[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pozwolę teraz, by zrobił to Ricardo Arias.I ty także niepowinnaś.Terri nie wiedziała, co odpowiedzieć.Jakby wyczuwając to wahanie, Chrisdelikatniedotknął jej twarzy.- Jedz ze mną, Terri.Jeśli po Włoszech nie będziemy już razem, zostanie nam mnóstwo czasu, by jakoś sobie z tym poradzić.PITNAZCIE- Wszystko w porządku - stwierdziła Rosa.- Dopilnuję, żeby Elena byłabezpieczna.Stały na progu domu Rosy wieczorem, na dzień przed wyjazdem Terri do Włoch.Byłasiódma, dziewczynka włożyła już swoją nocną koszulkę.Kiedy Terri pozwoliła jejodejść ispojrzała w oczy milczącej matki, ogarnął ją niewypowiedziany smutek.- Wiem, że tak będzie - powiedziała do Rosy i jeszcze raz przytuliła Elenę.Już w domu poczuła nagle - na przekór temu, co mówił Chris - że nie powinnawyjeżdżać.Wyciągnęła ubrania, ale jakoś nie mogła się zabrać do pakowania.W pewnej chwili zadzwonił telefon.Wiedziała, że to Chris, który chce zabrać ją na kolację.Pózniej zostanie uniego nanoc; w tej chwili, pomyślała, tylko to mogło ją przekonać do podróży do Włoch.- Cześć - powiedział.- Gotowa?- Jestem w trakcie.Co jest na kolację?- Prawdę mówiąc, zle się czuję i muszę się położyć.Czy pogniewasz się, jeśli poprostu przyjadę po ciebie rano?- Oczywiście, że nie - odparła automatycznie, po czym poddała się ogarniającemująuczuciu osamotnienia.- Co ci jest?- Odczuwam lekkie mdłości.Myślę, że mam to dwudziestoczterogodzinne coś tam.Nie chcę cię zarazić albo wziąć tego na wakacje.Zabieramy ze sobą jużwystarczająco dużo.- W porządku - Terri weszła mu w słowo.Ale kiedy odłożyła słuchawkę,stwierdziła,że ma o wiele za dużo czasu na myślenie i o wiele za dużą potrzebę rozmowy.Upłynęła godzina, a ona jeszcze nie zaczęła się pakować.Siedziała na krawędzi łóżka zatopiona we wspomnieniach.Przypomniała sobie noc,kiedy pełna nadziei i niepewności pakowała się do podróży poślubnej.Wiedzącjuż, żeniedługo urodzi się Elena.Patrząc przez szerokość sypialni na twarz dopiero copoślubionegomęża, Ricarda Ariasa.Podniosła słuchawkę i wybrała jego numer.W cichą noc Terri klęczała przed konfesjonałem.Ksiądz milczał.Jego profil za przepierzeniem wyglądał jak cień.W kościele byłociemno i zimno.Terri się bała.Ale nie mogła znalezć spokoju, a nie miała nikogo innego, komumogłaby to opowiedzieć.Drżąc, wyznała, co zrobiła.W kościele zapadała cisza.Ksiądz odwrócił się do niej.Kiedy wstał, wyczuła jego gniew.Słyszała tylko jego kroki na kamiennejposadzce.Ksiądz ukazał się zza przepierzenia.Był jak cień.Terri nie mogła się zdobyć nato, byspojrzeć mu w twarz.Odwróciła się i zaczęła uciekać.Z tyłu dobiegło ją jego wołanie:- Teres o.Terri obudziła się, lecz okropny obraz wciąż tkwił w jej umyśle.Jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności.Przez okno słychać było rozmowy ludzi spacerujących po nabrzeżu.Po wodzie niósł się głos kościelnego dzwonu, głęboki,donośny.Kojące, usypiające rytmy starego miasta, w którym Terri, leżąc obok swegokochanka, niemogła zapomnieć Ricarda Ariasa.Wenecja, uświadomiła sobie.Była z Chrisem.Wyciągnął rękę i dotknął jej.- Dobrze się czujesz?Z Chrisem, powtórzyła sobie w duchu, od dwóch dni.Razem z nim we Włoszech, amimo to zagubiona w przeszłości.Próbowała w milczeniu pozbierać ostatnie fragmenty rzeczywistości.Kochali się,powoli, słodko i namiętnie, a potem, w niespokojnym śnie, koszmar wyciągnął ponią swemacki.Nie mogła spać dłużej niż dwie godziny; wieczorne niebo obramowane przezbalkon zkutego żelaza jaśniało jeszcze lekko ostatnim blaskiem promieni słonecznych,które niedawnozgasły; głosy pod ich oknem były coraz bardziej rozgorączkowane, zabarwioneoczekiwaniem.Ludzie spieszyli naprzeciw nocy.- Krzyknęłaś - rzekł Chris.Terri wciąż była roztrzęsiona.- Czy coś powiedziałam?- Czegoś się bałaś.Przez chwilę myślałem, że Richiego.Ale nie byłem pewny.Terri dotknęła oczu.- To nie był Richie.- Co w takim razie?Położyła się na poduszce.W ciemności kryształowy żyrandol, który wisiał nadłóżkiem, wyglądał jak spadające na nich odłamki czarnego obsydianu.- To stary koszmar - odparła.- Nie miałam go już od lat.- Stwierdziła, że niemoże sięzdobyć na to, by na niego popatrzeć; głosem pozbawionym emocji mówiła do sufitu:- Jestemw kaplicy w misji Dolores.Jest taka jak wtedy, gdy byłam dzieckiem, tyle żekonfesjonałznajduje się w ciemnej niszy, której nigdy przedtem nie widziałam.Jestem sama iwyznajęgrzechy - kontynuowała.- Oczywiście, nie mogę zobaczyć twarzy księdza; jestcieniem podrugiej stronie przepierzenia.Ale rozpoznaję jego profil: to ojciec Anaya,proboszcz.Jestjeszcze ostatni grzech - podjęła po chwili milczenia - ten, którego nigdy nikomuniewyznałam.Przyciskam twarz do przepierzenia, żeby być tak blisko księdza, jak totylkomożliwe, i szepczę.- Terri nie chciała tego pamiętać.Wymawiała każde słowopowoli,niechętnie.- Cień porusza się.Słyszę kroki; coś związanego z moim grzechemprzyciąga ojcaAnayę do mnie.- Zamknęła oczy.- Chcę uciec.Ale stoję tam i czekam.Obokkonfesjonałupojawia się cień.Ksiądz w habicie mnicha i kapturze.W pierwszej chwili niewidzę jego twarzy.Wiem jednak, że jest przepełniony nienawiścią.Unosi ręce, wskazując namnie, poczym wkracza w obszar światła.- Terri otworzyła oczy i spojrzała na Chrisa.-To nie jestojciec Anaya, Chris.To mój ojciec.Chris popatrzył na nią uważnie.Po pewnym czasie zapytał:- I tak to się kończy?- Tak.Zawsze tak samo.- Nagle Terri ogarnął gniew.- Tyle że myślałam, iż jużz tegowyrosłam, wiele lat temu.To takie dziecinne.jak moczenie się w łóżku lub cośpodobnego.Chris milczał.Terri leżała na plecach, czując bryzę wpadającą przez okno iobserwując cienie w pokoju.Jej czoło było wilgotne.Kosmyk włosów przylgnął jejdopoliczka.Chris odsunął go na bok.- Dużo ludzi ma powtarzające się sny - rzekł w końcu.- Zastanawiam się tylko,dlaczego miałaś go właśnie teraz.Biorąc pod uwagę to wszystko, co się dzieje.- Czy ty pamiętasz swoje sny?- Niespecjalnie.- Zamyślił się.- W jedynym, który mogę sobie przypomnieć,jestemjeszcze w szkole podstawowej, jadę autobusem szkolnym, tylko że kierowcą jestDanielPatrick Moynihan.Jeśli uda ci się zrozumieć jego sens, powiedz mi o tym.Terri popatrzyła na niego.- Wymyśliłeś to.Musiałeś.- Nie.Nie słyszałaś? WASP-owie* nie mają snów, Terri.W ich głowach rodzą sięfilmy rysunkowe.Nawet w tej sytuacji Chris potrafił ją rozśmieszyć.To był prawdziwy dar.- To dlatego, że WASP-owie nie wierzą w grzech - odparowała.- Chyba że sąfundamentalistami.Uśmiechając się lekko, Chris dotknął jej twarzy.- Na czym polegał ten twój grzech? - zapytał.- Co takiego okropnego zrobiłaś?- Nigdy nie wiedziałam.Zawsze bałam się, że ojciec głośno to powie.Ale sen poprostu się kończy.- Masz jakieś pojęcie, co on oznacza?Terri nagle ogarnęło zniecierpliwienie.- To dosyć oczywiste.Z jakiegoś powodu mam poczucie winy związane z moimojcem, może dotyczące tego, jak się czułam, kiedy umarł.Nie tracę zbyt wieleczasu nazastanawianie się nad tym.Jeszcze raz Chris przyjrzał się jej z uwagą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki