[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głazy u podnóża były wręcz ogromne, większe ode mnie i spoczywały na stertach mniejszych kamieni, które ściągnęły ze sobą, odrywając się od klifu.Dotarłszy na otwartą przestrzeń,zatrzymałem się, by poczekać na pozostałych.Nie poruszali się zbyt szybko.Cała czwórka posuwała się bokiem, trzymając się obiema rękami ściany urwiska.Choć niesione przez nich plecaki były już niemal puste, w każdej chwili mogły ich przeważyć dotyczyło to wszystkich, z wyjątkiem Pola.%7łołnierz i mag zatrzymywali się co chwilę, byspojrzeć na mnie przez ramię.Odpowiedziałem im tym samym i już miałem usiąść w cieniudrzewek oliwnych, ale przypomniało mi się, że królewski doradca okazał dziś więcejuprzejmości niż zazwyczaj i chciałem, by tak zostało.Czekałem więc w pełnym słońcu, gdziemógł mnie widzieć.Dzień był gorący i pot ściekał mi po policzkach.Gdy wszyscy dotarli bezpiecznie na dół, usiedliśmy pod drzewkami, by odpocząć.Wcieniu panował półmrok i chłód.Oliwki były już tak stare, miały tak powykręcane gałęzie itak gęste liście, że nie przepuszczały zbyt wiele światła.Zamiast jałowca i szałwii, zazwyczajrosnących u ich stóp, ziemię pokrywała jedynie rzadka trawa, z której gdzieniegdziewystawały patykowate krzewy. Udam się do miasteczka, by kupić konie i drugie śniadanie  powiedział magwstając i otrzepując się. Dojście tam i z powrotem zajmie mi prawie godzinę, poza tymbędę potrzebował jeszcze trochę czasu na znalezienie wierzchowców i prowiantu.Wciążjesteśmy jeden dzień do tyłu, więc będziemy musieli jeść w drodze  dodał i zniknąłpomiędzy drzewkami oliwnymi.Pol odwrócił się i otworzył plecak, o który do tej pory się opierał. Nie ma sensu marnować czasu  oznajmił, wyciągając z zewnętrznych kieszeni dwadrewniane miecze.Wręczył je Ambiadesowi i Sofosowi, którzy zabrali się za treningfechtunku.Przypomniałem sobie scenę oglądaną z okna górskiej chatki i doszedłem downiosku, że chyba jednak to nie był sen. Podnieście broń  rozkazał i chłopcy zaczęli ćwiczenia, z którymi byli wyrazniedobrze zaznajomieni.Najpierw wykonali kilka skłonów i skrętów, a gdy już rozgrzalimięśnie, Pol postawił ich przeciw sobie.Pojedynkowali się w skupieniu, ja zaś przyglądałemsię ich potyczce z dużym zainteresowaniem.Ambiades był o wiele lepszym szermierzem, aleteż przewyższał Sofosa wiekiem o jakieś cztery, pięć lat.Młodszy z chłopców dopiero uczyłsię ruchów, ale wykazywał się talentem i dobrą koordynacją.Trenując z wprawnymnauczycielem, mógłby stać się niebezpiecznym przeciwnikiem.Póki co jednak był za niski ibrakowało mu wprawy w posługiwaniu się bronią, więc tylko machał mieczem, mającnadzieję, że uda mu się trafić.W krytycznych momentach zdarzało mu się zamykać oczy.Skrzywiłem się, gdy Ambiades ominął zasłonę Sofosa i trzasnął go w głowę.  Wszystko w porządku?  Starszy chłopak upuścił broń, a na jego twarzy odmalowałsię wyraz troski. Myślałem, że zablokujesz. Wyciągnął rękę, by rozmasować mu czoło,ale Pol ją odepchnął. Powinien.Spróbuj jeszcze raz. Kazał Ambiadesowi powtarzać ten sam cios raz zarazem, aż wreszcie Sofosowi udało się wypracować naturalną dla siebie zasłonę.Oberwał wgłowę jeszcze dwukrotnie, ale starszy chłopak wyraznie uderzał w mniejszą siłą.Za każdymrazem też przepraszał i przyszło mi do głowy, że pod płaszczykiem dumy i szorstkości mogąkryć się cechy pozwalające go polubić.Wreszcie, gdy przełamał zasłonę Sofosa po razsiódmy czy ósmy, ten odsunął się na bok i zablokował atak. Może być  mruknął Pol, a z jego ust była to wielka pochwała, i zakończył lekcję.Chłopcy padli na trawę dysząc ciężko, a żołnierz schował drewniane miecze do plecaka.Przyjrzałem się innym plecakom.Wszystkie miały przyszyte kieszenie, także ten należący domaga.To tłumaczyłoby, dlaczego nie zrzucili bagaży z klifu, zanim zaczęli schodzić w dół.Nikt nie chciałby, żeby jego cenny miecz wylądował na kupie kamieni.Uspokoiłem sięwiedząc, że nie znalezliśmy się w dziczy mając do dyspozycji jedynie broń Pola, chociaż niebyłem pewny, jaki użytek zrobiliby Bezużyteczni z własnych ostrzy, gdyby przyszło dowalki.Ciekawiło mnie, czy mag albo żołnierz mieli też broń palną.Działając w imieniu króla,mieli do niej prawo, przynajmniej w Sounis.Nie była wprawdzie tak celna, jak kusza, ale zato sprawiała mniej problemów w transporcie.Zwiadomość, że mamy ze sobą taką broń,dodałaby mi otuchy.Umieściwszy miecze z powrotem w plecaku, Pol usiadł na trawie i spojrzałwyczekująco na Sofosa. Nie stawiaj swoich słabych stron przeciwko mocnym przeciwnika?  zapytał zwahaniem chłopiec. A co jest twoją słabą stroną? Mój wzrost? A silną Ambiadesa? Lata ćwiczeń szermierczych  mruknąłem pod nosem, ale nikt tego nie usłyszał. Jego wzrost  zauważył słusznie Sofos. Nie zapominaj o tym.Potem oszczędnie pochwalił Ambiadesa i dał mu kilka rad.Przez dłuższą chwilęrozmawiali o fechtunku jak mężczyzni.%7łołnierz wyraznie szanował słowa chłopaka, co tegowyraznie cieszyło.Niemalże sam zacząłem darzyć go sympatią.Do powrotu maga zostało jeszcze trochę czasu, położyłem się więc na miękkiej ziemi pod drzewkiem oliwnym i zamknąłem oczy.Gdy pojawił się królewski doradca, wszyscyspaliśmy, za wyjątkiem Pola.Przebudziłem się, słysząc coraz bliższy stukot kopyt, ale animyślałem wstawać.Przyjemnie było leżeć i spoglądać w górę na poskręcane konary i rosnącegęsto liście.Ziemia pod moimi palcami była sypka niczym proszek.Powiewał delikatnywietrzyk, poruszający lekko mniejszymi gałązkami.Prześwitujące gdzieniegdzie niebowydawało się białe od południowego żaru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki