[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jeżeli w takim miejscu włączysz się do tańca, możesz otrzymaćcios sztyletem w plecy, zanim się w ogóle zorientujesz, że coś ci grozi.Caldin pokiwał głową. Przypomina mi to czasy, kiedy byłem przy Zciętym Cedrze.W każdymrazie mamy jeńca. Kilku jego Hama N dore wyszło z gospody po przeciwnejstronie ulicy, popychając przed sobą człowieka, którego ręce, zostały dokładniezwiązane za plecami.Przez cały czas szarpał się w więzach, póki nie zmusili go,by ukląkł na bruku i nie przyłożyli mu ostrza włóczni do gardła. Być może onnam powie, z czyjego działali rozkazu. Caldin mówił to takim tonem, jakbynie miał w tej kwestii najmniejszych wątpliwości.Chwilę pózniej z następnego budynku wyłoniły się Panny, które prowadziłyjeszcze jednego związanego jeńca; utykał, a jego twarz spływała krwią.Po chwiliczterej mężczyzni klęczeli na ulicy pod czujną strażą Aielów.Na koniec wreszcieotaczające Randa półkole rozluzniło się nieco.Wszyscy jeńcy byli mężczyznami o twardych twarzach, chociaż ten zlanykrwią chwiał się i przewracał oczyma, kiedy patrzył na Aielów.Na obliczach36dwóch pozostałych zastygł grymas ponurego wyzwania, trzeci szczerzył zęby.Dłonie Randa drżały. Jesteście pewni, że oni w tym uczestniczyli? Sam nie potrafił uwierzyć,jak miękko zabrzmiał jego głos, jak spokojnie.Ogień stosu rozwiązałby wszystkieproblemy. Tylko nie ogień stosu wydyszał Lews Therin. Nigdy więcej. Naprawdę jesteście pewni? Brali w tym udział odpowiedziała jedna z Panien; za zasłoną nie potrafiłrozpoznać twarzy. Wszyscy ci, których zabiłyśmy, nosili coś takiego. Szarp-nięciem zdarła płaszcz ze związanych ramion krwawiącego mężczyzny.Znoszonybiały kaftan, brudny i rdzawy od krwi, ze złotym słońcem wyhaftowanym na pier-si.Pozostali trzej ubrani byli identycznie. Ci mieli wszystko obserwować dodał barczysty Górski Tancerz i do-nieść, czy atak zakończył się powodzeniem. Jego śmiech przypominał warcze-nie psa. Ktokolwiek ich wysłał, nie miał pojęcia, jak zle się wszystko skończy. %7ładen z tych mężczyzn nie strzelał z kuszy? zapytał Rand.Ogień stosu. Nie wrzasnął z oddali Lews Therin.Aielowie wymienili spojrzenia, pokręcili owiniętymi w shoufy głowami. Powiesić ich rozkazał Rand.Mężczyzna o zakrwawionej twarzy omalnie zemdlał.Rand otoczył go strumieniami Powietrza, postawił na nogi.Dopie-ro teraz zdał sobie sprawę, że obejmuje saidina.Radością napełniała go walkao przetrwanie w rwącym strumieniu, chętnie nawet powitał skazę, brukającą jegokości niczym żrąca galareta.Sprawiała, że w mniejszym stopniu świadomy byłrzeczy, o których wolał nie myśleć, uczuć, jakich chętnie by się pozbył. Jak sięnazywasz? F-faral, m-mój panie.D-dimir Faral. Kiedy patrzył na Randa przez ma-skę zalewającej mu twarz krwi, oczy omalże nie wychodziły mu z orbit. P-pro-szę nie w-wieszaj mnie, m-mój panie.I-idę ścieżką Zwiatłości, p-przysięgam! Jesteś naprawdę szczęśliwym człowiekiem, Dimirze Faralu. Własnygłos brzmiał mu w uszach tak odlegle, jak wrzaski Lewsa Therina. Będzieszpatrzył, jak zawisną twoi przyjaciele. Faral zaczął łkać. Potem dostanieszkonia i zawieziesz Pedronowi Niallowi wiadomość, że pewnego dnia jego rów-nież powieszę za to, co się tutaj wydarzyło. Kiedy rozluznił sploty Powietrza,Faral osunął się zupełnie bezwładnie na ziemię, wiedząc, że pojedzie do Amado-ru, nie zatrzymując się nawet na chwilę po drodze.Trzej mężczyzni, którzy mieliumrzeć, patrzyli z pogardą na szlochającego człowieczka.Jeden z nich splunął naniego.Rand szybko wygnał ich ze swych myśli.Niall był jedynym, o którym należa-ło pamiętać.Było coś jeszcze, co powinien zrobić.Odepchnął od siebie saidina,przeszedłszy wpierw całą udrękę wyrywania się mu bez jednoczesnej zatraty, wy-siłek nakłonienia samego siebie do wypuszczenia go.Ze względu na to, co musiał37zrobić, wolał, żeby od własnych emocji nie oddzielała go żadna bariera.Któraś z Panien ułożyła prosto ciało Desory, ale nie uniosła jeszcze zasłony.Wyciągnęła już dłoń, aby powstrzymać go przed dotknięciem kawałka czarnejalgode, potem zawahała się, spojrzała mu w twarz i z powrotem przysiadła napiętach.Unosząc zasłonę, próbował jednocześnie przypomnieć sobie twarz Desory.Teraz wyglądała jak pogrążona we śnie.Desora, ze szczepu Musara z Reyn Aiel.Tak wiele tych imion.Liah z Cosaida Chareen i Dailin z %7łelaznych Gór Taardad,i Lamelle z Dymnych Wód Miagoma, i.Tak wiele.Czasami powtarzał sobiew głowie tę listę, imię po imieniu.Ale było też jeszcze jedno imię, imię, które-go nigdy nie wymieniał.Ilyena Therin Moerelle.Nie miał pojęcia, w jaki sposóbLewsowi Therinowi udało się wedrzeć do tego zakątka jego umysłu, ale i tak jużnie wymazałby tamtego imienia, nawet gdyby wiedział, jak to zrobić.Kosztowało go to dużo wysiłku, ale ostatecznie przyniosło mu ulgę.Gdy od-wrócił się od zwłok Desory, poczuł czystą, niczym nie zmąconą ulgę, kiedy prze-konał się, że to drugie ciało, o którym sądził, że również należało do Panny, byłow istocie ciałem mężczyzny, nadzwyczaj niskiego jak na Aiela.Bolał również nadmężczyznami poległymi w jego służbie, ale jeśli o nich chodziło, powtarzał sobiestare powiedzenie: Pozwól zmarłym spoczywać w spokoju i troszcz się o żyją-cych.Nie było to łatwe, jednak potrafił się do tego zmusić.Kiedy ginęła kobieta,nie potrafił myśleć w ten sposób.Jego wzrok padł na spódnice rozpostarte na bruku.Nie tylko Aielowie ginęli.Bełt kuszy ugodził nieszczęsną dokładnie między łopatki.Tyłu jej sukni nieplamiła ani jedna plamka krwi; wszystko odbyło się szybko, drobny akt miłosier-dzia.Ukląkł i odwrócił ciało tak delikatnie, jak tylko potrafił; z klatki piersiowejsterczał grot bełtu.Kobieta miała kwadratową twarz, była w średnim wieku, jejwłosy prószyła już siwizna.W szeroko rozwartych, ciemnych oczach zastygł wy-raz zaskoczenia.Nie znał jej imienia, ale tę twarz pamiętał.Zginęła dlatego, żeznalazła się na tej samej ulicy co on.Schwycił ramię Nandery, a ona strąciła jego dłoń, gdyż mógłby jej przeszko-dzić w razie konieczności użycia łuku, ale spojrzała na niego. Znajdz rodzinę tej kobiety i dowiedz się, czy nie można im jakoś pomóc.Złoto. To nie wystarczy.Oni powinni odzyskać żonę, matkę; nie potrafił imtego dać. Zobacz się z nimi powiedział. I dowiedz się, jak się nazywała.Nandera wyciągnęła dłoń w jego stronę, po czym ponownie ułożyła ją naswym łuku.Kiedy wstawał, Panny bacznie go obserwowały.Och, obserwowaływszystko dookoła równie bacznie jak zazwyczaj, ale te zasłonięte twarze cokol-wiek za często zwracały się w jego stronę.Sulin wiedziała, jak on się czuje, nawetjeśli nie zdawała sobie sprawy z istnienia listy, nie miał jednak pojęcia, czy poin-formowała o wszystkim pozostałe.Jeżeli tak uczyniła, to nie miał pojęcia, jakiewłaściwie to wzbudziło w nich uczucia.38Poszedł do miejsca, w którym się przewrócił, podnosząc po drodze z ziemiBerło Smoka.Samo pochylenie się kosztowało go mnóstwo wysiłku, a krótkieprzecież drzewce włóczni zaciążyło w dłoniach.Jeade en nie odbiegł daleko,kiedy poczuł, że jego siodło jest puste; zwierzę było dobrze wyćwiczone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- ebooks pl prawda o kielcach 1946 r jerzy robert nowak historia Ĺźydzi polityka polska rzeczpospolita paĹstwo ojczyzna patriotyzm honor nkwd prowokacja
- Kiyosaki Robert Bogaty Ojciec Biedny Ojciec[cz. 1]
- Roberts Nora Trzy Siostry [Siostry z klanu MacGregor]
- Robert T. Kiyosaki i Sharon L. Lechter Bogaty ojciec, Biedny ojciec Kwadrant przepływu pieniędzy[Cz. 2]
- Roberts Nora Bracia MacKade 01 i 02 Braterska wię tom1 Powrót Rafe'a tom2 Duma Jareda
- Roberto Why Great Leaders Don't Take Yes for an Answer Managing for Conflict and Consensus
- Roberts Nora Niebezpieczna miłoć 02 Kuzyn z Bretanii (NYTBA. Romans)
- Roberts Nora Saga rodu Concannonów 02 Zrodzona z lodu
- Vrilology The Secret Science of the Ancient Aryans by Robert Blumetti (2006)
- WALIZKA Z MILIONAMI Jerzy Edigey
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- shinnobi.opx.pl