[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wydaje im się,że są w cyrku pomyślał Piotr ze zgrozą. Zastanów się, Piotrusiu nalegała wróżka, wciąż śledząc napinającą sięprocę. Postaraj się.Piotr zaczął rozpaczliwie myśleć. Zaczekaj! Mam jedną!Wróżka podskoczyła uradowana. Wiedziałam, że ci się uda! Co to jest? W lutym akcje poszły o dwieście punktów w górę!Wróżka popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Jakie akcje? O czym ty mówisz?Piotr pokręcił głową. Nie, masz rację, za mało wcześniej zainwestowałem.Zaczekaj, niech po-myślę.Mam! Teraz polecę! Przywileje! Czy to może są przepyszne, okrągłe ciasteczka z mnóstwem lukru?Piotr zaśmiał się bezgłośnie. Mówię o pięcioliniowym telefonie w superlimuzy nie, biletach wstępuna każdą imprezę, o samolotach z pierwszeństwem lądowania.Wróżka zamknęła mu usta dłonią. Nie o to chodzi, Piotrusiu.Poczekaj, może ci pomogę.Będę mówiła o pew-nych rzeczach i zobaczysz, co ci przychodzi do głowy.Zamknij oczy i wyobrażajsobie.Piotr z przyjemnością zamknął oczy. Dobra, jestem gotów.Tylko się spiesz! Lalki rzuciła wróżka podlatując bliżej.Piotr wzdrygnął się. Plączą się pod nogami i aż proszą się, żeby je rozdeptać. Batonik. Obrzydliwa maz, która psuje zęby i lepi się do rąk. Znieg. Okropność.Topnieje i niszczy lakier samochodu Piotr jęknął. Niejestem szczęśliwy! Czy jesteś szczęśliwy, kiedy przychodzi wiosna?Piotr zacisnął usta. Podatki. Lato? Komary. A basen? Chlor.102 Modelina?Piotr zawahał się. A co to jest? Gwiazdka? Prezenty, rachunki, karty kredytowe.Nie jestem szczęśliwy! Skoki w górę i w dół? Normalna rzecz, kiedy gra się na giełdzie.Trzeba się z tym pogodzić. Toffi? wróżkę ogarniała rozpacz. Rozpuszcza się na kanapie, a nie w ustach. Piotrusiu, ty nigdy nie jesteś szczęśliwy! wykrzyknęła wróżka. Nie, nie, tak nie jest.Niech pomyślę, jedną chwileczkę.Ile mi zostało cza-su? Nic szepnął mu do ucha Chulio.Piotr rozwarł szeroko oczy.Chulio stał przed nim z rozstawionymi nogamii złożonymi rękami na końcu ramy katapulty.Jakby wyczarował skądś miecz Pio-trusia Pana i przeciął linę.Proca wystrzeliła Piotra w powietrze.Machając bez-ładnie rękami wrzeszczał przerazliwie i usiłował fruwać.Pod nim skakali i krzy-czeli Zagubieni Chłopcy; niektórzy z nich trzymali tabliczki z różnymi napisami:KONIKI, BATONIKI, ROBACZKI i DROBNIAKI.Nic to Piotrowi nie mówiło.Wydawało się, że Piotr leci bardzo długo i oczy chłopców śledziły go z nadzieją.Razem z nimi przyglądała mu się wróżka, spozierając przez palce zaciśnięte naoczach, a jej serce i skrzydełka waliły jak szalone.Choćby jedna szczęśliwa myśl!Najwyrazniej to nie był ten dzień.Piotr spadł jak kamień do rozpiętej sieci.Wróżka podleciała do niego, a za nią podbiegło kilku Zagubionych Chłopców,którzy wciąż wierzyli w niego.Pozostali obrócili się w stronę Chulia z powątpiewaniem.Chulio podniósł miecz. Jestem bardziej mężczyzną niż Piotruś Pan i dwa razy bardziej chłopcem!Kto jest ze mną?Ze wszystkich stron zbiegli się do niego Zagubieni Chłopcy krzycząc: Chu-lio! Chulio! Chulio!.Podniósł znów miecz na znak zwycięstwa i poprowadził ichz powrotem w stronę Nibydrzewa.Piotr siedział oszołomiony.Wróżka i siedmiu Zagubionych Chłopców przy-glądało mu się ze smutkiem. Kontrakt z Procter and Gambie oznajmił z wahaniem. Wtedy byłemszczęśliwy.Na nikim nie zrobiło to wrażenia.Hurra, Piotr!Piotr zjawił się ostatni na kolacji.Był tak wyczerpany, że prawie nie miał siłpodnieść głowy.Obolały od stóp do głów, poobijany, potłuczony i w bandażach,był ruiną człowieka.Wróżka i grupka chłopców męczyli go przez cały dzień,ćwiczenie za ćwiczeniem, w kółko to samo.Poza wystrzeleniem z procy tego drugi raz już nie próbowali.Nie to było jednak istotne.Niczego zresztą nie miał im za złe.Chodziło muo to, że to wszystko nie miało sensu.Mogli go ganiać, okładać pięściami i wy-strzeliwać w powietrze aż do znudzenia i tak niczego by to nie zmieniło.Wciążbył tłustym, starym Piotrem Banningiem a nie nie potrafił zmusić się do wypo-wiedzenia tego imienia tym, kim tamci chcieli go widzieć.Co gorsza, to wcalenie przybliżało go do odzyskania Jacka i Maggie.Kiedy zatem przywlókł się z trasy biegu i ćwiczeń do długiego stołu umiesz-czonego pod gałęziami Nibydrzewa, uświadomił sobie, że znów może zawieśćswoje dzieci.Nie przyjść na mecz, czy recital fortepianowy to jedna rzecz; nieuratować Jacka i Maggie z rąk Haka to coś jeszcze innego.To byłoby zwieńcze-nie całego szeregu rozczarowań, jakich im dostarczył tyle, że to może okazaćsię fatalne w skutkach.Aby nikt nie widział, że płacze, otarł łzy, które napłynęły mu do oczu i ruszyłzająć miejsce przy stole.Pomimo zmartwień, chciało mu się jeść.Był wściekległodny.Nie jadł nic przez cały dzień, zaprzątnięty do tej pory zajęciami wymy-ślanymi przez wróżkę i Zagubionych Chłopców, którzy chcieli odnalezć w nimchłopczyka.A to przecież było bardzo dawno temu i nie da się tego wskrzesić.Odpędził od siebie te myśli.Tak czy owak musiał coś zjeść.Niezależnie od tego,jak nikłe są szansę na odzyskanie jego dzieci, jeśli nie będzie jadł, nie będzie miałżadnych.Wszystkie miejsca przy stole były zajęte, w większości przez zwolennikówChulia.Stronnicy Piotra zgromadzili się przy końcu stołu.Zrobili mu miejscei Piotr wcisnął się między Kieszonkę i Asa.Wróżka Dzwoneczek siedziała po-środku stołu, tam gdzie zawsze.Chulio zajmował miejsce naprzeciw niego.Kiedy Piotr siadał, uśmiechnął siępogardliwie i widać było, że coś knuje.Piotr udał, że go nie dostrzega.104 Muszę jeść.Muszę nabierać sił wziął głęboki oddech. Nie mogę siępoddawać.Kilku Zagubionych Chłopców przyniosło jakieś dymiące potrawy prosto z gli-nianych pieców, w których buzował czerwony ogień.Piotr wciągnął do nosa aro-matyczną woń i westchnął.Nie wiedział, co to jest, ale pachniało wspaniale!As podsunął mu talerz i Piotr postawił go przed sobą odganiając parę, żebyzobaczyć, co mu podano.Talerz był pusty.Wpatrywał się w niego nieruchomym wzrokiem, a potem spojrzał na stół.Wszyscy jedli łakomie, wpychając sobie jedzenie do ust i przeżuwając je ze sma-kiem.Tyle, że nic nie jedli.Wszystkie talerze były puste. To moje ulubione nibyjadło! zawołał siedzący obok niego Kieszonkaz pełnymi ustami, w których nic nie było. Pataty, yam-yam, bananowa papkai pou-pou do zapijania.Do tego nibykurcak i.Zaraz, zaraz, Dzwonecek! Puśćto!Wróżka ciągnęła za jeden koniec czegoś niewidocznego, a Kieszonka za drugi.Piotr zamrugał oczami.Z przeciwległego końca stołu obserwował go Chulio. Wypij swoje pou-pou, Piotrusiu zachęcał As i udał, że nalewa mu czegośdo pustego kubka.Niepytaj i Baryłka stuknęli się kubkami i przytknęli je do ust.Piotr siedział przez chwilę bez ruchu, a potem wyrzucił w górę ręce. Ja tego nie rozumiem! wykrzyknął. Gdzie jest jedzenie?Wróżka spojrzała na niego. Jeśli nie potrafisz wyobrazić sobie, że jesteś Piotrusiem Panem, nigdy nimnie będziesz. Co to ma wspólnego z.tym! pokazał na pusty talerz.Spojrzała na niego stanowczo. Jeśli nie będziesz jadł, nie urośniesz!Piotr kipiał ze złości. Co jadł? Tu nie ma nic do jedzenia! O to chodzi powiedziała wróżka. Piotrusiu, czy zapomniałeś również,jak się udaje? Tak właśnie jemy.Chulio się roześmiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Pratchett Terry & Baxter Stephen Długa Ziemia #1 Długa Ziemia
- White James Szpital Kosmiczny 04 Statek Szpitalny
- John Van Houten Dippel Race to the Frontier, ''White Flight'' And Western Expansion (2006)
- Gribbin John & White Michael W poszukiwaniu kota Schrödingera realizm w fizyce kwantowej
- Aida D. Donald Lion in the White House, A Life of Theodore Roosevelt (2007)
- Shane White Stories of Freedom in Black New York (2002)
- [ebook] [PL] Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.WHITE
- White Trash Zombie Apocalypse Diana Rowland
- 012. Robert Jordan Koło Czasu t6 cz2 Czarna Wieża
- Darwin Karol O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- niuniapeja.xlx.pl