[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto, co mi odpowiedział: O tej porze roku, jeśli nie pada, wyciągam ze trzy funty od piątku do niedzieli  wiesz pan, ludziompłacą w piątki.Nie mogę pracować, kiedy leje, bo kolory szybko się wtedy zmywają.Przez cały rok mamz tego przeciętnie funta tygodniowo, ponieważ zimą niewiele można rysować.Podczas wyścigów łodzina Tamizie [wiosenny wyścig osad wioślarskich studentów Oksfordu i Cambridge] albo finału Pucharu Anglii,zarabiam sporo, nawet cztery funty.Muszę jednak wyciągać im te pieniądze z gardła, nie zarobię aniszylinga, jeśli będę siedział na tyłku i gapił się ludziom w oczy.Zwykle drop (datek) wynosi pół pensa,ale nie dostanę nawet tyle, jeśli nie wstawię ludziom jakiejś gadki.Gdy choć raz mi odpowiedzą, robi imsię głupio, jeśli nie wrzucą nic do kapelusza.Najlepiej przez cały czas zmieniać jakieś szczegóły narysunku, bo jak widzą, że rysuję, zatrzymują się i patrzą.Najgorsze jest to, że gdy tylko człowiekwyciągnie kapelusz, parszywce się rozłażą.Trzeba mieć wtedy nobbera (pomocnika).Rysuję wtedy wnajlepsze, zbiera się tłum, a on podchodzi od tyłu, jakby nigdy nic.Nie wiedzą, że to nobber.Naglezdejmuje kapelusz i goście znajdują się między młotem a kowadłem.Nigdy nic nie dostaniesz odelegancików.Najczęściej dają obszarpańcy i cudzoziemcy.%7łółtki, czarnuchy i podobne diabły rzucałymi nawet po sześć pensów.Nie są takimi zakutymi sknerami jak Anglicy.Trzeba też pamiętać, żebychować pieniądze, zostawiając w kapeluszu tylko jednego pensa.Nikt mi nic nie da, jeśli zobaczy, żezarobiłem już szylinga albo dwa.Bozo odnosił się z największą pogardą do innych rysowników chodnikowych działających przy BulwarzeKrólowej Wiktorii.Nazywał ich pogardliwie  chabeciarza-mi".W tym czasie idąc wzdłuż Bulwaru możnabyło co chwila natknąć się na screevera  pracowali oddaleni od siebie o dwadzieścia pięć jardów, costanowiło ogólnie przyjętą minimalną odległość.Bozo lekceważąco wskazał na starca z białą brodąstojącego pięćdziesiąt jardów dalej. Widzisz pan tego starego głupca? Codziennie od dziesięciu lat rysuje dokładnie to samo.Nazywa teswoje bazgroły  Wierny przyjaciel".Ma to być pies ratujący tonące dziecko.Ten durny pacykarz rysujenie lepiej niż dziesięcioletni szczeniak.Nauczył się kopiować ten jeden jedyny motyw, zupełnie jakbyskładał do kupy układankę.Takich cwaniaków tu nie brakuje.Czasem przychodzą, żeby kraść mipomysły, ale ja się tym nie przejmuję; te stare sk.syny same niczego nigdy nie wymyślą.Raz jakiśdzieciak wsadził główkę między balustradę mostu Chelsea.Usłyszałem o tym i nim uwolnili bachora, jużmiałem rysunek.Ja zawsze jestem na czasie.Bozo wydawał się interesującą postacią i zależało mi, żeby znów się z nim spotkać.Tego samego dniawieczorem zaszedłem jeszcze raz na Bulwar, żeby go odnalezć, ponieważ obiecał, że zabierzePaddy'ego i mnie do schroniska w południowym Londynie.Bozo zmył rysunki z chodnika i przeliczyłutarg  miał około szesnastu szylingów, z czego, jak stwierdził, dwanaście lub czternaście szylingówczystego zarobku.Poszliśmy w kierunku Lambeth.Bozo kuśtykał powoli, przypominając chodem kraba;szedł niemal bokiem, wlokąc za sobą zmiażdżoną stopę.Poruszał się o dwóch laskach, a pudełko zfarbami przewiesił sobie przez ramię.Gdy przechodziliśmy przez most, usiadł w jednej z wnęk na ławce,żeby odpocząć.Milczał przez kilka minut, a ja zauważyłem ze zdumieniem, że patrzy w gwiazdy.Dotknął mojej ręki i wskazał laską w niebo. Popatrz pan tylko na Aldebarana! Co za wspaniały kolor! Jak jakaś za.na pomarańcza!Powiedział te słowa tonem krytyka sztuki zwiedzającego wystawę obrazów.Ogarnęło mniezaskoczenie.Przyznałem się mu, że nie wiem, która gwiazda jest Aldebaranem  mało tego, niezauważyłem nawet, że gwiazdy są rozmaitych kolorów.Bozo, wskazując najważniejsze konstelacje,zaczął wyjaśniać mi podstawy astronomii.Zdawał się być poruszony moją niewiedzą.Powiedziałem mu ze zdziwieniem w głosie: Widzę, że pan wie sporo o gwiazdach. Nie, niedużo.Ale coś niecoś wiem.Dostałem dwa listy od Królewskiego Astronoma [w latach 1675-1972oficjalny tytuł dyrektora Królewskiego Obserwatorium w Greenwich, od 1972 już tylko honorowy.W roku, w którym rozgrywa sięakcja książki, Królewskim Astronomem był Frank Watson Dyson (do 1933), który w 1919 r.potwierdził doświadczalnieprzewidziane przez Einsteina zjawisko zakrzywienia biegu promieni światła pod wpływem przyciągania grawitacyjnego (przyp.tłum.)] z podziękowaniem za informacje o meteorach.Co jakiś czas wychodzę w nocy na dwór i szukamich na niebie.Gwiazdy są darmowym spektaklem, oglądanie ich nic nie kosztuje. Zwietny pomysł! Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. No, przecież trzeba się czymś interesować.Z tego, że człowiek jest pod wozem, wcale nie wynika,iż cały świat mają mu przesłaniać herbata-i-dwie-kromki-chleba. Ale czy można się czymkolwiek interesować  na przykład gwiazdami  prowadząc takie życie? Chodzi panu o rysowanie na chodniku, prawda? Niekoniecznie.Takie zajęcie wcale nie musi nikogozmienić w cholernego, tępego barana  to znaczy, nie musi, pod warunkiem że człowiek sam tego niezechce. Jednak większość ludzi tępieje. Ależ oczywiście.Spójrz pan choćby na Paddy'ego  tego herbatożłopa i starego próżniaka, którypotrafi tylko zbierać z ziemi pety.Tak żyje większość podobnych mu facetów.Gardzę nimi.Ale przecieżnikt nikomu n i e kazał upodobniać się do nich.Gdy człowiek ma jakieś wykształcenie, nie robi muszczególnej różnicy, jeśli do końca życia pozostanie włóczęgą. Przekonałem się, że jest dokładnie odwrotnie  zaprotestowałem. Wydaje mi się, że gdy ktośzostanie pozbawiony pieniędzy, nie nadaje się już do niczego. Bez przesady.Jeśli ktoś bardzo chce, może żyć tak samo jak wcześniej, nieważne, czy jest siębogaczem, czy nędzarzem.Można żyć książkami i myślami.Trzeba tylko powiedzieć sobie:  Jestemwolnym człowiekiem  o, tutaj"  puknął się palcem w czoło  i wszystko w porządku.Bozo kontynuował na tę samą nutę, a ja słuchałem go uważnie.Wydawał się być nader osobliwymscreeverem i w istocie rzeczy nim był, nadto on pierwszy powiedział mi, że bieda nie jest wielkimnieszczęściem.W ciągu następnych kilku dni często rozmawialiśmy, ponieważ zdarzyło się kilkanaściedni deszczowych, a więc nie mógł wtedy pracować.Opowiedział mi historię swojego życia; była zaisteosobliwa.Był synem zrujnowanego księgarza, w wieku osiemnastu lat zaczął pracować jako malarz pokojowy,zaś podczas wojny służył trzy lata we Francji i w Indiach.Po wojnie znalazł sobie zajęcie w swoim fachuw Paryżu, gdzie przebywał kilka lat.Francja bardziej odpowiadała mu aniżeli Anglia (pogardzałAnglikami), a w Paryżu powodziło mu się dobrze: odkładał pieniądze, a nawet zaręczył się z Francuzką.Pewnego dnia jego narzeczona zginęła pod kołami omnibusu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki