[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A nie robię tego?  spytałam ze zdziwieniem. Widzisz, sama zadajesz sobie to pytanie.Cała drżałam ze zdenerwowania, ale zamiast milczeć, znowu się odezwałam. Ten Renato.  Mówiliście sobie na ty? Co? Nie! Nie znam po prostu jego nazwiska! Czy ty kiedykolwiek go widziałeś? Jak to? On ma garb! Wielki jak skała! Uważasz, że puściłabym się z garbatym? Nie wyrażaj się tak w tym domu! A jak inaczej można to nazwać? Posądzasz mnie właśnie o to! Wyłącznie pytam, dlaczego, gdy cała rodzina siedzi przy obiedzie, ty zaszywasz się wciemnym kinie. Zagapiłam się.Nie wiedziałam, że jest już tak pózno.Przykro mi! A więc ci przykro  wycedził. Tak. Masz nieczyste sumienie? Tego nie powiedziałam.Skończ już, Tancredi, do cholery! Skończ już z tym! Spotkaliście się po raz pierwszy? My się wcale nie spotkaliśmy! Mówię ci, że przypadkiem znalazłam się na tym placu, atam.Trwało to trzy godziny.Dom wypełnił się naszym krzykiem.W pewnym momencieTancredi przestał zgrywać opanowanego i wrzeszczał głośniej ode mnie.W pozostałej częścidomu trwała kompletna cisza.Nie było słychać żadnych odgłosów, tylko echo naszej kłótni.Wszyscy ucichli, ponieważ każdy podsłuchiwał nas ze swojego pokoju: teściowie na pierwszympiętrze, krewni w salonie, a służba w kuchni.Zapytałam mojego męża, skąd wie o moimspóznieniu.Ale zaraz sama znalazłam odpowiedz.Chichi mu powiedział.Była to najgorszakłótnia od czasu, gdy się poznaliśmy, ale nie miałam pojęcia, że znajdowałam się dopiero u brampiekła.Ciemna strona Tancrediego właśnie dała o sobie znać, ale jeszcze nie do końca sięujawniła.Dzień pózniej chciałam jechać do Felicji, żeby wyjaśniła mi to, o czym nie chciała mipowiedzieć podczas pierwszej wizyty.Niestety nie było jej w domu.Pojechała na parę dni doCosenzy.Poczułam się opuszczona.Moja jedyna przyjaciółka wyjechała i zostałam sama.Cichutko wypłakałam się w swoim pokoju i od razu zrobiło mi się lepiej.Spojrzałam na towszystko z innej strony.Postanowiłam znalezć kogoś, kogo szanuję, a z kim do tej pory rzadkomiałam kontakt. Głuchoniemy Calogero zazwyczaj przesiadywał w swoim gabinecie.Weszłam do środkabez pukania, bo w tym przypadku nie miałoby to żadnego sensu.Na Sycylii nie widziałam zbytwielu ludzi, którzy czytali książki.Chyba pogoda była zbyt piękna, żeby zagłębiać się w lekturze.Tym bardziej byłam zdziwiona, gdy weszłam do dużej, dobrze zorganizowanej biblioteki.Książki należące do Calogera nie były poukładane tematycznie czy alfabetycznie, ale wedługkolorów i wielkości.W pomieszczeniu znajdowały się niebieskie i czarne regały, a na każdym znich stało wiele tomów.Po lewej stronie ustawiono małe książki, a po prawej grube tomiska.Mójteść tkwił przed jednym z kolorowych stosów i starał się wyciągnąć jedną z książek.Mimo żemnie nie słyszał, zamarł.Chyba zorientował się, że ktoś wszedł do biblioteki po ruchu powietrza.Zapytałam, czy przeszkadzam.Kiwnął na mnie, żebym podeszła bliżej, zabrał gazety z krzesła izaproponował, abym usiadła.Wolałam jednak pospacerować po tym dziwnym królestwienajbogatszego człowieka w okolicy. Co czytasz?  spytałam.Po ślubie zaczęłam mówić na ty do Calogero, a do jego żony cały czas  lei , czyli wformie grzecznościowej.Pokazał mi, że jednocześnie czyta wiele książek, a w związku z tym ma mętlik w głowie iwszystko mu się miesza.Calogero przypominał mi brytyjskiego króla Jerzego VI.Mimo że jegowystąpienia publiczne nie były zbyt udane z powodu jego wady wymowy, musiał występować irządzić.Głuchoniemy Calogero był w zdecydowanie lepszej sytuacji.Wszystko było na głowiejego żony, a on mógł uciekać do swojego świata książek.Nie wiedziałam, co sprawiło, że byłam na tyle odważna, żeby zadać mu pewne pytanie: Jak to się stało, że ty i Rozalia się w sobie zakochaliście?Powiedziałam to bardzo wyraznie i stanęłam naprzeciwko niego.Podrapał się za uchem izrobił szelmowską minę.Potem podszedł do biurka i spojrzał w kierunku znajdującego się tamzdjęcia ślubnego. Ona była taka piękna  powiedziałam. Zresztą nadal jest.Calogero postawił pionowo dwa palce na biurku i przebiegł nimi po blacie. Ona uciekła?  zapytałam.Dołożył do tego drugą rękę.Teraz biegły obok siebie cztery palce. Obydwoje uciekliście?  zapytałam ze zdziwieniem. Od kogo?Uśmiechnął się, wskazał na mnie, a potem na siebie.Nic nie rozumiałam.Zaprowadził mnie do obrazu, który wisiał obok krzyża, i przedstawiał Trójcę Zwiętą.Wskazał na oko BogaOjca. Uciekliście od twojego ojca?Zasugerował wielu ojców. Od wspólnych krewnych? Dlaczego? Ojcowie nie stanowili problemu, tylko moja matka  usłyszałam nagle.Odwróciłam się.To Rozalia weszła do pokoju.Przyniosła świeże kwiaty i plastikowewiaderko.Widocznie przyszła z cieplarni.Od tej chwili rozmowa stała się łatwiejsza. Na Sycylii nie ma zbyt wielu rodzin takich jak Lorenzowie  powiedziała.Postawiła wiaderko na środku pokoju i zaczęła układać kwiaty w wazonie. Ale niektóre są.Ja pochodzę z domu Nicolosi.Zdziwiona i rozbawiona spojrzałam na nią, a pózniej na teścia.Calogero klasnął w ręce nad głową i teatralnym gestem wskazał, że od Nicolosichwłaściwie można tylko uciec. Waśń między rodzinami?  zapytałam zaskoczona otwartością Rozalii. Waśń zaszkodziłaby obydwu rodzinom i byłaby nieekonomiczna.Były między namiznaczące różnice w postrzeganiu świata.Calogero dał mi znać, że teraz przyszedł czas na opowieść o znanej od dawna swadzie. My, Nicolosi, nie jesteśmy tradycjonalistami, ale Lorenzowie są zagorzałymikonserwatystami  powiedziała i objęła swojego stawiającego opory męża. A przynajmniej takabyła sytuacja, gdy się poznaliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki