[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Co mam powiedzieć? Czego ode mniechcesz?- To bardzo proste.Chcę, żebyś powiedziała mi prawdę.Przez chwilę skubała kołdrę, walcząc z pragnieniem, by powiedzieć mu wszystko.-Nie mogę - odezwała się wreszcie, podnosząc ku niemu wzrok.- To ciebie nie dotyczy, Brent.Nie chcę bardziej cię w to mieszać.- W co? - warknął.- Już jestem zamieszany po same uszy! - Zamilkł nagle, a jegooczy pociemniały.- Wiesz co, Byrony - powiedział, uważnie się jej przyglądając - ani razu niewspomniałaś o swoim dziecku.Czy zamierzasz je porzucić?W jej oczach zobaczył - co to było, przerażenie? -zanim przymknęła powieki.Dalej nanią naciskał.-Widzę, że nie pomyślałaś o córce.Nie obchodzi cię, że wychowa ją ten głupiec,twój mąż? Czy to cię nie obchodzi, do cholery?- Nie! To nie tak!- Jak? Czy jesteś równie złą matką, jak żoną? Coraz słabiej się broniła, przytłaczała jąta okropna sytuacja.- Proszę, Brent, nie.- Nie co? Kobieto, widzę, że jesteś beznadziejną istotą.Załkała żałośnie i zakryła dłońmi uszy, by nie słyszeć jego okrutnych słów.Ogarnęłoją takie przerażenie i ból, że wydawało się jej, iż za chwilę umrze.Z jej gardła wydobył sięszloch.Patrzyła na niego, nieświadoma łez, które spływały jej po policzkach.Brent zaklął, usiadł obok i przytulił ją do siebie.-Przestań płakać.- Ale nie mogłaprzestać.Jego twarz wykrzywiła się z bólu, gdy próbował ją uspokoić.Przytulił twarz do jejszyi i głaskał ją po plecach, przyciskając mocniej do siebie.Czuł, jak jej piersi ocierają się ojego tors, czuł pod palcami jej delikatne kości.Boże, pragnął jej.Teraz.- Byrony -wyszeptał,całując jej skronie.- Cichutko, kochanie, cichutko.Nadal drżąc, uniosła głowę.Pocałował ją w usta.Poczuł smak jej łez i wyczuł jejzaskoczenie.Ale nie cofnęła się.Jego pocałunki stały się głębsze, wsunął język w jej usta.Myślał, że eksploduje z rozkoszy, gdy rozchyliła wargi.Była taka ciepła, słodka i przystępna. Teraz jest jego, tylko jego.Przesunął dłońmi po jej ciele.Nie mógł się nią nacieszyć.Gdy sięgnął dłonią do jej piersi, dobiegł go jej stłumiony krzyk.Wygięła się pod jegodotykiem.Czuła jednocześnie ból, pożądanie, zadziwienie, ogarniające jej ciało.Pieścił dłoń-mi jej piersi.Dlaczego tak ją to podniecało?- Proszę - wyszeptała, a on jęknął, oszalały z pożądania.Brent usiłował się pohamować.Od tak dawna jej pragnął.Chciał, żeby przytulała siędo niego, chciał zasmakować jej nagości.Chciał ją gładzić, całować i poznać każdy centymetrjej ciała.Chciał ją sobą wypełnić.Spróbował uwolnić się z jej objęć.- Moje ubranie - wydusiłz siebie.- Muszę zdjąć ubranie.Nie chciała go puścić.Był jej kotwicą.Był bezpieczeństwem i zródłem jejnamiętności.Nieporadnie i chaotycznie zaczęła rozpinać guziki jego kamizelki.Brentowi udało się rozebrać mimo jej pomocy.Musiał wstać, żeby zdjąć spodnie ibuty.Spojrzał na nią i pomyślał, że mógłby zatopić się w jej oczach, przymglonychpożądaniem.Gdy był już nagi, położył się obok niej i przyciągnął ją do siebie.- O cholera -przeklął i szarpnął jej nocną koszulę.Była zapięta na mnóstwo małych guzików.Mruknął cośsfrustrowany i po prostu zerwał z niej koszulę.Co ja robię? To pytanie pojawiło się nagle w jej głowie, ale zaraz odsunęła je odsiebie, nie chcąc się nad tym zastanawiać.Obchodziła ją tylko ta chwila, to że miała tegomężczyznę, którego obraz nie dawał jej spokoju od czasu pierwszego spotkania w San Diego.Nie obchodziło jej, że on nadal będzie nią pogardzał.Dotknęła dłońmi jego owłosionej piersi.Był ciepły i miał gładką skórę.Poczuła jego twardą męskość przy swoich zaciśniętych udach.Wejdzie we mnie, pomyślała.Wypełni mnie sobą.Jej ciało zadrżało z oczekiwania iwyszeptała jego imię.Nie mógł jej przytulić wystarczająco mocno.Gdy usłyszał swoje imię, wypowiedzianepośpiesznie i bezradnie, pomyślał, że nie może już czekać.Oderwał usta od jej ust i kilka razygłęboko, chrapliwie odetchnął.Nie pomogło.Od tak dawna jej pragnął.Przeciągnął dłonią pojej piersiach i płaskim brzuchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki