[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałam to od początku.Ale dałam się ponieść chwili.Mistrz Hanswydawał się taki naiwny, a ja pragnęłam, by dobrze zrozumiał, na jakie niebezpieczeństwo może się narazić.Następnego ranka służba podniosła alarm, że więzień uciekł z kordegardy.Ktoś wyłamał dyby, którezwisały teraz na zawiasach.Sznury zostały przecięte, drzwi stały otworem.Kucharka Mary i pokojówka Nanmiały mnóstwo nowin, co było dość dziwne, zważywszy, iż przed tą ucieczką nikt się nie przyznawał, że wie oobecności więznia.Jak to się stało, że drzwi nie zostały zamknięte? - pytano.Czy ogrodnik zostanie zwol-niony?Poszłam do kordegardy, nim zaczęło się ostatnie pozowanie.Cóż to była dla mnie za ulga, że nie ma jużtam tego nieboraka modlącego się o śmierć; żywiłam nadzieję, że człowiek ów miał tyle rozumu, by nie wracaćna Fleet Street i dać się znów aresztować, i że znalazł gdzieś jakąś bezpieczną kryjówkę.Zabrałam sznur,schowałam do worka i zamknęłam drzwi.W drodze powrotnej niedaleko kordegardy zauważyłam w krzakachcoś błyszczącego; była to szpachelka malarska, zaostrzona z jednej strony.Ją też schowałam do worka.Jak w każdy piątek ojciec przyjechał do domu.Siedział przy kominku, patrząc w ogień, wciąż jeszcze wpłaszczu podróżnym i ubłoconych butach.Wyglądał na zmęczonego, ale był spokojny.Rozmawiał z ogrod-nikiem zaraz po zejściu z łodzi, lecz skończyło się na reprymendzie.Bardzo chciałam wcielić w czyn radę mi-strza Hansa i spytać ojca wprost, kim był ten człowiek, jakie stawiano mu zarzuty i przede wszystkim dlaczegoprzetrzymywano go u nas.Aż serce biło mi gwałtownie.Jednak odwaga mnie zawiodła i to Will Roper - dobry,łagodny Will, teraz najbardziej zagorzały katolik na świecie i najgorętszy wielbiciel ojca - okazał się najod-ważniejszy.Nieśmiało wyraził zaniepokojenie z powodu ucieczki heretyka powierzonego pieczy ojca, a mywszyscy pomrukiem wyraziliśmy mu poparcie, jednak ojciec zareagował tak, jakby strata więznia była małoistotna.- Jakże mógłbym mieć pretensje, że ktoś przebywający długo w nader niedogodnych warunkach skorzy-stał z okazji i czmychnął? - odparł.Zawstydzony Will uśmiechnął się niezręcznie.Potem wszyscy rozeszliśmy się do codziennych zajęć.RLT Przede wszystkim bez słowa oddałam szpachelkę mistrzowi Hansowi.Zaczerwienił się aż po nasadę ru-dych włosów i położył ją na stole.- Pamiętacie naszą wczorajszą rozmowę? - spytałam, chcąc, by potraktował to jak ostrzeżenie.Skinął głową i spuścił wzrok.Był naprawdę przerażony własną nieostrożnością.- A co do memento mori - ciągnęłam nieco cieplejszym tonem, nie chcąc go bardziej straszyć.-Przyszedł mi do głowy inny pomysł.Coś bardziej wyrafinowanego niż czaszka.- Z gracją kramarza zBucklersbury wyciągnęłam z worka sznur.- Po łacinie  sznur" jest funis - objaśniłam.- A  śmiertelny" tofunus.Możecie zrobić memento mori ze sznura.Wzbudzicie podziw znajomością łaciny.- urwałam -.i możenauczy to was, by nie zostawiać pewnych rzeczy.Znów się zmieszał.Otworzywszy usta, oddychał ciężko.W sumie był to prosty i szczery człowiek, zbytlękliwy, by nadawać się do dyplomacji czy intryg.Spoglądał to na mnie, to na trzymany w ręku sznur.Kiedywreszcie zrozumiał, że może mi zaufać, z wyrazną wdzięcznością mrugnął porozumiewawczo.W końcuparsknął głośnym śmiechem.- Funus - śmiał się.- Funis.To może być dobre.Dwa tygodnie pózniej wizerunek ojca był na ukończeniu, lecz rodzinny portret - znacznie bardziej zło-żone przedsięwzięcie - wciąż jeszcze na etapie początkowym.Mistrz Hans zastosował się do moich sugestii:dodał sznur zwisający luzno przy zielonej zasłonie i ubrał ojca w czerwone aksamitne rękawy.Tak się stało, żewszystkie te elementy zgrabnie zgrały się w jedną całość.Podobnie jak on z dumą patrzyłam na obraz.Siedziałam przy oknie pogrążona w lekturze, gdy usłyszałam, że Elizabeth wraca z poobiedniegospaceru po ogrodzie.Trochę przytyła, była pogodniejsza i milsza, nawet dla mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki