[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wobec tego pozwól, że zapytam o coś innego.Czy twoim zdaniem, ten autor jestwiarygodny?Julian namyślał się nad tym przez chwilę.- Nigdy nie wiadomo.Ale powiem jedno - wydaje się bardzo rozsądny i trzezwomyślący.Wiem, że to brzmi dziwnie jak na reportera śledczego, ale chyba mu ufam.Sean znów wziął do ręki widelec i zajął się swoją pasta carbonara.Julian obserwował go w milczeniu.- To jak, wzbudziłem twoje zainteresowanie?Sean odłożył widelec i splótł dłonie w geście zadumy.- Tak, myślę, że jestem zainteresowany - odparł półgłosem.- Ale może na razie lepiejtego nie rozgłaszaj.Spróbuję ruszyć tę sprawę w obrębie naszej grupy redakcyjnej,zakładając, że chcesz z nami współpracować?- Cóż, Rose i ja chcielibyśmy pracować z tobą, Sean.Dobrze się nam współpracowałoprzy Niezwyczajnych Zwyczajnych.Nie widzę powodu, czemu znów nie miałoby się namudać.Sean uniósł wzrok i się uśmiechnął.- Tak, udało się nam, prawda? To była prawdziwa frajda.- Wyjrzał przez okno naprzejeżdżający autobus.- Posłuchaj, zadzwonię jutro do paru osób i może spotkamy się znówpod koniec tygodnia?- Może być.Lecę do Stanów w ten weekend.Więc.gdybyś chciał spotkać się ze mnąprzed wyjazdem.masz całe trzy dni. Rozdział 3723 pazdziernika 1856- Jest pan pewien, że to właśnie powiedział ten Indianin? - ponownie półgłosemzapytał Preston, a w świetle lampy naftowej wiszącej na belce pod sklepieniem jegowychudłe oblicze wyglądało jak czaszka obleczona w najprzedniejszy jedwab.Keats potrząsnął głową.- Nie.Ale to wszystko, co udało mi się zrozumieć.Południe już minęło i senne słońce znów jęło się chylić ku horyzontowi, w świątynizebrała się Rada Starszych.Ben zdziwił się, że zaproszono również jego i Keatsa, choć niezaskoczyło go, gdy Złamane Skrzydło, na którego obecność nalegał Keats, został zatrzymanyprzy wejściu i odprawiony z kwitkiem.- Zniada skóra to znak szatana - mruknął pan Hollander, trzymając straż u wejścia.- Zabił ją zły duch? Tak powiedział Indianin?Keats wzruszył ramionami.- Do kroćset, mógł tak powiedzieć.choć równie dobrze jego słowa mogły znaczyćcoś innego.Ten Indianin bredził jak szalony.- Co jeszcze powiedział, panie Keats? - dopytywał się duszpasterz.Keats pokręcił głową.- Mówił coś o złym duchu sięgającym od drzew.To nie miało dla mnie żadnegosensu.- Indianin był w szoku - rzekł Ben.- Zawodziły go zarówno umysł, jak i oczy.Ranyna jego ciele mogły być dziełem dzikiego zwierzęcia.Te postrzępione rany wyglądały jakzadane pazurami, a nie na przykład ostrym nożem.Może to niedzwiedz.Keats pokręcił głową.- To nie robota niedzwiedzia.Przez chwilę siedzieli w milczeniu.Spoza świątyni dochodziły stłumione odgłosyrąbania drewna i przygotowywania ognisk.Rutynowe czynności, mające na celu zapewnienieim przetrwania, ciągnęły się w najlepsze pomimo traumatycznego zdarzenia, jakie nastąpiłorankiem. Preston skrzywił się z bólu, zmieniając nieznacznie pozycję i przytykając dłoń dopłóciennego bandaża, którym owinięto jego tors.- A gdzie pan Hearst? - zapytał Jed Stolheim, przesuwając zmęczoną ręką porzedniejących, kasztanowych włosach.- Nikt go nie widział od rana.- Nie wiem, Jed - odrzekł Preston.- Ale nie ma go tak długo, że zaczynam obawiać sięo Saula.- To robota Indian - mruknął ktoś z tyłu.- Nie jestem nawet pewien, czy to w ogóle Indianie - odparł Vander.- Ja i panZimmerman widzieliśmy ich z bliska w puszczy.Byli czarni jak sam szatan.Keats parsknął.- Skoro to nie Indianie, to kim są?- To demony, Keats.diabelskie sługi Złego przysłane, by nas dręczyć.Wśród zebranych rozległy się głośne westchnienia.- Wystarczy, Ericu - uciął Preston.- Bóg jest po naszej stronie, więc nie mamy sięczego obawiać.Ben usłyszał niepokojącą nutę niepewności w głosie Starszego.A może to jegosłabość, jego ból pozbawiły jego głos władczego tonu.Preston odwrócił się do Bena.- Co z Emily Dreyton?- Jest w ciężkim szoku.Chwilowo jej umysł nie funkcjonuje.- Czy mówiła o tym, co widziała? - zapytał Vander.- Nic nie mówiła.I jak się spodziewam, nie powie nic jeszcze przez długi czas - odparłBen.- To, co ujrzała, tak ją przeraziło, że.odeszła od zmysłów i być może nigdy niepowróci do normalności.- Biedna dziewczynka - wymamrotał Preston.- Biedna Dorothy, biedny Samuel -dodał z niekłamanym smutkiem malującym się na jego pomarszczonym obliczu.- Kto jest z nią teraz? - zapytał Vander.- Pani Zimmerman.Rozległy się pomruki aprobaty, kobieta straciła córkę, Emily straciła matkę.PaniZimmerman była najlepszą kandydatką, aby się nią opiekować.- Może oni jeszcze żyją - rzekł Ben.- Wszystko, co mamy, to Emily i sporo krwi,która, jak sądzę, w większości pochodziła z ciała Indianina.Oni wciąż mogą tam gdzieś być.Preston pokiwał głową z zamyśleniem.- Tak, ma pan rację, Lambert.Powinniśmy wysłać grupę poszukiwawczą.- Nie dziś wieczorem, Lambert - wtrącił Keats.- Koniec i kropka.Nie będę ryzykował życia kogokolwiek w poszukiwaniu nieboszczyków.Poszukiwania zaczniemy jutro o świcie.Ben odwrócił się do niego gwałtownie.- Co takiego? Nie możemy zostawić ich samych do rana.- Nie poprowadzę poszukiwań nocą.- Oni pomrą z zimna!- Podejrzewam, że już i tak nie żyją - burknął Keats.- Jak wyruszymy nocą,przeoczymy ślady i ich nie znajdziemy.- Powiódł wzrokiem po twarzach pozostałych.-Niebo jest dziś bezchmurne.Nie spodziewam się opadów śniegu, więc wyruszymy skoroświt.W ten sposób po śladach krwi dotrzemy do miejsca, gdzie.stało się.co się stało.Preston skinął głową.- To brzmi sensownie, panie Keats.Ben pokręcił głową, wiedząc, że przewodnik ma najprawdopodobniej rację, twierdząc,iż biedny Sam i jego matka przypuszczalnie nie żyją i nie można zrobić nic pozaodnalezieniem ich ciał.Lambert wciąż jeszcze łudził się nadzieją, że Sam leży gdzieś, ranny,błagając o pomoc, lecz były to płonne nadzieje, które, niezależnie od wszystkiego, nie dadząmu spokoju i będą go dręczyć aż do rana.- Pójdę z panem, panie Keats.Vander odwrócił się do niego.- Na tyle już wydobrzałeś, Williamie?- Dam radę, Ericu.- Preston skłonił się kurtuazyjnie Benowi.- Pan Lambert dobrzemnie opatrzył.- Wobec tego ruszamy o pierwszym brzasku - powiedział Keats.- Będziemy potrzebować co najmniej dwóch tuzinów mężczyzn z nabitymi strzelbami.Mogą się nam przydać, gdybyśmy natknęli się na Pajutów.Jestem pewien, że czają się gdzieśw pobliżu.Zebrani zaczęli szeptać między sobą.- Co powiemy pozostałym? - zapytał pan Larkin.- O tym, co spotkało Dreytonów?- Na razie powiemy im, że to był niedzwiedz - warknął Keats.- Dopóki nie poznamyprawdy.Preston przekrzywił lekko głowę.- Możesz powiedzieć swojej grupie, co zechcesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki