[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozmawiał pan już z Duncanem? - spytałem, siadając.Martwiłem się, jakprzyczepa wytrzyma na tym wietrze.Duncanowi musiało być tam niewygodnie - delikatnie mówiąc.- Tak, nic mu nie jest - mruknął.Podsunął mi radiotelefon.- Nadinspektor chce,żeby pan do niego zadzwonił.Dobry nastrój szlag trafił.Czułem, że ma dla nas złe nowiny.I rzeczywiście miał.- Sztorm pokrzyżował nam plany - zaczął bez wstępu Wallace, połączenie byłotak fatalne, jakby mówił do mnie z drugiego końca świata.- Dopóki się nie uspokoi, nieprzyślę wam ani ekipy, ani nikogo innego.Nie mam jak.Chociaż podświadomie się tego spodziewałem, był to prawdziwy cios.- A kiedy będzie pan mógł?Odpowiedz zagłuszyły sykliwe trzaski.Poprosiłem go, żeby powtórzył.- Nie wiem.Samoloty i promy nie kursują nawet do Stornoway, nie mówiąc już oRunie.Prognozy na najbliższe dni są fatalne.- A śmigłowiec straży przybrzeżnej? - Wiedziałem, że kiedy trzeba dotrzeć najakąś niedostępną wyspę, policja czasem z nich korzysta.- Bez szans.Sztorm sieje spustoszenie wśród statków.Nie poświęcą maszynytylko po to, żeby wysłać ją na jakieś zadupie po miesięcznego trupa.A nawet jak bywysłali, na Runie są silne prądy wstępujące od strony skał i wzgórz.Trudno się tamdostać nawet przy słabym wietrze.Przykro mi, ale będziecie musieli zaczekać.Rozbolała mnie głowa; rozmasowałem sobie skronie.Znowu zagłuszyły gotrzaski.-.wciągnąć w to Brody ego.Wiem, że jest na emeryturze, ale swego czasukierował dwoma śledztwami w sprawie morderstwa.Do póki nie przyjadą tam nasi,jego doświadczenie może się wam przydać.Macie wykonywać jego rozkazy.- Przerwał.- Rozumie pan?Rozumiałem aż za dobrze.Ja też wolałem Brody ego niż Frasera.Ale Frasersiedział dokładnie naprzeciwko mnie.Oddając telefon, próbowałem na niego niepatrzeć.Najwyrazniej już o wszystkim wiedział.Schował telefon do kieszeni, łypiąc namnie spode łba, jakby to była moja wina.- Rozmawiał pan z Brodym? - spytałem.Błąd.Sierżant wbił widelec w kawałekbekonu.- Porozmawiam po śniadaniu.I po tym, jak zawiozę śniadanie Duncanowi.-Przeżuwał jedzenie, gniewnie poruszając wąsami.- Teraz już chyba nie ma pośpiechu,nie?Pośpiechu może i nie było, ale wolałbym, żeby Brody dowiedział się o tym jak najprędzej.- Ja z nim porozmawiam.- Jak pan chce.- Sierżant przekroił jajko tak energicznie, jakby próbowałprzekroić talerz.Skończyłem jeść szybciej od niego, ale nie zrozumiał aluzji.Pozostawiwszy goponurym myślom, spytałem Ellen o drogę do domu Brody ego i włożyłem kurtkę.Gdy wyszedłem z hotelu, omal nie porwał mnie wiatr.W jego przerazliwymwyciu i zawodzeniu było coś histerycznego i zanim dotarłem na nabrzeże, od ciągłegoosłaniania się rozbolało mnie ramię.Stack Ross, czarna skała u wejścia do portu, ginęławe mgle i roztrzaskiwały się o nią białe grzywacze.Nieustannie atakowały równieżfalochron, zmieniając się w fontanny piany, którą wiatr niósł aż na ulicę.Kutry i łodzierzucały się wściekle na cumach, a burta promu Kinrossa stukotała głucho w opony nabetonowym molo.Brody mieszkał za przystanią.Szedłem nabrzeżem, trzymając się jak najdalej odrozbryzgów piany.Po drugiej stronie portu wznosiły się wysokie skały, a w małejkamienistej zatoczce u ich podnóża stał duży przerdzewiały metalowy barak.Wokółbaraku leżały sterty materiałów budowlanych, a na podwórzu gniły kadłuby starychłodzi.Jedna z nich stała na kozłach.Najwyrazniej ją remontowano, bo miała częściowozerwane poszycie i przegniłe wręgi wyglądały jak żebra morskiej bestii.Zastanawiałemsię, czy to stara krypa Guthriego, o której wspominała Maggie.Jeśli tak, facet miał pełne ręce roboty.Dom Brody ego stał nieco dalej.Porządny bungalow jakimś cudem uniknąłtandetnych modyfikacji z PCV, od których roiło się w sąsiednich domach.Ciekawiłomnie, czy to przez niechęć do Strachana inspektor nie chciał, żeby domzmodernizowano.Otworzył drzwi z taką miną, jakby mnie oczekiwał.- Proszę, niech pan wejdzie.W środku pachniało obiadem i sosnowym środkiem odkażającym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki