[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet nie starał się ukryć aluzji.Donner pracował w Białym Domu od roku idoskonale wiedział, że we wszystkich publicznych pomieszczeniach budynku obowiązywałod czasów Jimmy ego Cartera zakaz palenia papierosów.- Kiedy jestem zdenerwowany, dużo palę, Donner - odpowiedział kwaśno Spencer.-A jestem zdenerwowany za każdym razem, gdy wódz wyprawia przyjęcie. - Szef oddziału spojrzał na ekrany.Samochody zajmowały cały parking, przedportykiem stał sznur limuzyn, po Sali Dyplomatycznej kręci się mnóstwo gości w czarnychkrawatach i wieczorowych sukniach.Dzięki Bogu nie musiał tam stać i słuchać Gershwina,granego bez polotu przez czteroosobowy zespół.- A przy okazji, gdzie on jest?- W toalecie - odpowiedział Donner, sprawdzając koordynaty na cyfrowej mapieumieszczonej przed konsolą.- Drugie piętro, część północna, apartamenty prywatne.Jest tamokoło dziesięciu minut.Wszawy protokół.Pewnie załatwia swoje potrzeby z egzemplarzem Time a w garści.- Wiesz, że sprzedawali kiedyś odchody Dalajlamy? - spytał Donner.- Nie Donner, nie wiem - odpowiedział Spencer wzdychając.- Naprawdę - zapewnił go młody agent Secret Service.- Suszyli to i robili amuletyszczęścia.Zarobili kupę forsy.- Gdybyś zaczął przetwarzać odchody Tuckera, nie zarobiłbyś ani centa powiedziałSpencer.- A teraz zajmij się monitorami.Szef ochrony zgasił papierosa i spojrzał ponad ramieniem Donnera.Boss i jegorodzina nosili elektroniczne urządzenia namiarowe, ale śledzenie całej hordy gości, którzywłaśnie najeżdżali na Biały Dom, było po prostu niemożliwe.Poprzez kamery miał podglądsytuacji we wszystkich pomieszczeniach na parterze i w biurach, jak również w kuchni, wgłównych korytarzach i na klatkach schodowych.Jednak oświetlenie było niewystarczające ikamery psuły się.Zresztą, nawet przy dobrym oświetleniu trudno byłoby stwierdzić, ktoznajduje się na ekranie monitora.Spencer potrząsnął głową.Przeciętny Amerykanin oglądający Biały Dom wtelewizyjnych wiadomościach wyobrażał sobie, że Secret Service i inne organizacjeodpowiedzialne za ochronę prezydenta dysponowały najnowocześniejszym sprzętem.Czasembyła to prawda, szczególnie gdy dotyczyło to obserwacji terenu.Jednak wewnątrz budynkumusieli zadowolić się starzejącym się szybko sprzętem.Podobnie jak wszystkie inne agencje.To samo zresztą dotyczyło samego budynku.Podłogi, położone od nowa w czasie renowacjiTrumana w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym roku, wymagały wymiany.Zniszczyły je butytrzydziestu siedmiu milionów turystów, którzy od tego czasu zadeptywali systematycznieBiały Dom.Rozległ się dzwięk telefonu w głównej konsoli.Donner uniósł słuchawkę i słuchałprzez chwilę, po czym wręczył ją Spencerowi.- To do ciebie - powiedział.- Jakiś Stone z FBI. Daniel Waxman chodził nerwowo wzdłuż poręczy nad Wielkimi Wodospadami napółnoc od Waszyngtonu.Widok Potomacu, którego fale uderzały w dół z ogromną siłą,przyprawiał go o ból brzucha.Za nim znajdował się spokojny zbiornik Chesapeake i kanałuOhio ze śluzami i wielkim budynkiem gospodarczym.Wolał czekać na jednej z ławek bliżejkanału.Dostał bardzo szczegółowe wskazówki.Spotkanie miało nastąpić w miejscu, gdziewoda wodospadu spadały z grzmotem na granitowe skały.Waxan, czterdziestoczteroletni, niski i nieco korpulentny biurokrata, ukończyłUniwersytet Kolumbia i pracował w Departamencie Stanu.W początkowym stadium pracy imałżeństwa wyobrażał sobie awanse na same szczyty.Zwierzał się czasem żonie Brendzie, żechciałby zostać asystentem sekretarza stanu.Kiedy był szczególnie z siebie zadowolony,wyobrażał sobie telefon z Białego Domu z prośbą o przyjęcie stanowiska sekretarzaprasowego prezydenta.Osiemnaście lat pracy i brak odpowiednich koneksji miały duży wpływ nazmniejszenie jego ambicji i oczekiwań.Teraz był zadowolony z siebie.Nie wychylał się ijako starszy edytor nadzorował sporządzanie codziennego porannego raportu.Dokument tenpowstawał w komórce Biura Wywiadu i Badań Departamentu Stanu po to, by informowaćsekretarza i jego zastępców o bieżących wydarzeniach i najnowszych odkryciach wywiadu,które mogły mieć wpływ na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych.Kiedyś naprzyjęciach kilkakrotnie przedstawiał się melodramatycznie jako człowiek pracujący w wywiadzie.Od dawna już nie mówił takich rzeczy.BWiB nie było niczym więcej jakmiejscem, w którym spisywano plotki krążące po Waszyngtonie.Jemu zaś tak samo dalekobyło do szpiegostwa jak każdemu przeciętnemu obywatelowi.I dlatego ten telefon po południu był taki dziwny.Brenda wyjechała do matkimieszkającej w Nowym Jorku, więc postanowił spędzić poranek na czytaniu najnowszejpowieści Toma Clancy ego, a popołudnie - na sporządzaniu w piwnicy nowej płyty dozaprojektowanej przez siebie gry wojennej.Pomiędzy książką a piwnicą zadecydował się nakanapkę.Wtedy zadzwonił telefon.Facet na drugim końcu linii mówił dziwnymcudzoziemskim akcentem i przez dłuższą chwilę miał niemal pewność, że stał się obiektemżartu kumpli z biura.W końcu jednak rozmówcy - który przedstawił się jako Horst Richter -udało się przekonać Waxmana, że mówi poważnie.Richter powiedział mu, że jest wschodnioniemieckim dziennikarzem, który zostałpoproszony przez przyjaciela o przysługę.Ten z kolei otrzymał informacje, które - jak sądził -mogłyby zainteresować Departament Stanu.Richter zapytał więc, czy Waxan mógłby przekazać takie informacje wyżej.Gdy wyczuł wahanie biurokraty, zapewnił go, żeinformacje te są niezwykłej wagi i gdyby mu pomógł, to część chwały może spaść również naniego.Na chwilę znowu ujrzał oczami w wyobrazni, jak podjeżdża swoim wozem na parkingprzed Białym Domem.Bez dalszych oporów wyraził zgodę.W końcu, co miał do stracenia?Teraz nie był już tak pewny siebie.Znajdował się trzydzieści kilometrów od miasta,słońce chowało się za horyzontem, a on czekał jak głupi na jakiegoś faceta z EuropyWschodniej, który miał mu rzekomo dostarczyć pakunek.Stał przy barierce i patrzył nawirującą wodę.Czuł przy tym ból w żołądku.%7łałował już, że zgodził się na to spotkanie.Usłyszał za plecami szuranie obcasów i z bijącym sercem obrócił się na pięcie.Podchodziło do niego dwóch mężczyzn, ubranych w dresy i buty do biegania.Niski, tłustyurzędnik przełknął nerwowo ślinę.Na pewno faceci nie wyglądali na rosyjskich szpiegów, alekto to mógł w końcu wiedzieć? Niższy z nich miał na plecach jaskrawożółty plecak.- Pan Waxman? - zapytał wyższy.Nie mówił z niemieckim akcentem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki