[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Teraz idę ze swoimi na czele spieszonej kolumny, gros pułku załadowało się wesoło na zafasowanepsim swędem camiony.Tutaj na drodze zaczynamy coraz częściej spotykad swojackie grupy,bezładnie wlokące się w tym samym kierunku.Widząc zorganizowany oddział, powoli zaczynają sięsamorzutnie dołączad; trochę młodych oficerów i podchorążych, sama rezerwa.Dowódcy już dawnoich odjechali.Na głównym skrzyżowaniu dróg, przed Redon, spotykamy dowódcę 3 OR-u, majora Aączyoskiego,który postanawia okopad się na skrzyżowaniu, celem ubezpieczenia naszego odwrotu.Zostaje prawieosiemdziesięciu ludzi i trzech oficerów, między nimi Drobniak.Dowództwo wycofującego się pułku obejmuje rotmistrz Kornberger.Dostaję camion i zadanie dojechad do St.Nazaire, rozpoznad i ubezpieczyd.Ale dlaczego ja? Przecież jest tylu oficerów! Sam się podstawiłem jak ten, co gra na fortepianie, awszystko przez tego Nosacza, to jego był pomysł umundurowania plutonu.Początkowo mnie tobawiło, ale teraz przestało cieszyd.Kierowca wielkiego camionu, sprawnie przechwycony na szosie, nie objawia wielkiego entuzjazmu nawidok po zęby uzbrojonego oddziału.Jest marynarzem floty wojennej, ma beret z pięknymczerwonym pomponem i papieros wiszący w samym kąciku ust.Moje sąsiedztwo w kabinie też munie odpowiada, ale ma logiczne podejście do problemu: lepiej byd kierowcą tych.Polonais, niżryzykowad dziurę w pięknym berecie.Na szosie spotykamy nareszcie to, co kiedyś miało byd armią III Republiki.Brudne to, zarośnięte, bezbroni, obwieszeni tobołami i bidonami z winem, piechotą, na rowerach, camiony wojskowe pełnetego parszystwa.Patrzą na nas w milczeniu, spode łba.Jedziemy.Dotarliśmy do St.Nazaire parę minut po piątej.Na ulicach przy wjezdzie pełno naszych, są nawetsamochody z oficerami; fotografuję uważnie jeden po drugim.Marynarz zna drogę do doków,zostawiam po drodze łączników.W dokach zaczyna się bieganie za możliwościami przeprawy przezLoarę, żeby gdzieś zahaczyd jakiś pokazniejszy kuterek, jakąś większą łódz motorową.Wszystkonatrafia na ponure milczenie.O zmierzchu nadjechał z resztą pułku rotmistrz Kornberger; krótka odprawa oficerów.Postanowiono,że pułk pójdzie w kierunku na La Baule, ja zostanę ze swoim plutonem, bo jakiś urzędnik portowydoniósł, że na koocu wschodniego doku znajduje się duża łódz patrolowa marynarki wojennej i,ponieważ władam francuskim, mam za zadanie przekonad Francuzów o konieczności pomocy.Ze mnązostaje samorzutnie podporucznik Eckhardt.Bolą mnie strasznie nogi od ustawicznego biegania, ale idziemy.Nad dokami przelatuje co pewienczas samolot niemiecki, ale ponieważ ani nie strzelał, ani nie bombardował, nie zwracaliśmy na niegouwagi i to nas zgubiło.Szliśmy brzegiem małej plaży, gdy wypadł zza dachów i spikował.Rzuciliśmysię jak na komendę w piach, zawarczała seria kaemów, zakurzył się piach, rzuciło ziemią.Wszystko zapózno: na piachu zostało bezwładne ciało kaprala UliaszkaBiegiem W doku, ze dwa piętra w dole, stoi wielka łódz motorowa.Jest prawie zupełnie ciemno Oddajękomendę plutonu Eckhardtowi.Po namyśle zdejmuję z pasa nagan, oddaję Wilczyoskiemu i schodzęw dół.Wpuszczono mnie do środka, sprawdzono, czy nie jestem uzbrojony.W maleokiej kabince pięciuoficerów w rozpiętych mundurach z nieodstępnymi papierosami w kątach ust, w ręku szklanki zwinem, pełno dymu, pół-ciemno.Przedstawiam się, mówię, tłumaczę, proszę - nie robi to żadnegowrażenia Nie mają rozkazu admiralicji i w ogóle armia, a tym bardziej nasza, nic ich nie interesuje.Obojętne ruchy głowy i.non! Próbuję od początku Mija już pół godziny, na twarzach tych ludzi nictylko obojętna bezmyślnośd.Ej, żeby nie zakaz Kornbergera, i do tego do mnie skierowany, żeby bez żadnych gwałtów, jedna seriaz kaemu i woziliby nas jak te raby.Wyprowadzono mnie na zewnątrz.Ludzi ani śladu, zniknęli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki