[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maester Aemon nie odpowiedział.Sam dopiero wtedy uświadomił sobie, że staruszek zasnął. Maesterze zawołał, potrząsając nim delikatnie za ramię. Maesterze Aemonie, zbudz się.Aemon otworzył ślepe, białe oczy. Jajo?  zapytał.Po policzkach spływał mu deszcz. Jajo, śniło mi się, że byłemstary.Sam nie wiedział, co robić.Klęknął, uniósł staruszka w obu ramionach i zaniósł go podpokład.Nikt nigdy nie zwał go silnym, a deszcz, którym nasiąknął czarny strój maestera, uczyniłgo dwa razy cięższym, ale Aemon i tak ważył nie więcej niż dziecko.Kiedy Sam wszedł do kajuty, niosąc w ramionach Aemona, zobaczył, że Gozdzikpozwoliła wszystkim świecom zgasnąć.Dziecko spało, a dziewczyna zwinęła się w kącie, łkająccicho w fałdy obszernego, czarnego płaszcza, który jej dał. Pomóż mi  rozkazał nerwowo. Trzeba go wytrzeć i ogrzać.Wstała natychmiast.Razem zdjęli ze starego maestera mokre ubranie i położyli go podstertą futer.Skórę miał wilgotną i zimną. Połóż się obok niego  polecił Sam. Obejmij go.Ogrzej swoim ciałem.Trzebago ogrzać. To również zrobiła, nie odzywając się ani słowem, choć przez cały czas pociągałanosem. Gdzie Dareon?  zapytał Sam. Gdybyśmy byli razem, byłoby nam cieplej.Powinien dołączyć do nas.Ruszył z powrotem na górę, żeby poszukać minstrela, gdy nagle pokład uniósł się podnim, a potem opadł mu spod nóg.Gozdzik zawyła, Sam stracił równowagę i zwalił się ciężko nadeski, a niemowlę obudziło się z krzykiem.Gdy próbował się podnieść, statek zakołysał się znowu.Dzika dziewczyna poleciałaprosto w jego ramiona.Wczepiła się w niego tak gwałtownie, że Sam ledwie mógł oddychać. Nie bój się  uspokajał ją. To tylko przygoda.Pewnego dnia będziesz mogła oniej opowiedzieć synowi.Na te słowa Gozdzik wbiła paznokcie jeszcze głębiej w jego ramię.Całe jej ciałozadrżało od spazmatycznego łkania.Cokolwiek powiem, tylko pogarsza to sprawę  skarciłsiebie w duchu.Przytulił mocno dziewczynę, skrępowany dotykiem jej wyczuwalnych przezszatę piersi.Choć bał się straszliwie, to i tak wystarczyło, żeby mu stanął.Ona to poczuje pomyślał zawstydzony, ale Gozdzik niczego po sobie nie okazała, tylko przytuliła się jeszczemocniej.Potem wszystkie dni stały się jedną niewyrazną plamą.Nigdy nie widzieli słońca.Zadnia było szaro, a nocą panowała nieprzenikniona ciemność, mącona tylko błyskawicamirozświetlającymi niebo nad szczytami Skagos.Wszyscy byli straszliwie głodni, ale żadne niemogło jeść.Kapitan otworzył beczułkę ognistego wina, żeby dodać sił wioślarzom.Sam równieżwypił kubeczek i westchnął, gdy gorące węże wpełzły mu przez gardło do klatki piersiowej.Dareon także polubił ten trunek i od tej pory rzadko bywał trzezwy.%7łagle to rozwijano, to znowu zwijano.Jeden z nich zerwał się z masztu i umknął zwiatrem niczym ogromny szary ptak.Gdy  Kos mijał południowe wybrzeże Skagos, zobaczylina skałach wrak galery.Część ciał marynarzy fale wyrzuciły na brzeg, gdzie hołd oddały imgawrony i kraby. Cholera, za blisko  mruknął Stary Obdartus na ten widok. Jeden solidniejszypodmuch i wylądujemy obok nich.Choć wioślarze byli wykończeni, znowu zabrali się do roboty i statek popłynął napołudnie, ku wąskiemu morzu.Po chwili Skagos została z tyłu, przeradzając się w kilkaciemnych sylwetek widocznych na tle nieba.Mogły to być chmury burzowe, szczyty wysokich gór albo i jedno, i drugie.Potem przez osiem dni i siedem nocy żeglowali spokojnie i bezprzeszkód.Pózniej nadeszły kolejne sztormy, gorsze niż poprzednie.Czy to były trzy burze, czy tylko jedna, przedzielona okresami ciszy? Sam tego niewiedział, choć rozpaczliwie próbował wzbudzić w sobie zainteresowanie tym problemem. Co to ma za znaczenie?  krzyknął w pewnej chwili na niego Dareon, gdy wszyscysiedzieli w kajucie.ie ma żadnego  chciał mu odpowiedzieć Sam. Ale dopóki się nad tymzastanawiam, nie myślę o tym, że mogę utonąć, że chce mi się rzygać albo że maester Aemon madreszcze. Nie ma żadnego  zdołał wykrztusić.Resztę jego słów zagłuszył grzmot.Pokładprzechylił się, przewracając go na bok.Gozdzik łkała, dziecko się darło, a z góry dobiegaływrzaski poganiającego załogę Starego Obdartusa, obszarpanego kapitana, który nigdy się nieodzywał.ienawidzę morza  myślał Sam. ienawidzę morza, nienawidzę morza, nienawidzęmorza.Następna błyskawica była tak jasna, że jej blask rozświetlił kajutę, przedostając się dośrodka przez szpary między deskami.To dobry solidny statek, dobry solidny statek, dobry solidnystatek  powtarzał sobie. ie zatonie.Wcale się nie boję.Podczas jednego z okresów ciszy między szkwałami, gdy Sam zaciskał ze wszystkich siłdłonie na relingu, rozpaczliwie pragnąc zwymiotować, usłyszał, jak niektórzy z marynarzyszemrzą, że takie są skutki wpuszczenia na pokład kobiety, i to w dodatku dzikiej. Pierdoliła się z własnym ojcem  powiedział jeden z nich, gdy wiatr znowu zacząłsię wzmagać. To gorsze niż kurestwo.Gorsze niż wszystko.Wszyscy pójdziemy na dno, jeślinie pozbędziemy się jej i tego jej przeklętego bękarta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki