[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bez powodu podarował je Ondoherowi w dniu, kiedy ten stał się pełnoletni.Od tej pory zawsze mieliśmy je przy sobie.Nawet nie masz pojęcia, jak się po jednej partyjce ciepło na sercu robiło.Bywało, że codziennie wieczorem do Ondohera zaglądałem, żeby sobie pograć.To było za czasów naszego giermkowania w Osgiliath.- Wpadliście kiedyś?- Skąd.Niby jak? Komu przyjdzie do głowy sprawdzać pionki? Co więcej, uchodziliśmy za wzór cnót wszelakich.Oto, cała młódź zabawia się ukrywaniem gorzałki po kwaterach, a dwaj przykładni młodzieńcy wolą kształcić umysł i obyczajnie grywać wieczorami w szachy.- Pięknie.Jak rozumiem wypijało się zawartość tych pionków, które się zbiło.- A, to bardzo różnie.W zależności od tego, jaka fantazja na nas przyszła.Czasami grywaliśmy przykładnie, a czasami hmm… dość twórczo podchodziliśmy do reguł.- A ile można było wlać w cały komplet? Daruj wścibstwo, ale to ogromnie fascynujące.- W jedną partię? Sporo.Ponad ćwiartkę.- Ćwiartkę?! To wyście tam nieźle wesolutcy chodzili.- No, wiesz! Odpowiedzialni byliśmy, nie piliśmy więcej niż jedną partyjkę przed snem.Co to jest na dwóch? I rzadko kiedy wypijało się wszystkie pionki – Boromir westchnął.– Najwięcej mieściło się w królowej – dodał, rozmarzony.– Potem, kiedy zostaliśmy pasowani, pijaliśmy z nich dla sentymentu.Jeszcze do tej pory zdarza mi się mawiać, że „strzelę sobie pionka”.- A gdzie one teraz są?- Nie wiem.Ondoher zabrał je ze sobą, kiedy dostał swoją chorągiew.Wróciły do mnie po jego śmierci i przepadły w ubiegłym roku, w Osgiliath.Nie było czasu na ewakuację kwater.Jedną tylko figurę zdążyłem chwycić na pamiątkę, gdy się zaczął atak.Wieżę.Tak się akurat składa, że to ta sklejona – Boromir westchnął ponownie, klepnął się w kolana i wstał.– No, my tu gadu, gadu, a moje chłopaki pewnie już tunele do samej Morii podrążyły.Idę tedy wziąć udział w odwiecznej grze między dowódcą a podwładnymi.Dobranoc, Aragornie.- Dobranoc.Syn Denethora owinął się płaszczem i ruszył ku namiotom.- Boromirze? – zawołał za nim Aragorn.Namiestnik odwrócił się i spojrzał pytająco.- Twoi żołnierze mogą się czuć wyróżnieni przez los, mając takiego dowódcę.- To prawda – odparł Boromir zgodnie, a potem uśmiechnął się, skinął mugłową i wtopił się w ciemność.Rozdział VCzarna BramaCzarna Brama naprawdę była czarna.Z tej odległości trudno było jeszcze rozróżnić szczegóły, ale ze sposobu w jakim odbijały się na niej błyski ognia, można było sądzić, że zrobiono ją z metalu.Zagradzała drogę do Mordoru niczym gigantyczna tama, wyrastając miedzy Zębami Mordoru – dwiema strażnicami, oświetlonymi krwawym poblaskiem setek pochodni.Potężny mur ciągnął się od tych wież ku skałom, by z czasem stopić się z masywem górskim w jedną, nieprzekraczalną barierę.Trudno było rozpoznać, gdzie kończy się kamieniarska robota, a zaczyna lita skała.Orthank wyglądałby przy tym jak niepozorny pionek do gry – pomyślał Pippin i pokręcił głową, a na głos rzekł:- Ani żywego ducha…- to mówiąc, wzdrygnął się i roztarł grabiejące dłonie.Było przeraźliwie zimno, przy każdym oddechu biły z ust obłoki pary.Kątem oka widział regularnie pojawiający się nad jego głową biały dymek oddechu Boromira.Od rana wódz Gondoru i hobbit dzielili siodło Koń.Jednakże w odróżnieniu od poprzednich dni milczeli, miast swobodnie rozprawiać, jak to mieli w zwyczaju.Groza Mordoru wszystkim dawała się we znaki.Spodziewali się armii, czekającej na nich pod Czarną Bramą, wyzwania, kpin.Zamiast tego powitała ich pustka.Sine opary snuły się nad rozlewiskiem, zagradzającym drogę do bramy.Ani na murach, ani pod nimi nie dostrzegli najmniejszego ruchu, czarne chmury zawisły nisko, niemal muskając szczyty Zębów Mordoru.Mimo, iż słońce wzeszło już na dobre trzy godziny temu, nadal było ciemno jak w porze późnego zmierzchu.Szczegóły krajobrazu zacierały się, widać było tylko te ognie na Czarnej Bramie i murach, odbicia świateł na powierzchni bagniska i jaśniejsze pasma dróg zbiegających się pod bramą.Boromir milczał, podobnie jak Pippin zapatrzony w widok przed nimi.Po chwili poruszył się, jakby budząc ze snu, i skierował Koń w bok.Pogalopowali wzdłuż Kompanii Ochotników.Żwir chrzęścił pod końskimi kopytami.- Aragornie! – Boromir osadził klacz przed chorągwią królewską.– Kończmy to, co zaczęliśmy.Długo będziemy tak stać?- Rozstawiaj swoich, tak jak ustaliliśmy – odrzekł Aragorn.– Na zachodnim kopcu.Boromir podjechał bliżej i ściszył głos.- Wolałbym wschodni.- Masz zachodni – odpowiedź Aragona była krótka i stanowcza.Boromir zawrócił klacz i pchnął ją do ostrego powrotnego galopu.Wyhamował pod swoją chorągwią i chwycił za Róg.Pippin zakrył uszy.Zew Rogu zabrzmiał z początku z ogłuszającą mocą, ale szybko stracił na sile, zupełnie jakby jego dźwięk wchłonięty został przez mgły.Nie wzbudził ani jednego echa i zduszony zamilkł, ale dowódcy chorągwi Boromira stawili się na wezwanie natychmiast.Wydano rozkazy iBoromir z Pippinem podjechali bliżej przekonali się, że nie jest to pagórek, lecz ogromne wysypisko śmieci i żwiru, rumowisko głazów otoczone sadzawkami błota.Boromir ruchem ręki przekazał adiutantom rozkaz zatrzymania armii.Następnie wraz z Myszą, Imrahilem i Eomerem ruszyli we czterech na szczyt kopca, obejrzeć pole bitwy, jakie im przypadło w udziale.Konie szły wolno, ostrożnie stawiając kopyta i klucząc wśród głazów.Żwir i drobne kamyki grzechotały nieprzyjemnie, przywodząc na myśl trzask kości.Gdy przedarli się przez pierwszy krąg głazów natrafili na sporą, błotnistą ścieżkę, która, opasując kopiec, ciągnęła się najwyraźniej aż pod samą górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki