[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cin cin! - powiedzieli równocześnie i wypili pierwszy łyk.Barman postawił przed nimi talerzyk chipsów, ale nie zwrócili na nie uwagi.Zpowodu tłoku przy barze stopniowo przesuwali się w głąb sali, aż znalezli się przy oknie,przez które obserwowali teraz ruchliwą ulicę.Franca wiedziała, że jest to spotkanie służbowe.Gdyby Brunetti chciał się dowiedzieć,co u niej słychać, wypytałby o wszystko przez telefon, a nie umawiał się z nią w tymzatłoczonym, gwarnym miejscu.- O co chodzi, Guido? - spytała z uśmiechem, żeby nie psuć od razu miłego nastroju.- O lichwiarzy - odpowiedział.Rozejrzała się szybko dokoła.- Komu są potrzebne te wiadomości?- Mnie, oczywiście.- Wiem, że tobie, Guido.Ale czy potrzebujesz ich jako policjant, czy tak poprzyjacielsku?- Czemu o to pytasz?- Ponieważ jeśli to jest ta pierwsza ewentualność, nie mam ci nic do powiedzenia. - A jeśli druga?- To mam.- Jaka to różnica? - spytał, przysuwając się do baru, żeby wziąć parę chipsów.Nieżeby miał na nie wielką ochotę, ale chciał jej dać trochę czasu do namysłu.- Taka, że w pierwszym przypadku być może będę musiała powtórzyć wszystko, co cipowiem, przed sądem albo ty może będziesz musiał podać zródło informacji.Jeśli natomiastjest to zwyczajna rozmowa między przyjaciółmi, mogę powiedzieć ci wszystko, co wiem, izaraz potem zapomnieć, że ci o tym powiedziałam, na wypadek, gdyby ktoś mnie kiedyś o topytał.Mówiąc to, Franca w ogóle się nie uśmiechała, co było o tyle dziwne, że z naturytryskała radością jak fontanna wodą.- Czy oni są aż tak niebezpieczni? - spytał Brunetti, odbierając od niej pustą szklankę istawiając obok swojej na kontuarze.- Wyjdzmy - powiedziała Franca.Kiedy znalezli się na campo, podeszła domarmurowego masztu i stanęła po jego lewej stronie, dokładnie naprzeciw witryny księgarni.W ten sposób, przypadkowo czy nie, znalazła się w odległości paru metrów od dwóchpodpierających się laskami, nachylonych ku sobie staruszek.Brunetti stanął obok niej.Zwiatło padające znad budynków spowodowało, że sylwetkiich odbiły się w oknie wystawowym księgarni.Nieostry obraz odbity w szybie przeniósł ichna chwilę w przeszłość, do tych lat, kiedy jako para nastolatków umawiali się tu często nakawę z przyjaciółmi.Wtedy wyrwało mu się pytanie:- Czy naprawdę aż tak się boisz?- Mam piętnastoletniego syna - wyjaśniła Franca rzeczowym tonem, tak jakby mówiłao pogodzie czy o tym, że jej syn uwielbia piłkę nożną.- A ty, Guido, dlaczego chciałeśspotkać się ze mną właśnie tutaj?Uśmiechnął się.- Wiem, że jesteś bardzo zajęta, wiem, gdzie mieszkasz, więc pomyślałem, że toodpowiednie miejsce, bo nie będziesz miała daleko.- Czy to był jedyny powód? - Franca oderwała wzrok od niewyraznego odbiciaBrunettiego w szybie i spojrzała na niego.- Tak.Dlaczego pytasz?- Więc naprawdę nic o nich nie wiesz? - spytała. - Nic.Wiem, że istnieją, i wiem, że działają tutaj, w mieście.Bo gdzie mielibyegzystować? Ale nigdy nie złożono na nich oficjalnej skargi.- No, a poza tym przeważnie zajmuje się nimi urząd podatkowy, prawda?Brunetti wzruszył ramionami.Nie miał pojęcia, czym zajmowali się funkcjonariuszeGuardia di Finanza.Często widywał ich szare mundury ozdobione jaskrawoczerwonymipłomykami mającymi symbolizować sprawiedliwość, nie zauważył jednak, by robilicokolwiek pożytecznego prócz zachęcania osaczonych obywateli do wynajdywania coraz tonowych sposobów ucieczki przed podatkami.Kiwnął twierdząco głową, nie chcąc otwarcie przyznawać się do ignorancji.Franca odwróciła się i powiodła wzrokiem po małym placyku.Przez chwilęrozglądała się w milczeniu, aż w końcu wskazała podbródkiem na bar szybkiej obsługi poprzeciwnej stronie.- Co tam widzisz? - zapytała.Popatrzył na wielką szklaną fasadę.Przy wejściu kręciło się mnóstwo młodzieży, awszystkie stoliki, dobrze widoczne przez ogromne okna, były zajęte.- Widzę całkowity upadek sztuki kulinarnej - powiedział, śmiejąc się.- A na zewnątrz? - spytała poważnie.Brunetti spojrzał ponownie w stronę baru, zawiedziony, że Franki nie rozśmieszyłjego żart.Zobaczył dwóch ciemno ubranych mężczyzn z aktówkami, zagłębionych wrozmowie.Na lewo od nich młoda kobieta, gorączkowo przerzucając strony notesu,próbowała jednocześnie wystukać numer na telefonino.Niedaleko niej stał nędznie odziany,wysoki i chudy starzec, który mówił coś do równie starej kobiety, całej w czerni.Kobieta,przygarbiona wiekiem, drobnymi dłońmi ściskała rączkę wielkiej ciemnej torby.Zapadniętepoliczki, długi ostry nos i pochylona sylwetka upodobniały ją do czarownicy.- Widzę sporo ludzi robiących to, co zwykle ludzie robią na Campo San Luca.- To znaczy? - Franca popatrzyła na niego przenikliwie.- Spotykają się, rozmawiają, idą na drinka, a potem wracają do domu na obiad.Dokładnie tak jak my.- A tych dwoje? - Franca wskazała brodą na chudzielca i staruszkę.- Ona pewnie wraca do domu na obiad po długiej mszy w którymś z tych małychkościółków.- A on?Brunetti znów popatrzył w ich kierunku.Wciąż rozmawiali.- Wygląda na to, że ona stara się ocalić jego duszę, a on się przed tym broni. - On nie ma duszy - powiedziała Franca, zaskakując go swoją oceną, gdyż zazwyczajnie mówiła o nikim złego słowa.- Ona też jej nie ma - dodała zimno, wpatrując się w witrynęksięgarni.- To jest Angelina Volpato i jej mąż Massimo - mówiła dalej, odwrócona doBrunettiego plecami.- Dwoje największych lichwiarzy w mieście.Nikt nie wie, kiedy zaczęliswoją działalność, ale od dziesięciu lat są właściwie monopolistami.Brunetti poczuł tuż obok czyjąś obecność - jakaś kobieta stanęła blisko nich i zaczęłaoglądać książki.Franca zamilkła i odezwała się dopiero, kiedy kobieta odeszła.- Można ich tu zastać codziennie przed południem, wszyscy o tym wiedzą, więc jeśliktoś ma do nich interes, podchodzi, zagaja rozmowę i Angelina zaprasza go do domu.Tababa to prawdziwy wampir.- Franca przerwała, najwyrazniej bardzo przejęta.- Z domudzwoni do notariusza i przygotowują umowę.W zamian za gotówkę ludzie oddają im domy,interesy, meble.- O jak duże pieniądze chodzi?- Wszystko zależy od tego, ile kto potrzebuje i na jak długo.Jeśli to tylko paręmilionów, to przyjmą pod zastaw meble.Ale jeśli to jakaś znaczna suma, pięćdziesiątmilionów albo więcej, wtedy ona dolicza procent.Podobno jest analfabetką, tak jak jej mąż,ale procent potrafi wyliczyć w sekundę.Franca zamyśliła się na chwilę.- Jeśli to jest bardzo duża suma - podjęła - dłużnicy zgadzają się przepisać na nią naprzykład dom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki