[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I kompletnie nie wiedziałem, co z tym wszystkim zrobić.W przeddzień wyjazdu do Anglii miałem dłuższą rozmowę z Lippincottem.W myślach zawsze pojawiał mi się jako Lippincott.Nigdy jako wuj Andrew.Powiedziałem mu, że zamierzam wycofać moje sprawy z rąk Stanforda Lloyda.- Coś podobnego! - Uniósł siwe brwi.Patrzył na mnie swymi przenikliwymi oczami, z nieodgadnioną twarzą, a ja zastanawiałem się, co to jego „coś podobnego” mogło oznaczać.- Uważa pan to za właściwe posunięcie? - spytałem niespokojnie.- Masz chyba jakieś powody do takiego kroku?- Nie, nie mam żadnych powodów.Przeczucie i tyle.Mogę chyba być z panem szczery?- Zapewniam cię, że wszystko zostanie między nami.- Dobrze, powiem panu.Mam przeczucie, że to oszust.- O! - Lippincott spojrzał na mnie z zainteresowaniem.- Powiedziałbym, że masz zdrowy instynkt.Zrozumiałem wtedy, że mam rację.Stanford Lloyd wyprawiał rozmaite hocki-klocki z majątkiem Ellie.Podpisałem pełnomocnictwa i wręczyłem je Lippincottowi.- Wyraża pan zgodę?- Jeśli chodzi o kwestie finansowe, możesz na mnie całkowicie polegać.Zrobię wszystko, żebyś wyszedł jak najlepiej.Chyba nie będziesz miał powodu, by narzekać na mnie jako na pełnomocnika.Zastanowiłem się, o co mu właściwie chodzi.O coś mu chodziło.Chyba o to, że mnie nie lubi, że nigdy mnie nie lubił, ale ponieważ byłem mężem Ellie, zobowiązuje się czuwać nad moimi finansami.Podpisałem dokumenty.Spytał mnie, czym wracam do Anglii.Samolotem? Odparłem, że nie, że wracam statkiem.„Muszę mieć trochę czasu dla siebie - powiedziałem.- Rejs statkiem dobrze mi zrobi”.- I gdzie zamierzasz osiąść?- W Cygańskim Gnieździe.- Ach, tak.Naprawdę chcesz tam mieszkać?- Oczywiście.- Sądziłem, że wystawisz dom na sprzedaż.- Nie - powiedziałem, i to „nie” zabrzmiało ostrzej, niż tego chciałem.Cygańskie Gniazdo było ucieleśnieniem moich marzeń, marzeń sięgających szczenięcych lat.- Kto opiekuje się domem pod twoją nieobecność? Odparłem, że powierzyłem nad nim pieczę Grecie Anderson.- Ach, tak, rozumiem.Greta.Wydawało mi się, że coś chciał przez to powiedzieć, ale co? Miałem go zapytać? Jeżeli jej nie lubił, no to nie lubił i kropka.Zawsze tak pewno było.Nastąpiła chwila nieprzyjemnego milczenia.Wreszcie zdecydowałem się.Czułem, że coś muszę powiedzieć, cokolwiek.- Greta była bardzo dobra dla Ellie.Opiekowała się nią w chorobie.Zamieszkała z nami, dbała o nią, nie wiem, jak jej się odwdzięczę.Chciałbym, żeby pan o tym wiedział.Nie ma pan pojęcia, jak mi pomogła, ile dla mnie zrobiła po śmierci Ellie.Nie wyobrażam sobie, jakbym sobie bez niej poradził.- Tak, tak - rzekł Lippincott.Trudno o bardziej oschły ton.- Widzi pan, wiele jej zawdzięczam.- Tak, bardzo bystra dziewczyna.Wstałem, pożegnałem się i podziękowałem mu.- Nie masz mi za co dziękować - jak zawsze sucho stwierdził Lippincott.- I dodał: - Napisałem do ciebie liścik.Wysłałem go drogą lotniczą do Cygańskiego Gniazda.Jeśli wracasz statkiem, list powinien na ciebie czekać w domu.Życzę miłej podroży.Spytałem go jeszcze, z pewnym wahaniem, czy znał żonę Stanforda Lloyda, Claudię Hardcastle.- A, jego pierwszą żonę.Nie, nigdy jej nie poznałem.Małżeństwo rozpadło się, o ile wiem, zaraz po ślubie.Po rozwodzie on ożenił się po raz drugi.I po raz drugi się rozwiódł.A więc to takie buty, pomyślałem.W hotelu czekał na mnie telegram.Wzywano mnie do szpitala w Kalifornii, gdzie leżał mój przyjaciel Rudolf Santonix.Był umierający i chciał mnie widzieć przed śmiercią.Przesunąłem rezerwację biletu na statek do Anglii i poleciałem do San Francisco, do Santonixa.Zastałem go jeszcze przy życiu, choć gasł w oczach.Lekarze mieli wątpliwości, czy odzyska przytomność przed śmiercią, domagał się jednak, podobno bardzo gwałtownie, żebym przyjechał.Siedziałem w pokoju szpitalnym i patrzyłem na człowieka, który wyglądał jak szkielet dawnego Santonixa.Prawda, że zawsze sprawiał wrażenie chorego, że dostrzegało się w nim jakąś dziwną przezroczystość, delikatność, kruchość.Ale teraz był jak martwy, jak figura woskowa.Myślałem: „Żeby tylko przemówił.Powiedział coś.Cokolwiek powiedział przed śmiercią”.Czułem się samotny, przeraźliwie samotny.Uciekłem od wrogich mi ludzi, znalazłem się u boku przyjaciela.Mojego jedynego przyjaciela.Jedynego człowieka, który mnie naprawdę znał, nie licząc oczywiście mamy.Ale nie chciałem myśleć o mamie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki