[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy nie przestałam - odpowiedziała zdecydowanie.Nie potrzebował dalszej zachęty, a nawet gdyby chciał się dalej powstrzymywać, itak nie był do tego zdolny.Wszedł w Emmaline i zaczął się poruszać, a ona niemal na-tychmiast podjęła rytm.Połączeni ze sobą, coraz szybciej zmierzali ku spełnieniu, ażwreszcie rozkołysani w szaleńczym tempie jednocześnie dotarli na szczyt rozkoszy iznieruchomieli, jakby nagle zawieszeni w czasie.Powoli dochodzili do siebie, zmęczeni wysiłkiem i doznaniami, które zaskoczyłyich swą intensywnością.Gabe trzymał Emmaline w objęciach tuż przy sobie, jakby siębał, że może nagle zniknąć.Nie zamierzała jednak znikać, przeciwnie, oplotła go noga-mi, żeby się czuć jeszcze mocniej z nim związaną.- Brakowało mi tego - wymruczała.On zaś dziwił się, że w ogóle potrafił bez tego żyć.Wracając już całkiem do rzeczywistości, Gabe zastanawiał się, od jak dawna Em-maline nie była blisko z żadnym mężczyzną.Wydało mu się niepojęte, by tak namiętnakobieta mogła rezygnować z zaspokajania zmysłowych potrzeb, tym bardziej że urodąbez wątpienia przyciągała uwagę.Czyż mógłby ją winić, gdyby korzystała z różnychokazji? W końcu sam też nie żył w celibacie od czasu wyjazdu z Brukseli, choć mógł zczystym sumieniem przyznać, że chwile zmysłowych uciech z paryskimi kurtyzanaminic dla niego nie znaczyły.Pomyślał, że również to, co właśnie zaszło między nim aEmmaline, nie powinno mieć dla niego głębszego znaczenia.RLT Musiał zaniepokoić ją wyraz jego twarzy, bo unosząc się na łokciu, spytała:- Coś cię trapi, Gabrielu?- Nic.Nic takiego.- Odgarnął kosmyk z jej czoła.- Zapomnieliśmy o rozpuszcze-niu twoich włosów.Usiadła na posłaniu i zaczęła wyjmować spinki, aż w końcu ciemne loki opadłybujną kaskadą na ramiom i plecy.- Nadal tak samo piękne - powiedział szeptem Gabriel, przeczesując je palcami.Pochyliła się do jego ust w długim, gorącym pocałunku, a potem wsunęła się naniego i szeptem wypowiedziała słowa, które i on miał na końcu języka:- Znowu cię pragnę.Wraz z nadejściem świtu znów się kochali tak samo gwałtownie jak wieczorem,jakby się bali, że dzienne światło odbierze im szansę na bliskość.Tym razem nie pozostawali długo w stanie przyjemnego rozleniwienia.TrzymającEmmaline w ramionach Gabe czuł, jak stopniowo narasta w niej napięcie.- Co teraz zrobimy, Gabrielu? - odważyła się w końcu zapytać.Rzecz jasna miała na myśli odnalezienie Edwina i ratowanie Claude'a.Powinien jej powiedzieć, że dalsze działania nie mają sensu.Nie było wiadomo,gdzie szukać Tranville'a, nie mieli żadnych wskazówek ani tropów.Poza tym musiałwracać do Londynu, by dopilnować swoich spraw.Dobierał w myślach odpowiednie słowa i wyobrażał sobie, jak je wypowiada.Mógł przewidzieć, jak Emmaline przyjmie jego decyzję.Niemal czuł jej rozczarowanie ilęk.Czy naprawdę mógł jej to zrobić? Czy mógł zadać jej ten ból, najstraszniejszy zmożliwych, mówiąc, że nie da się uratować jej syna? Nie mógł.- Przyszło mi do głowy.- zaczął takim tonem, jakby chciał jej przedstawić długoukładany plan, a nie pomysł wymyślony na poczekaniu.- Powinniśmy wynająć pojazd,żebyśmy mieli swobodę ruchów.Moglibyśmy pojezdzić po okolicy i popytać o Edwinaoraz jego kompanów w przydrożnych zajazdach.Może gdzieś ktoś ich widział.- Naprawdę jesteś gotów to zrobić, Gabrielu? - Rozpromieniona usiadła na posła-niu.- Trs bien.Na pewno znajdziemy kogoś, kto ich zapamiętał, jestem o tym prze-konana!RLT Ucałowała go czule, wdzięczna za decyzję, której mógł już niedługo gorzko poża-łować.- Ubiorę się i spróbuję coś zorganizować - powiedział, zmuszając się do opuszcze-nia ciepłego łóżka.Znalezienie pojazdu, który można by wynająć, wcale nie poszło tak łatwo.Po od-wiedzeniu kilku zajazdów Gabe w końcu trafił na człowieka, który był chętny użyczyćmu giga.Wprawdzie jednokonny gig nie był tak szybki jak karykiel, do którego zaprzę-gało się parę, ale w zaistniałych okolicznościach musiał im wystarczyć.Nie było sensuszukać dalej, tracąc czas, który mogli spędzić w drodze.Kiedy wrócił do pokoju, okazało się, że Emmaline zdążyła już spakować ich baga-że.- Zjedzmy porządne śniadanie, które nam starczy na długi czas - zaproponował.Zaraz po posiłku mieli wyruszyć na dalsze poszukiwania, według Gabe'a najpewniejbezowocne.Wkrótce potem siedzieli w ogólnej jadalni, popijając gorącą kawę z dużych kub-ków i posilając się szynką, serem i chlebem.Ich stolik stał blisko wejścia, więc klienciktórzy wchodzili do środka, często przerywali im rozmowę, co zresztą wcale nie znaczy-ło, że Gabe i Emmaline byli szczególnie rozmowni.Po prostu te wszystkie drobne zda-rzenia bardzo irytowały.Ale co się dziwić, skoro po namiętnej nocy Gabe nie bardzowiedział, jak powinien się zachowywać wobec Emmaline.Jakiś człowiek zahaczył o jego krzesło, ale natychmiast uprzejmie przeprosił i po-szedł dalej.Po chwili inny skinął mu głową z daleka.Gabe rozpoznał człowieka, któregowypytywał podczas walk kogutów.I tak co chwila.W rezultacie z Emmaline podczas posiłku prawie cały czas milczeli, jednak kiedyich spojrzenia się spotykały w powietrzu dawało się wyczuć dziwne napięcie, jakby zarazmiały się posypać iskry.Emmaline zamrugała gwałtownie, chcąc zatrzeć to wrażenie.- Gdzie zaczniemy poszukiwania? - spytała, z trudem zachowując rzeczowy ton.Gabe wzruszył ramionami.Pomyślał, że tylko on przywiązuje wagę do tego, comiędzy nimi zaszło.Był pewien, że Emmaline, jak zawsze, myśli wyłącznie o synuRLT - Możemy rzucić monetą - zaproponował.- Rzucić monetą? - Uniosła brwi, wyraznie nie rozumiejąc, o co mu chodzi.- Wszystko jedno, w którą stronę najpierw pojedziemy - wyjaśnił Gabe.- Szansepowodzenia wszędzie są takie same.Podnosząc do ust kubek z kawą, napotkał wzrok człowieka, który właśnie wszedłdo jadalni i zmierzał do wolnego stołu.- Gabe?! - wykrzyknął, zatrzymując się gwałtownie.Gabe poczuł jak krew odpływa mu z twarzy.- Mój Boże, Gabe, to naprawdę ty! - ucieszył się Paul Deane.- Dobrze cię znówzobaczyć, ale co ty, u licha, tu robisz?Gabe dał się uściskać, choć wcale nie był zachwycony nieoczekiwanym spotka-niem ze starszym bratem.Paul przeniósł pytające spojrzenia na towarzyszącą mu kobietę.- Emmaline, pozwól, że ci przedstawię mojego brata, Paula Deane'a.Paul, poznajmadame Mableau - dokonał wymuszonej prezentacji.- Miło mi pana poznać, sir.- Emmaline wyciągnęła rękę.Paul chwycił ją skwapliwie.- Jest pani Francuzką! - stwierdził, zerkając przy tym z nieskrywanym zaciekawie-niem na Gabe'a.- Belgijką - sprostowała Emmaline.Dołączyła do nich służąca z tacą pełną jedzenia.- Pańskie śniadanie, sir - zwróciła się do Paula Deane'a.Gabe odsunął wolne krzesło.- Może przysiądziesz się do nas - zaproponował, gestem nakazując dziewczyniepostawienie tacy na stole.Paul skorzystał z zaproszenia, lecz zamiast się skupić na jedzeniu, wciąż spoglądałto na brata, to na Emmaline [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki