[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysiedliśmy z drogiego wynajętego samochodu na niewielkim,porośniętym trawą pagórku.Poczułam, jak żołądek podchodzi mi dogardła.Tym razem to ja wisiałam nad przepaścią, a Dan był moją liną.Moja matka, nieznośnie pewna siebie, maszerowała wąską żwirowąalejką w stronę kupy piachu i otwartego grobu, który czekał tylko na jej aprobatę, a ja chwyciłamrękę Dana tak mocno, że moje paznokcie wbiły mu się w skórę.Kiedy tozobaczyłam, musiałam odwrócić głowę.- Róże - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.Spojrzał na pagórek istanął między mną a różami.- Nie wie, że masz na nie alergię? Zapomniałam mu powiedzieć, że wtej kwestii gookłamałam.Czymże jest jedno tak małe kłamstwo pośród wieluinnych? -Wie.Położył mi ręce na ramionach, lekko je pomasował.- Więc nie pójdziemy tam.- Muszę tam pójść, to pogrzeb mojego ojca, ona oczekuje, że.-Paplałam coś bez sensu, ale nie mogłam przestać.Dan mnie uciszył i przestał masować.Spojrzałam na niego.- Nie musisz robić nic, czego nie chcesz robić, Elle.Z drżeniem wciągnęłam do płuc powietrze.Promienie słońca padałyna jego twarz, ukazywały piegi i zmarszczki wokół oczu.W jasnymświetle na zielononiebieskich tęczówkach dostrzegłam złote plamki.- Możemy słuchać stąd - powiedział.- Nie musisz tam iść, jeśli niechcesz.Miał rację, a co więcej - nie zamierzał ustąpić.Paplałam coś jeszcze oobowiązku, szacunku, honorze i oczekiwaniach.Wysłuchał mnie, ale nieprzesunął się, żeby mi pozwolić podejść do grobu i uczestniczyć wmodlitwie.Zaczęli beze mnie. - Nie musisz tam iść - upierał się.Pogładził mnie po włosach.Wszystko w porządku.Nie, nic nie było w porządku.Wszystko było nie tak i wiedziałam, żebędę musiała zapłacić za swoje tchórzostwo, jeśli nie teraz, to pózniej.Zawsze tak było.Moja rodzina jest duża i hałaśliwa, nie brakuje jej pogody ducha ipijaków.Alkohol to coś, co ją łączy najmocniej - jowialnych irlandzkichwujów i ciotki ze strony ojca i sentymentalnych włoskich krewniakówmojej matki.Mam dwie żyjące babcie i dwóch żyjących dziadków, iniezliczoną liczbę ciotecznych i stryjecznych braci, sióstr i kuzynów.Wielu z nich się pożeniło i dorobiło pierwszych dzieci.Nie widziałam ichod wielu lat, choć większość nie wyprowadziła się zbyt daleko od domumojej matki.Prawdopodobnie widywali ją częściej niż ja, spędzali w tymdomu o niezmienionym od lat wystroju więcej czasu, w towarzystwiemojego siedzącego na ukochanym fotelu ojca.Teraz fotel był pusty i zapomniany i choć w domu było więcej ludziniż krzeseł, nikt na nim nie usiadł.- Zupełnie jakby to była jakaś świątynia - mruknęłam, stojąc podścianą.Tak jak przewidywała moja matka, piłam, ale wypiłam tylko jedenkieliszek wina.Trunku, na którego widok rodzina mojego ojca by sięskrzywiła, a matki piała z zachwytu.- Ten dom jest jakąś cholernąświątynią.Wszyscy witali Dana z otwartymi ramionami.Ignorowała go tylkomoja matka, zbyt zajęta odgrywaniem roli bolejącej wdowy.Potrząsałdłońmi i znosił dobroduszne poklepywania po żebrach.Roznosił i przynosił starszym paniom drinki i talerze z jedzeniem.Flirtował takszarmancko, że wszystkie rozpływały się w ochach i achach.Oparł się o ścianę obok mnie.- Twoja rodzina wydaje się całkiem fajna.Przez chwilę nie odpowiadałam.Popijałam małymi łyczkami wino iczekałam, aż wypełni mi całe usta.Dopiero wtedy zamierzałam jeprzełknąć.- Większość rodzin się taka wydaje, prawda? Nie bardzo wiedział, coodpowiedzieć.Rozejrzał się.Od czasu gdy tam mieszkałam, matka niewiele zmieniła.Bzik napunkcie posiadania wszystkiego, co najnowsze i najlepsze, manifestowałsię tylko w jej wyglądzie.Dom był dokładnie taki, jaki zapamiętałam.Wielkoekranowy telewizor, który przytłaczał salon, musiał byćpomysłem ojca.Moja kuzynka Janet stanęła przed nami dużo okrąglejsza, niż kiedy jąwidziałam ostatnio, ale niemowlę na jej rękach było oczywistympowodem tego stanu.Uśmiechnęła się do Dana, a mnie objęła jedną ręką.Drugą tuliła śpiące dziecko.Podziwiałam ją.Pomyślałam, że matki poprostu się uczą, jak robić wszystko, żeby nie budzić dzieci.- Elle - powiedziała ciepło.- Dobrze cię widzieć.Co.co u ciebie?- Dobrze.Ty też świetnie wyglądasz.Gratulacje.- Spojrzałam naśpiące dziecko.- Dostałam zaproszenie.- Myśmy dostali prezent - odparła.- Jest śliczny.Sama go zrobiłaś? Rzuciłam okiem na Dana i zaczerwieniłam się, bo wyglądał nazainteresowanego.-Tak.- Zrobiła ńa drutach najcudowniejszy kocyk, jaki kiedykolwiekwidziałam - powiedziała do Dana i dodała: - Cześć, jestem Janet.Przedstawiłam ich sobie szybko.- Robiłam go z wielką radością - powiedziałam.- Mieliśmy nadzieję, że cię zobaczymy na chrzcie, ale twoja matkapowiedziała, że wyjechałaś.-A.tak.Dużo podróżuję.- Kolejne kłamstwo.Pokiwała głową zewspółczuciem.- Wpadnij do nas kiedyś, proszę, wiesz, gdzie mieszkamy.- Spojrzałaprzez pokój na swojego męża, Seana.Chodziłam z nim do szkoły.-Bardzo byśmy chcieli, żebyś kiedyś przyszła.Ty i Dan - dodała.-Wszyscy przyjaciele Elle są naszymi przyjaciółmi.Piękno jej słów tkwiło w tym, że mówiła dokładnie to, co myślała.Uścisnęła mnie znowu, ale tym razem jej śpiący aniołek się obudził.Wymruczała coś o karmieniu piersią i pieluchach i zniknęła w tłumie.Podeszło do mnie wielu członków rodziny i wielu przyjaciół, żebymnie uściskać i powiedzieć, jak się cieszą, że nieoczekiwanie zjawiłamsię na pogrzebie.Kiwałam głową i uśmiechałam się do nich wszystkich,bo naprawdę było mi miło.To nie była ich wina, że uciekłam i że niechciałam ani wracać, ani oglądać się za siebie.- Dlaczego wszyscy mówią do ciebie Ella? - spytał Dan, kiedyodpłynęła kolejna fala krewnych.Trzeci kieliszek wina zaróżowił mi policzki, lekko zaszumiało mi wgłowie, ale tym razem nie zamierzałam się upijać w sztok.- Bo tak mam na imię.Przeszkodziła nam kolejna kuzynka.Kiedy już przestała przypominaćmi o tym, że miałam do niej zadzwonić, dał o sobie znać mój pęcherz.Mała łazienka tuż przy kuchni była cały czas zajęta.Właśnie przed chwilązniknął w niej wuj Larry. Wiedziałam, że nie uda mi się poczekać, aż wyjdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki