[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znak, \e zbli\a się zima, pomyślał Nobu.Zima, z\ymał się w duchu.Od śmierci ojcanie było tyle naturalnego śniegu, \eby pojezdzić na nartach.Nobu był bardzo podobny do swego znakomitego ojca: wy\szy od Saito o kilkacentymetrów, mocno zbudowany, o krótkich kończynach, z okrągłą, płaską twarzą i brązowymi,niezgłębionymi oczami.Główna ró\nica między synem a ojcem polegała na tym, \e Saito miałzmarszczki mimiczne od nieustannego śmiechu, zaś twarz Nobu była poorana od trosk.Nie miał \adnych wieści od ojca od ponad roku.Starszy Yamagata odpokutował zabitychw Pasie Asteroid i został prawdziwym lamą, przepełnionym świętym \alem.Jakby umarł nanowo, pomyślał Nobu.Zerwał wszystkie kontakty ze światem zewnętrznym poza klasztorem,nawet ze swoim jedynym synem.Zegar wybił godzinę.To nie ma znaczenia, pomyślał Nobu odchodząc od okna.Poniosę tobrzemię sam, bez pomocy ojca.Wyprostował się i zwrócił do telefonu na biurku: Niech wejdą.Podwójne drzwi jego gabinetu otworzyły się i weszło sześciu mę\czyzn w prawieidentycznych formalnych garniturach, ka\dy ze złotą szpilką w klapie przedstawiającą \urawiaw locie, ka\dy w pełnym szacunku ukłonie przed szefem Yamagata Corporation.Zajęli miejsceprzy długim stole przylegającym do biurka Nobu tak, \e razem tworzyły literę T.W radzie niebyło \adnych kobiet.Kilka było w zarządzie, ale rada wykonawcza składała się wyłączniez mę\czyzn.Był tylko jeden punkt programu: podniebna wie\a.Nobuhiko usiadł w wykładanym skórą fotelu z wysokim oparciem i ogłosił otwarciespotkania.Szybko poradzono sobie z takimi formalnościami, jak odczytanie protokołuz poprzedniego zebrania.Wszyscy wiedzieli, po co tu są.Obracając się lekko w prawo Nobu skinął przewodniczącemu zebrania.Formalnie Nobuhikobył z urzędu członkiem rady wykonawczej, biorącym udział w zebraniach, ale bez prawa głosu.Taki układ był konieczny, by nikt z zewnątrz nie mógł twierdzić, \e Yamagata to jednoosobowadyktatura.Choć w rzeczywistości tak właśnie było.Nobu nie miał prawa głosu, ale rada nigdynie głosowała niezgodnie z jego ujawnionymi \yczeniami.  Zebraliśmy się tu, by zdecydować, co mamy zrobić w sprawie budowy podniebnej wie\y rzekł przewodniczący, nie spuszczając wzroku z Nobu. Czy postępy są zadowalające?  spytał Nobu, choć doskonale znał odpowiedz. Wyprzedzili harmonogram  rzekł najmłodszy z członków rady, siedzący na samym końcustołu konferencyjnego.Nobuhiko cierpliwie westchnął. Kiedy wie\a zacznie działać  mruknął jeden ze starszych mę\czyzn  spowodujeobni\enie cen lotów.Jednym z podstępów zastosowanych przez Nobu od chwili objęcia korporacji po ojcu byłoprzejęcie amerykańskiej firmy Masterson Aerospace Corporation.Masterson stworzył klipryrakietowe, rakiety, które pozwoliły na zmniejszenie kosztów wyniesienia ładunku na orbitęz tysięcy dolarów za kilogram do setek, a solidne, niewielkie pojazdy wielokrotnego u\ytku nietylko ułatwiały rozwój przemysłu w przestrzeni kosmicznej, lecz tak\e  w zmodyfikowanejwersji  słu\yły za naddzwiękowy środek transportu przewo\ący pasa\erów do dowolnegomiejsca na Ziemi w bardzo krótkim czasie.Przejmując firmę Mastersona Yamagata uzyskał znaczący udział nie tylko w światowymrynku transportu rakietowego, lecz tak\e w rynku lotów na du\e odległości. Jedna wie\a?  zadrwił jeden ze starszych członków rady siedzący po drugiej stronie stołukonferencyjnego. Czy jedna wie\a mo\e powa\nie zaszkodzić rynkowi lotów? Jaki ona mo\emieć potencjał?Drugi z mę\czyzn przymknął na sekundę oczy, jakby zbierał siły do walki z głupcem. Tu nie chodzi o jedną wie\ę.Chodzi o pierwszą wie\ę.Jeśli z nią się powiedzie, będąnastępne.Nobu zgodził się milcząco. I po co płacić za lot na orbitę kliprem, skoro mo\na wyjechać kosmiczną windą za ułamektych kosztów? Otó\ to, sir. Kosmiczna wie\a jest więc zagro\eniem? Mo\e nie bezpośrednim.Jeśli jednak odniesie sukces, w ciągu kilku lat takie wie\epowyrastają wszędzie na równiku. Mamy szczęście  wtrącił inny z uśmiechem. Na równiku jest przewa\nie głęboki ocean.Nikt się nie roześmiał. Jaki procent naszych zysków pochodzi z kliprów rakietowych?  spytał Nobuhiko. Mniej z wynoszenia ładunków na orbitę ni\ z transportu powietrznego na Ziemi  oznajmiłksięgowy siedzący po lewej stronie Yamagaty. Poproszę o liczby  rzekł cicho Nobu. Księgowy postukał szybko w palmtopa trzymanego w dłoni. Około ośmiu procent.Osiem przecinek cztery, przy najmniej w tym roku.W poprzednimroku fiskalnym osiem przecinek dwa. Dość stała wartość. Lekko rośnie.Nobu zało\ył ręce na piersi, w geście, który zapamiętał u swego ojca. Czy mo\emy sobie pozwolić na utratę ośmiu procent zysków?  spytał młodzik. Jeśli nie musimy, to dlaczego mielibyśmy?  odparł księgowy. Mamy udziały w kosmicznej wie\y, prawda?  spytał Nobu. Tak, kupiliśmy jakieś.Mamy kontrakt na zapewnienie in\ynierów, personelu technicznegoi świadczenie usług.Ale to tylko udział mniejszościowy, poni\ej pięciu procent.I kontraktwygaśnie, kiedy wie\a zacznie pracę.Brwi Nobu powędrowały w górę. Nie będziemy mieli udziału w zyskach operacyjnych?Księgowy zawahał się. Jeśli nie wynegocjujemy nowego kontraktu, na konserwację albo inne usługi, to nie. Jasne  mruknął ponuro Nobu.Na czole księgowego pojawiły się krople potu.W biurze zapanowała cisza.Po chwili dyrektor oddziału kosmicznego odchrząknął i rzekł: Czy mógłbym przypomnieć, \e cała nasza dyskusja opiera się na zało\eniu, \e całe toprzedsięwzięcie z kosmiczną wie\ą się powiedzie? A na to nie ma \adnej gwarancji.Nobuhiko zrozumiał go w lot.Kosmiczna wie\a mo\e okazać się klęską, jeśli się do tegoprzyczynimy.Rozejrzał się wokół stołu i dostrzegł, \e ka\dy członek rady wykonawczejz osobna i wszyscy razem zrozumieli niewypowiedzianą głośno aluzję. CIUDAD DE CIELOElliott Danvers mo\e i nie był szczególnie błyskotliwy, ale nie był te\ głupi.I cechowała gousilna determinacja, dzięki której dą\ył niezmordowanie do wyznaczonego celu, podczas gdyinni znajdowali sobie łatwiejsze rzeczy do roboty.Po co biolog miałby pracować przy kosmicznej wie\y? Gdy usiłował wypytywać Molinę, tenstawał się powściągliwy i pełen rezerwy. A co pastor Nowej Moralności miałby robić w Ekwadorze?  odbijał piłeczkę Molina.Kiedy Danvers otwarcie wyjaśnił, \e jego zadaniem jest zapewnianie duchowego wsparciawszystkim, którzy go potrzebują, Molina obrzucił go kpiącym spojrzeniem. A nie jesteś tu przypadkiem, \eby nas szpiegować?  spytał z całą bezpośredniością. Czytwoi zwierzchnicy w Atlancie nie martwią się przypadkiem tym przedsięwzięciem, zwanymwspółczesną wie\ą Babel? Nonsens  prychnął Danvers. Czy\by? Z tego co wiem o Nowej Moralności, organizacja ta nie przepada za zmianami.W Ameryce Północnej całkiem niezle się urządzili, kontrolują rząd. Kontrolują rząd!  Danvers wyglądał na szczerze zaskoczonego. Jesteśmy organizacjąreligijną, nie świecką. Hiszpańska inkwizycja te\ była  mruknął Molina.Mimo dzielących ich ró\nic pozostali czymś w rodzaju przyjaciół.Wiecznie się spierającychi kłócących, ale przyjaciół.Danvers wiedział doskonale, \e jedynym poza nim człowiekiemw Ciudad de Cielo, którego Molina uwa\ał za przyjaciela, był szef projektu Mance Bracknell [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki