[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko tego ranka było trudne.Mycie głowy, golenie nóg, wybieranie białych skarpetek.Ka\da decyzja, ka\da chwila wymagała ogromnego wysiłku.Zupełnie jakby to gęstepowietrze zagniezdziło się w jej wnętrzu.Smętnie tak chyba najlepiej wyrazić to, jak się czuła.Ocię\ale tak się ruszała.Jak w letargu  w takim tempie się w końcu ubrała, zrobiła kawę i tost.U\yła chleba z ośmiu zbó\ z piekarni nie dlatego, \e tak się zdrowo od\ywia, ale poniewa\jest du\o lepszy od pakowanego  pełnoziarni-stego" (a Nina to Marilyn Monroe, ha, ha).Ugryzła.śuła.Zauwa\yła, \e mieszkanie przydałoby się pomalować.Ma dosyć tych mebli,całego tego wnętrza.Kolejny kęs.Nie podoba się jej kompozycja, nad którą właśnie pracuje.Musi ją jak najszybciej wyrzucić.Kolejny kęs.Musi coś zrobić z przedpokojem: pomalować,poło\yć chodnik czy coś takiego.Wybór tkaniny tak ją przera\a, \e nie mo\e się zdobyć nawyprawę do sklepu.W efekcie ma tylko roletę, \adnej ładnej narzuty, nic ciekawego, coupiększało-104105by wnętrze.Całe mieszkanie wygląda jak więzienna cela.Przełknęła.Spojrzała na zegar.Ojej! A niech to! Przez to całe ociąganie się w łó\ku i w łazience, opieszałe ubieranie się imarudzenie pewnie się spózni.Nie ma ju\ czasu, \eby zabrać Sama na spacer osobno.Będziemusiała go wyprowadzić razem z poranną grupą.Wylała kawę do zlewu, przełknęła resztkę tostu, wzięła plecak, przyczepiła Samowi smyczdo obro\y i po chwili ju\ byli na zewnątrz.Kontakt z upalnym wilgotnym powietrzem odczuła jak uderzenie w kamienny mur.Przestało ju\ padać, ale przy takiej wilgotności i temperaturze trudno to było zauwa\yć.Człowiek po prostu nasiąkał wilgocią.Ledwo łapała dech, gdy Sam ciągnął ją w dół poschodach i w stronę parku.Nagle zachłysnęła się powietrzem, które w przełyku wymieszałosię z kawałkiem tostu, i zakrztusiła się.Nie mogła opanować kaszlu.To drapanie w gardle, tozdradliwe drapanie, które ją czasem łapie w najmniej odpowiednich momentach  naspotkaniach, u lekarza, w bibliotece, w samolocie  drapanie, od którego a\ zbiera się jej nawymioty, oczy łzawią, a cała twarz staje się czerwona jak burak, dopadło ją właśnie teraz.Dławiła się więc, krztusiła i purpurowiała z braku powietrza na Central Park West, zgięta wpół, a jej pies szalał z niepokoju.Wskakiwał na nią, łapami sięgał jej piersi, omal jej nieprzewrócił, co wcale nie pomagało.Nina postawiła na ziemi plecak i mocno trzymając smycz,odpięła sprzączki i wydobyła butelkę wody Poland Spring.Napiła się i od razu poczuła sięlepiej.Jakiś robotnik niosący deski na budowę zapytał: Wszystko w porządku, złotko?Fizycznie nie miała sił odpowiedzieć:  Tylko nie złotko, ty palancie", z wysiłkiem więcwychrypiała:  Tak, nic mi nie jest.Kiedy ju\ mogła oddychać bez przeszkód, ruszyła do swoich obowiązków.Pierwszyprzystanek: Luca.O Bo\e  pomyślała  miejmy nadzieję, \e Jim jeszcze śpi.Zostawiła Sama z portierem i weszła po schodach.Zapukała do tylnych drzwi.Cisza.Weszła więc po cichu, dosłownie na palcach.Jima nie było w gabinecie.Luca le\ała naswoim posłaniu, odgrodzona barierką w maleńkim pomieszczeniu za kuchnią.Po co niektórzy trzymają psy, skoro nie chcą traktować je jak członków rodziny? To pytaniedręczyło Ninę za ka\dym razem, kiedy przychodziła po Luce.Powinno być przecie\ jakieś prawo  myślała Nina  na mocy którego trzeba by przejśćjakieś testy czy badania, by wykazać, \e będzie się dobrym panem, a mo\e nawet stwierdzić,dla jakiego psa taki kandydat na właściciela najbardziej się nadaje.Luca miała gad\et ze sznurka, u\ywany do zabawy z psami w przeciąganie liny.Dla Ninybył to miernik poziomu zadowolenia suczki.Jeśli zabawka le\ała w tym samym miejscu, wktórym Nina zostawiła ją podczas ostatniej wizyty, znaczyło, \e Jim w ogóle nie zajmował siępsem.No i proszę: zabawka le\y dokładnie tam, gdzie zostawiła ją wczoraj.Ju\ wie, \e w tymdomu nie było \adnych igraszek.Gdy tylko Luca zobaczyła Ninę, podniosła łeb.Wyprostowała tylne łapy, przerzucająccię\ar ciała na przednie kończyny.Ten sposób wstawania przypominał wielbłąda.106107W końcu uniosła te\ przód ciała, otrząsnęła się i niezdarnie podbiegła do Niny, energiczniemachając ogonem. Minutkę, panienko  Nina nie mogła otworzyć przeklętej barierki. Cholera, te\ wymysły.Luca coraz bardziej się niepokoiła, drapała przednimi łapami po wierzchu ogrodzenia.Ninaodepchnęła ją, nie przestając mocować się z kłódką.A\ nagle barierka się przewróciła.Ninaju\ wiedziała, co będzie dalej. Co jest.Co się, kur. Jim, który najwidoczniej się obudził, wrzasnął z sypialni nadrugim końcu mieszkania. Zamknij pysk! Szybko, panienko  powiedziała Nina do Luki.A do Jima:  Przepraszam. I dosuczki:  Chodzmy  i otworzyła drzwi.Pies natychmiast wyskoczył na zewnątrz i rzucił się po schodach w dół.Nina nie zdą\yłamu nawet przyczepić smyczy.W holu Luca omal nie przewróciła starszej pani z laską, obiegła kilka razy głupiego pudla,typowego przedstawiciela swojej rasy, i zaplątała się w jego smycz, co powa\nie poirytowałowłaściciela  pulchnego mę\czyznę, który wyglądał, jakby spacer dookoła budynku miał gowykończyć, a wiadomo, \e pudle potrzebują du\o ruchu i zabawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki