[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał przedoczami scenę, której Sara nie opisała ze szczegółami  scenę oddania się.Byłjednocześnie rozkoszującym się nią Francuzem Varguennes i mężczyzną, który skoczyłSarze na ratunek i jednym ciosem obalił Francuza na ziemię, tak samo też Sara była dlaniego zarazem niewinną ofiarą i namiętną, wyuzdaną kobietą.W głębi duszy przebaczałjej rozwiązłość i dostrzegał gęste mroki, w których sam mógłby się tą rozwiązłościądelektować.Tak gwałtowne zmiany nastrojów nie są dziś możliwe.Mężczyzna i kobieta przypierwszym najbardziej przelotnym zetknięciu zastanawiają się od razu nad możliwościąkontaktu fizycznego.Naszym zdaniem taka szczerość w odsłanianiu prawdziwychpobudek ludzkiego postępowania jest czymś zdrowym, lecz za czasów Karola człowieknawet wobec siebie samego nie przyznawał się do pragnień potępianych przez opiniępubliczną, gdy więc te zaczajone tygrysy atakowały nagle świadomość, była ona na tegorodzaju atak śmiesznie wprost nie przygotowana.Ponadto wiktorianie mieli też ową dziwnie egipską cechę, ową klaustrofilię, którejwyraznym dowodem jest ich spowijający, mumifikujący ubiór, ich architektura o wąskichoknach i ciasnych korytarzach, ich lęk przed otwartą przestrzenią i przed nagością.Ukryćrzeczywistość, odciąć się od przyrody.Rewolucyjny kierunek w sztuce reprezentowalioczywiście w dobie Karola prerafaelici* [* B r a c t w o P r e r af a e 1 i t ó w  grupa malarzy ipoetów, utworzona w Londynie w 1848 r.pod przewodnictwem Dantego Gabriela Rossettiego.Prerafaelicipragnęli przywrócić w malarstwie, poezji i krytyce teoretyczne i praktyczne założenia artystyczne, jak naprzykład wierność naturze, szczerość, uważane przez nich za cechy dominujące w sztuce włoskiej przedRafaelem.]  próbowali oni przynajmniej dopuścić do głosu naturę i seks, wystarczyjednak porównać sielankowe tło któregoś z obrazów Johna Millais ** [** Sir John EverettM i l l a i s (1829 1896)  malarz angielski, współzałożyciel Bractwa Prerafaelitów.] lub Forda MadoxaBrowna***[*** Ford Madox Brown (1821 1893)  malarz angielski, mający powiązania z BractwemPrerafaelitów.] z tłem na obrazach Constable a**** [****John C o n s t a b l e (1776 1837)  malarzangielski, słynny ze swych wspaniałych pejzaży, nowator, wywarł wpływ na francuską szkołę barbizońską.]lub Palmera***** [*****Samuel Pa1mer (1805 1881)  rysownik, grafik i pejzażysta angielski.] , abystwierdzić, jak dalece dwaj pierwsi skłonni byli do idealizowania i przyozdabianiaprzedstawianej przez się czysto zewnętrznej rzeczywistości.Karolowi tedy szczera iotwarta spowiedz Sary  wygłoszona w dodatku pod otwartym, słonecznym niebem nie ukazywała ostrzej zarysowanej rzeczywistości, lecz przelotną wizję wyimaginowanegoświata.Dziwność tego świata nie polegała na tym, że był bardziej realny, lecz na tym, że byłmniej realny  mityczny świat w którym nagie piękno miało znacznie większą wagę odnagiej prawdy.Karol patrzał na Sarę przez kilka chwil zapierających dech w piersi, potem wrócił naswój kamienny tron.Serce biło mu tak mocno, jak gdyby w sam czas cofnął się znadkrawędzi przepaści.Hen nad morze, nad najbardziej wysuniętą na południe linięhoryzontu, wypłynęła wolno armada obłoków.Kremowe, bursztynowe, śnieżnobiałe,niczym wspaniałe szczyty łańcucha górskiego, wieże i wały obronne, ciągnęły się jakokiem sięgnąć& a jednak dalekie, niedosięgłe niby opactwo Theleme* [* O p a c t w oT h e l e m e  z powieści Rabelais go Gargantua i Pantagruel.], jakaś bezgrzeszna, idylliczna,upajająca kraina, po której mogliby krążyć wszyscy troje  Karol i Sara, i Ernestyna& 118Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że Karol snuł myśli tak wyraznie sprecyzowane, takbezecnie mahometańskie.Jednakże dalekie obłoki przypomniały mu o jego własnymniezadowoleniu, o tym, jak bardzo chciałby żeglować znów po Morzu Tyrreńskim, jechaćkonno ku odległym murom Avili, wciągając w nozdrza gorące, suche zapachy, lub zbliżaćsię do jakiejś świątyni greckiej zalanej płomiennym egejskim słońcem.Ale nawet tutajjakaś postać, jakiś cień, może jego zmarłej siostry, szedł przed nim, lekko, wabiąco, wgórę po kamiennych stopniach i dalej, w głąb tajemnicy strzaskanych kolumn.21Przebacz mi, Margerito!Ach, tak bym chciał, przysięgam,W ramiona ciebie schwytać,Lecz patrz, na próżno sięgam!Wyciągniętymi dłońmiPustą przestrzeń rozpraszam.Pomiędzy nami jest morze:Odmienna przeszłość nasza.Matthew Arnold, Parting (1853)Chwila milczenia.Sara podniosła lekko głowę, dając w ten sposób poznać, żeodzyskała już równowagę.Na pół ku niemu obrócona spytała: Mogę skończyć? Niewiele już mam do dodania. Proszę, niech się pani tak nie przejmuje.Skinęła głową na znak przyrzeczenia, po czym mówiła dalej: 119 Varguennes wyjechał nazajutrz odpływającym właśnie statkiem.Miał różnewymówki.Kłopoty rodzinne, długa nieobecność w kraju.Mówił, że wróci bardzo szybko.Wiedziałam, że kłamie.Ale nie mówiłam nic.Może sądzi pan, że powinnam była wrócićdo pani Talbot i udawać, że byłam w Sherborne.Ale nie potrafiłam ukryć swoich uczuć,panie Smithson.Byłam otumaniona rozpaczą.Wystarczyło spojrzeć na moją twarz, żebypoznać, że podczas mojej nieobecności zaszło coś, co odmieniło całe moje życie.Poza tymnie mogłam kłamać pani Talbot.Nie chciałam kłamać. A więc powiedziała jej pani to samo, co przed chwilą mnie?Sara spuściła oczy i spojrzała na swoje dłonie. Nie.Powiedziałam jej, że spotkałam pana Varguennes.%7łe on wróci kiedyś, żeby się ze mną ożenić.Mówiłam to& nie przez ambicję.PaniTalbot jest dość wielkoduszna, żeby zrozumieć prawdę  to znaczy, żeby mi przebaczyć ale nie mogłam jej powiedzieć, że to jej szczęście w jakimś stopniu doprowadziło mniedo tego. Kiedy się pani dowiedziała, że on jest żonaty? W miesiąc pózniej.Pisał, że jest ofiarą nieszczęśliwego związku.Pisał nadal omiłości, o wspólnym ułożeniu życia& nie było to już dla mnie wstrząsem.Nie czułambólu.Odpisałam bez gniewu.Napisałam, że moja miłość do niego wygasła i że nie chcęgo nigdy więcej widzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki