[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam, tato.- Emma mówiła zatroskanymgłosem, nie martwiła się jednak, że narobiła sobie kłopotów.Nie mogła uwierzyć, że tak bardzo się pomyliła.- Naprawdęmyślałam, że to twoje listy.- Nic nie szkodzi, Słodki Groszku.To bardzo odległaprzeszłość.- Właściwie nie taka odległa.- Słucham?- Większość listów jest z 1982 roku, ale są jeszcze trzypózniejsze.Najnowszy jest z lipca.- Tego roku?- Tak - odparła.- Gratulacje z okazji ślubu.Ale nie brzmiąszczerze.- Dlaczego tak mówisz?- Bo on pisze coś takiego: Gratulacje z okazji wyboruniewłaściwego mężczyzny, i to po raz drugi.To dosyćnieuprzejme.- Przewróciła oczami.- Powinnam była wiedzieć,że ty byś tak nie napisał. ROZDZIAA65USAMRIIDPowinna była się jakoś przygotować.- Dostaje leki - oznajmił Platt, prowadząc ją korytarzamizbudowanymi z nieotynkowanych pustaków.Maggie włożyła z powrotem swoje cywilne ubranie.Zadziwiające, jak taka prosta rzecz poprawia samopoczucie.Musiała jednak zostawić kwiecisty fioletowyżakiet.Został już wcześniej zabrany, z powodu wymiocin MaryLouise.Plam na rękawie.To jedno różniło los Maggie od losuCunninghama.życie jest doprawdy pełne ironii, pomyślała.Jako agentka FBIstawała twarzą w twarz z mordercami, została zaatakowananożem, postrzelona i zamknięta w zamrażarce.Ale nigdy by niezgadła, że życie zależy od odległości dzielącej cię odwymiotującej małej dziewczynki.- Jak się czuje Mary Louise? - spytała Platta, idąc labiryntemkorytarzy.Nie spodziewała się żadnych szczegółów.Dał jej jasno dozrozumienia, że stan pozostałych ofiar nie jest tematem dorozmowy.- Ma się dobrze - rzekł, zerkając na nią.- Jak dotąd.Dotarli dokońca korytarza.Platt wbił kod, potemwsunął kartę magnetyczną do czytnika.Tym razem, słysząc sykhermetycznych drzwi, Maggie nie poczuła skurczu żołądka.Platt położył rękę na klamce i znowu się obejrzał.W jegooczach dostrzegła obawę.- Nie przywykła pani do takich widoków - uprzedził ją lojalnie.Był pułkownikiem, dlatego w jego ustach wszystko brzmiało tak dramatycznie, dlatego brał wszystko z taką powagą.Musiałtak postępować, zwłaszcza w sprawach dotyczących życia iśmierci.Weszła za nim do pokoju obserwacyjnego i natychmiastzauważyła, że wszystkie monitory i inne urządzenia szumią,błyskają i rytmicznie popiskują.Była daleko od szklanej ściany dzielącej to pomieszczenie odmałego szpitalnego pokoju.Starała się patrzeć na dwie osoby wkosmicznych kombinezonach, które się tam krzątały.Ustawiaływłaśnie kroplówkę, wieszały pojemniki, jeden z przezroczystympłynem, drugi z krwią albo plazmą.Od razu zrozumiała, że tonie żarty, tyle było tam różnych rurek i przewodów.No i całyten sprzęt.Chociaż nie słyszała tych wszystkich dzwięków,widziała, jak jedna z osób naciska przyciski na urządzeniach imonitorach, połączonych z komputerami w ciemnympomieszczeniu, gdzie stała z Plattem.Z początku Maggie skupiła się na ludziach w kombinezonach iich niespiesznych przemyślanych ruchach.Pracowali bezzarzutu, nieskrępowani kombinezonami,chociaż jakby w zwolnionym tempie.Zupełnie jakby oglądałaDiscovery z wyłączonym dzwiękiem.Jeden z kosmonautów przeszedł na drugą stronę pokoju i wtedyMaggie zobaczyła mężczyznę leżącego w łóżku.Nie od razu go poznała.Jego przyprószone siwizną włosywyglądały na przerzedzone, twarz była kredowo biała.Oczymiał zamknięte.Z jego rąk i nosa odchodziły rutki połączone zesprzętem stojącym obok łóżka.Zmalał i schudł.Był taki drobnyi bezbronny.Patrzyła na niego, szukając jakiegoś związkumiędzy tą bezradną postacią i jej pełnym energii szefem.- U Mary Louise nie zaobserwowano dotąd żadnych objawów rzekł nagle Platt.Zapomniała, że stał obok niej. Być możewirus tkwi w niej w uśpieniu.Trudno to zrozumieć, czasami nieda się tego wyjaśnić.To pasożyt, który przenosi się z ofiary naofiarę, jednych kompletnie wyniszcza, a drudzy służą mu tylkojako nośniki.Możeu niej nigdy się nie pokaże.Tak jak u paniStali w milczeniu chyba bardzo długo.Maggie przysięgłaby, żesłyszy własny oddech.Nierówny oddech niczym wibrujące podmuchy w przejściu, gdzie zawsze wieje wiatr.Na pewno totylko wyobraznia.Albo jedno z tych urządzeń.- Ale Cunningham nie miał tyle szczęścia?  Wreszcie towydusiła, zerkając na Piatta.- Ma już objawy? - spytałaszeptem, którego sama nie poznawała.Może jednak maproblem z oddychaniem.- Tak - odparł.- Widział pan to już? W jego krwi?Zawahał się.Po długiej chwili ciszy podniosła na niego wzrok.Tym razem popatrzył jej w oczy i zobaczyła w nich odpowiedz,zanim ją usłyszała.- Tak. ROZDZIAA66Poniedziałek, 1 pazdziernika 2007Platt odwiózł Maggie do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki