulicę Luizy.Drzwi otworzył Franęois.- Pani baronowa czeka na pana.Poprowadził mnie do jej pokojów.Pani Deroulard siedziała w dużym fotelu.Nie było śladu mademoiselle Virginie.- Panie Poirot - rzekła starsza dama - dowiedziałam się właśnie, że nie jest pan tym, kogo pan udaje.Jest pan policjantem.- Tak jest, madame.- Przyszedł pan tu zbadać okoliczności śmierci mojego syna?Znowu przyznałem się:- Tak jest, madame.- Byłabym zobowiązana, gdyby powiedział mi pan, do czego pan doszedł.Zawahałem się.- Po pierwsze, chciałbym zapytać, skąd pani o tym wie.- Dowiedziałam się od kogoś, kto nie jest już z tego świata.Jej słowa, jak również ton, którym je wypowiedziała, spowodowały, że przebiegł mnie dreszcz.Nie mogłem wydobyć z siebie głosu.- Dlatego, monsieur, proszę pana usilnie, aby powiedział, jaki jest wynik pańskich dochodzeń.- Madame, skończyłem dochodzenie.- A mój syn?- Został zamordowany.- Wie pan, kto to uczynił?- Tak, madame.- A zatem, kto?- Pan de Saint Alard.- To pomyłka.Pan de Saint Alard jest niezdolny do popełnienia zbrodni.- Mam dowody.- Raz jeszcze proszę, niech mi pan wszystko opowie.Tym razem usłuchałem jej, relacjonując krok po kroku drogę do odkrycia prawdy.Starsza pani słuchała uważnie.W końcu skinęła głową.- Tak, tak, wszystko się zgadza, z wyjątkiem jednego.To nie pan de Saint Alard zabił mojego syna.Zrobiłam to ja, jego matka.Patrzyłem na nią z niedowierzaniem.Pani Deroulard łagodnie kiwała głową.- Zatem dobrze, że posłałam po pana.Łaska boska, że Virginie o wszystkim mi powiedziała, zanim poszła do klasztoru.Proszę posłuchać, panie Poirot.Mój syn był złym człowiekiem.Prześladował Kościół.Żył w grzechu śmiertelnym.Ciągnął za sobą do piekła również inne dusze.Ale zdarzyło się coś jeszcze gorszego.Pewnego dnia rano, kiedy wyszłam ze swojego pokoju.zobaczyłam synową, stojącą u szczytu schodów i czytającą list.Widziałam, jak syn skrada się od tyłu.Jedno szybkie pchnięcie i ona pada, uderzając głową w marmurowe stopnie.Kiedy zbiegli się domownicy, już nie żyła.Mój syn był mordercą, i tylko ja, jego matka, o tym wiedziałam.Na chwilę zamknęła oczy.- Nie może pan sobie wyobrazić, monsieur, mojej rozpaczy.Co miałam robić? Zadenuncjować go na policji? Nie potrafiłam się na to zdobyć.To był mój obowiązek, ale ciało było mdłe.Poza tym, czyby mi uwierzono? Od jakiegoś czasu coraz gorzej widziałam: powiedziano by, że musiałam się pomylić.Zatem milczałam.Lecz sumienie nie dawało mi spokoju.Milcząc.również byłam morderczynią.Syn odziedziczył majątek żony.A teraz miał otrzymać tekę ministra! Na pewno z podwójną energią zacząłby prześladować Kościół.Do tego jeszcze Virginie.Biedne dziecko.Piękna dziewczyna, z natury pobożna, była nim zafascynowana.Syn miał dziwną, straszną władzę nad kobietami.Widziałam, co się kroi, ale nie mogłam temu zapobiec.On nie miał zamiaru się z nią ożenić.Przyszedł czas, kiedy Virginie gotowa była wszystko dla niego zrobić.I wtedy zobaczyłam wyjście z sytuacji.To był mój syn, ja dałam mu życie.Byłam za niego odpowiedzialna.Zabił ciało jednej kobiety, teraz zabije duszę innej! Weszłam do pokoju pana Wilsona i zabrałam fiolkę z lekarstwem.Kiedyś w żartach powiedział, że wystarczy ich, by zabić człowieka.Poszłam z nimi do gabinetu i otworzyłam dużą bombonierkę, która zawsze stała na stole.Pomyłkowo otwarłam jednak zupełnie nowe pudełko - Obok stało drugie - w środku była tylko jedna czekoladka.To upraszczało sprawę.Nikt nie jadał czekoladek oprócz mojego syna i Virginie.Tego wieczoru postanowiłam trzymać ją przy sobie.Wszystko poszło tak, jak zaplanowałam.Urwała, przez moment siedziała z zamkniętymi oczyma, po czym znowu je otworzyła.- Panie Poirot, jestem w pana rękach.Lekarze mówią, że niedługo pożyję.Jestem gotowa odpowiedzieć przed Bogiem za mój czyn, Czy na ziemi również muszę to zrobić?Zawahałem się.- Ale, madame, pusta buteleczka.- rzekłem, pragnąc zyskać na czasie.- Jak trafiła do rąk pana de Saint Alarda?- Kiedy przyszedł się ze mną pożegnać, wsunęłam mu ją do kieszeni.Nie wiedziałam, jak się jej pozbyć.Jestem tak niedołężna, że nie mogę poruszać się o własnych siłach, a pusta buteleczka w moim pokoju wzbudziłaby podejrzenia.Rozumie pan, monsieur - wyprostowała się dumnie - nie zamierzałam rzucać podejrzeń na pana de Saint Alarda! Do głowy mi to nie przyszło.Pomyślałam, że jego lokaj znajdzie pustą fiolkę i wyrzuci ją bez chwili namysłu.Skłoniłem głowę: - Rozumiem, madame.- I co pan postanawia, monsieur? - spytała głosem mocnym, bez drżenia.Podniosłem się z krzesła.- Madame - odparłem - mam zaszczyt życzyć pani miłego dnia.Moje dochodzenie skończyło się klęską Sprawa zamknięta.Poirot przez chwilę milczał, po czym rzekł cicho:- Zmarła tydzień później [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki