[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie mówmy już o przeszłości i pamiętajmy oniej tylko po to, żeby raźniej iść w przyszłość.Otwiera ramiona.Ney spieszy do niego.Tacy są ludzie.W niedzielę 19 marca wsiada do kolaski.Jest cesarzem, którypowraca do swej stolicy.Kurier galopujący obok kolaski informuje, żekról Burbon wyjechał z Tuileries w stronę granicy północnej, i wręczalist od Fouchégo.„Sire, w okolicach Paryża czekają na Waszą Cesarską Mośćzabójcy.Proszę się mieć na baczności" - pisze książę Otranto.Co im rzeczywiście zostało, jeśli nie zamordować mnie jak HenrykaIV?Wydaje rozkazy.Niech pilnują wszystkich wylotów dróg z lasuFontainebleau.Ale nie ma mowy, aby zatrzymać się przed wjazdem dozamku.Wysiada na dziedzińcu Cheval Blanc, wolno wspina się poschodach w kształcie podkowy.Zatrzymuje się na kilka sekund.Niecały rok temu, 20 kwietnia 1814 roku, żegnał się tutaj z gwardią,wyjeżdżał na Elbę i na drodze zabójcy grozili mu śmiercią.Wciąż tu są, ale on w poniedziałek 20 marca 1815 roku o godziniedziesiątej obejmuje ponownie w posiadanie swój zamek i władzę.Czy w ogóle żył pomiędzy tymi dwiema chwilami? Wydaje mu się,że nic w tym czasie nie istniało.Taki dziwny był ten pobyt na Elbie.Takie jest jego życie, sekwencja kolejnych scen.Obchodzi galerie.Odnajduje swój gabinet do pracy, wydajerozkazy.Chce po drodze do Paryża dokonać przeglądu wojsk wFontaines de Juvisy.Spaceruje krótko po parku, potem wsiada znowu do powozu.Tak często przejeżdżał tę drogę między Fontainebleau a Paryżem,tyle razy dokonywał przeglądów wojsk.Ale właśnie zakończyłnajpiękniejszą ze swych kampanii.Żadnego cienia, ponieważ, tak jakprzewidywał i jak sobie wymarzył, nie padł ani jeden strzał.Ludprzyszedł i przewrócił wszystko.Oto ten lud u wjazdu do Paryża.Mężczyźni, kobiety, dzieci biegnąwokół kolaski, otaczają go, poprzedzają, biegną w ślad za nim.Koniemuszą iść stępa.Nigdy, nigdy, ani nazajutrz po Austerlitz, ani podczas koronacji,nigdy tego nie doświadczył.Widzi jeźdźców eskorty, jak daremnie starają się utrzymać z dalekatłum tych kobiet i mężczyzn, których twarze widzi jedynie w przelocie.Gdyby mógł przeżywać to z nim jego syn.Dziś, 20 marca, są jegoczwarte urodziny! Znak przeznaczenia.Ukłucie bólu.Widzi płaczących mężczyzn i kobiety, inwalidzi wymachują swymikulami, pokazują ordery Legii Honorowej.Przed Tuileries morze ludzi.Spieszą ku niemu, podnoszą go.Niesiony z ramion na ramiona dociera aż do pałacu, potem wnoszą gona paradne schody.W końcu dociera do swych apartamentów.Jeszcze wczoraj był tu Ludwik XVIII.Słyszy nieustające krzyki i wiwaty.To najpiękniejsze z jego zwycięstw, największe, bez żadnej plamykrwi na sztandarze.W oczach ma łzy.Opada wyczerpany na krzesło.Od jutra wszystko będzie trudne.Czas powinien się teraz zatrzymać.Rozdział 27Napoleon obchodzi swój gabinet i swoje apartamenty.Wszystko stoiciągle na swoim miejscu, jakby nikt inny nie zajmował tychpomieszczeń.Jedynie ten zbyt szeroki fotel, zrobiony specjalnie dlaczłowieka zniedołężniałego, przypomina, że mieszkał tutaj LudwikXVIII.Na moim miejscu.Wydaje rozkaz.Służący natychmiast zabierają fotel.Obchodzi pokoje na nowo.Można by pomyśleć, że przez tychjedenaście miesięcy nic się nie stało, że wraca z długiej kampanii izastaje wszystko nie zmienione - swoje pałace, dworzan i dygnitarzy.Jest jednak sam, bez żony i syna.Są tylko ci ludzie tłoczący się wsalonach, słyszy gwar ich głosów.Pomimo późnej pory nie opuszczająTuileries.Chcą się pokazać, umówić na audiencję, wymazać z jegopamięci to, co zrobili.Otwiera drzwi.Chce widzieć Cambacérèsa, Mare ta, Molliena,Molégo, Davouta, Caulaincourta.Rząd musi zostać utworzony jeszczetej nocy, żeby od rana można było wprowadzać w życie jego polecenia,zacierać ślady po Burbonach.Zbliża się Cambacérès.Arcykanclerz kaszle jak starzec.Idzie zgiętywpół, coś mamrocze.Mówi, że nie może przyjąć stanowiska ministra.Trawi go choroba.W wieku pięćdziesięciu dwóch lat czuje się jużstary.Caulaincourt i Mole także się wykręcają.Wolą być ostrożni.- Nie przeszkadzali mi przybyć, tak samo jak nie przeszkadzaliinnym odejść - mówi do Molliena, który przyjmuje tekę ministrafinansów.Oni się boją.-To ludzie nie mający w tym żadnego osobistego interesu wsparlimnie w drodze do Paryża - kontynuuje.- Podoficerowie i żołnierzezrobili to wszystko, wszystko zawdzięczam ludowi i armii.Także w nocy pozostają przed pałacem Tuileries grupki ludzi.Napoleon obserwuje, jak w blasku pochodni tańczą radośnie.Odwracasię do Molégo, który nadal odmawia wejścia do rządu.- Zupełnie się pan zmienił - mówi.- Z nas wszystkich ja jedenzachowuję się jak dawniej.- Pokazuje na tłum.- Po powrocie doFrancji nic nie zdziwiło mnie bardziej - ciągnie - niż ta nienawiść doksięży i szlachty, która jest, jak widzę, równie powszechna i gwałtownajak na początku rewolucji.- Robi kilka kroków ze spuszczoną głową.-Zaczniemy rewolucję jeszcze raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki