[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Laura Barwicka gorzko płakała.- Nie było cię przez tyle miesięcy! Myślałem już nieraz, że cię wcale a wcale nie było.Myślałem nieraz, że byłaś tylko piękną poezją, którą czytałem w szczęśliwej chwili mego dzieciństwa.Myślałem nieraz, że byłaś zawikłaną opowieścią, snem moim o krasawicy, o najcudniejszej kobiecie ludzkiej rasy.Nieraz z tęsknoty prosiłem cię, żebyś przyszła do mnie przez sen.A teraz przyszłaś sama.Przyszłaś jeszcze bardziej zachwycająca niż w Leńcu.Jeszcze bardziej gładka, powabna, nadobna! Jesteś teraz tak wysmukła, tak puszysta.Ale jesteś tak blada, tak smutna.Czemu jesteś smutna?Nic nie odpowiedziała.Łza łzę pobijając, płynęły po jej twarzy przeobfite strugi.Ponieważ podniosła woalkę, widać było jej policzki o przezroczystej, białej cerze zimowej.Nie mogła podnieść oczu, bo zawalone były falami łez.Nie mogła mówić, bo pełne miała usta słonej goryczy.Stanęła wreszcie.- Widzisz, coś ty narobił! - rzuciła z głębi piersi.- A co?- Ach, ty! - wybuchła.- Gdybyś był wtedy nie skroił tej awantury, byłabym może wybrnęła z matni.- Tej awantury.- powtórzył jak echo.- Byłabym się może od niego wykaraskała! Byłabym może znalazła środki, żeby interesy moje rozplątać, rozwikłać.Byłabym się zapracowała na śmierć, a wreszcie bym wylazła.Tyś to narobił, że musiałam wziąć ślub bez zwłoki, natychmiast! Musiałam albo się uratować w opinii, albo zginąć.Ty wariacie, napastniku, moskiewski wychowanku! Mogłam być twoją, a teraz muszę być z Barwickim, muszę być jego żoną!Zaniosła się niemym, zduszonym, spazmatycznym płaczem, oszalałym łkaniem.Na chwilę pokonała się, zastanowiła się.Słowa przemocą wyszarpane z piersi ledwo-ledwo wydała:- Muszę teraz.Muszę.Tak oto.Umierać z żalu.Za tobą.Cezary zachwiał się od wrażenia, że to teraz on dostał szpicrutą straszliwe poprzez oczy cięcie.Wszelkie słowa wypadły mu z gardła.Sam głos zamarł.Ani jednego słowa odpowiedzi.Stanął głupi i niemy.Błagać ją o co? Przepraszać ją za co? Przyobiecywać jej co? Usprawiedliwiać się z czego? Ani jednej myśli, ani jednego powzięcia, ani jednego postanowienia.Wyjęknął cicho:- Chodźmy stąd.- Dokąd?Alboż wiedział, dokąd? Któż to była ta kobieta? Teraz dopiero dowiedział się o niej.Gdyby mógł rzucić się przed nią na kolana, gdyby mógł przycisnąć do ust brzeg jej sukni, gdyby mógł ucałować jej stopy!Ludzie w tym miejscu rozmaici przechodzili i podnosili oczy na tę damę tak piękną; a tak gorzko płaczącą.Trzeba było koniecznie z tego miejsca odejść.Znowu tedy powiedział:- Chodźmy stąd!- A dokądże pójdziemy?Podniosła na niego oczy.Blady uśmiech, zbłąkany gość, przewinął się przez jej usta, wykrojone tak przecudnie.- Nie, Czaruś - rzekła - już z tobą nigdzie nie pójdę.- Nigdy?- Nigdy.- To po cóżeś mię tu wezwała?- Wezwałam cię tutaj - jęknęła z najbardziej przepaścistego dna boleści - żeby na ciebie popatrzeć, na miłość mojego serca jedyną, jedyną! Na szczęście moje zabite, zabite! A tyś myślał, że ja cię na schadzkę?.Że do hotelu? Przystojna mężatka.do hotelu.- Nic nie myślałem.- Więc mówisz, żem schudła? Widzisz - to przez ciebie! A ty?Oczy jej obeschły i patrzyły teraz, spłakane i zaczerwienione, z nieopisaną miłością, z niezgłębioną słodyczą.Oglądała usta, oczy, brodę i policzki Cezarego, jakby je oczyma materialnie całowała.Po stokroć wznosiła na niego oczy i po stokroć powracała.- Więc to tak - westchnął - teraz jesteś ślubną żoną Barwickiego.- Tak.- I ślub ten staje na przeszkodzie naszemu szczęściu?Zawahała się, zakołysała na miejscu, nie mogąc iść dalej.Wreszcie rzekła:- Ślub nie ślub.Cóż mi tam Barwicki! Ale słowo.Dane słowo honoru.- Słowo honoru.- Tak, Czaruś.Ja byłam wolna i ty byłeś wolny.Byliśmy dwa wolne ptaki.Szaleliśmy ze szczęścia pod naszym niebem.Aleś to wszystko nogami podeptał!- Kłamiesz! To ty teraz wszystko depczesz nogami! Nasze szczęście!- Nie gniewaj się na mnie! W tej chwili nie gniewaj się na mnie! Tą chwilą będę żyła.długie miesiące, długie miesiące.Nie odbieraj mi tej chwili!Chciała niepostrzeżenie pochwycić jego rękę, ale ją wyrwał.Znowu poniosła go jędza zazdrości, najstraszliwszy z demonów.Roześmiał się dziko:- Słowo honoru! Słowo honoru!Ukłonił się z daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki