[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielki mag miał wszelkie powody, bydochować wierności ich planowi  choć był on zdradą zakrojoną na najszersząmo\liwą skalę  bo tylko ten plan zapewniał mu przetrwanie nadchodzącychwydarzeń.Jeśli zaś chodzi o bardziej subtelne niuanse, dotyczące samego Febryla.no có\, to nie był interes Kamista Reloe, nieprawda\?Nawet jeśli ich urzeczywistnienie oka\e się zgubne.dla wszystkich oprócz mnie.Wszyscy oni wcale nie byli a\ tacy sprytni, jak im się zdawało.Ta skaza sama sięprosiła o wykorzystanie.A co ze mną? Hę, drogi Febrylu? Czy uwa\asz się za sprytnego?Uśmiechnął się do odległej ściany piasku.Spryt nie był najwa\niejszy, podwarunkiem, \e wybierało się proste metody.Komplikacje wabiły błędy, jak kurwa\ołnierzy na przepustce.Te cielesne gratyfikacje nigdy jednak nie okazywały się takbezproblemowe, jakby się zdawało.Ale ja nie wpadnę w tę pułapkę.Uniknę śmiercionośnej słabości, jakiej uległBidithal, gdy\ prowadzi ona do komplikacji.ale z drugiej strony to właśnie jegonałogi oddadzą go w moje ręce, więc pewnie nie powinienem się skar\yć zbyt głośno. Zwiatło słońca ugina się nad ciemnością.Poderwał się raptownie i odwrócił. Wybrana! Oddychaj głęboko, starcze.To uspokoi twe tłukące serce.Mogę chwilkęzaczekać, bo nie brak mi cierpliwości.Przystanęła tu\ u jego boku.Rzecz jasna, nie mógł zobaczyć cienia, bo słońcemiał przed sobą, ale w jaki sposób zdołała podejść do niego tak cicho? I jak długo ju\tu stała? Wybrana, czy przyszłaś przywitać ze mną jutrzenkę? Czy to właśnie robisz tu z początkiem ka\dego dnia? Zastanawiałam się nadtym. Jestem człowiekiem o skromnych obyczajach, pani. To prawda.Cechujesz się bezpośredniością, która sprawia wra\enie prostoty.Jakbyś, trzymając się podstawowych nawyków ciała i kości, mógł skierować umysł nadrogę wiodącą do analogicznej doskonałości.Febryl nie odpowiedział, choć jego serce bynajmniej nie zwolniło.Sha ik westchnęła. Czy powiedziałam  doskonałości ? Być mo\e powinnam zaznajomić cię zpewnym szczegółem, który pomo\e ci osiągnąć ów cel. Proszę  wydyszał cicho. Zciana Tornada jest niemal zupełnie nieprzezroczysta, pomijając to rozproszone światło słońca.Dlatego obawiam się, \e muszę cię wyprowadzić z błędu, Febryl.Niestety, patrzysz na północny wschód. Wyciągnęła rękę. Słońce jest tam, wielkimagu.Nie gryz się tym a\ tak bardzo.Przynajmniej byłeś konsekwentny.Aha, i jestjeszcze jedna sprawa, którą powinnam wyjaśnić.Niewielu zaprzeczyłoby temu, \emoją boginię po\era gniew i dlatego ona równie\ musi pochłaniać innych.To jednak,co ty mo\esz uwa\ać za utratę wielu, by nasycić głód jednej, w rzeczywistościzasługuje na całkiem odmienną analogie. Hę? Tak jest.Bogini nie tyle karmi się energią swych wyznawców, co skupia ją wpewien sposób.W gruncie rzeczy niewiele się pod tym względem ró\ni od ZcianyTornada, która z pozoru rozprasza światło słońca, lecz w rzeczywistości je więzi.Czypróbowałeś kiedyś przejść przez tę ścianę, Febryl? Zwłaszcza o zmierzchu, gdy ju\wchłonęła ciepło całego dnia? W mgnieniu oka spaliłbyś się a\ do kości, wielki magu.Widzisz, jak coś, co z pozoru wydaje się jednym, w rzeczywistości jest czymś zgołaprzeciwnym? Spalony na węgiel.To przera\ająca wizja, nieprawda\? By się oprzećtemu efektowi, trzeba się urodzić na pustyni albo władać potę\nymi czarami.Innąmo\liwością są bardzo głębokie cienie.Febryl poniewczasie uświadomił sobie, \e prostego \ycia nie powinno sięuto\samiać z prostym patrzeniem na sprawy.To pierwsze było czymś szlachetnym igodnym uznania, natomiast to drugie stanowiło wyjątkowo fatalną w skutkach skazę.Prosty błąd, lecz, niestety, on go popełnił.Zdał sobie sprawę, \e jest ju\ za pózno.A jeśli mowa o zmianie planów, ach, na to równie\ było za pózno.Budzący się dzień z jakiegoś powodu stracił dla niego wszelki blask. Rozdział dziewiętnastyPowiadają, \e adoptowane dziecko kapitana  którewówczas nosiło niefortunne imię Pędrak  nie chciałopodczas marszu jechać wozem.Chłopak całą drogępokonał na piechotę, choć w pierwszym tygodniu, podnajgorętszym słońcem całego roku, silni, zdrowi\ołnierze potykali się i padali z nóg.Mo\e to jednak być fałszem, gdy\ wszyscy się zgadzają,\e dzieciak miał wtedy najwy\ej pięć lat.Ponadto samkapitan, który w swych dziennikach ze szczegółamiopisuje całą tę podró\ oraz starcie, jakim się onazakończyła, bardzo rzadko wspomina o Pędraku.Bardziej interesują go trudności związane z funkcjądowódcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki