[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, kochanie, to ja mam szczęście.Właściwie to ja też zostałamuratowana przez Gareka McIntyre'a.W poprzedniej pracy spędziłam119R S czterdzieści siedem lat.Kiedy zaczynałam, umiałam tylko pisać na maszynie isegregować dokumenty.Jednak w miarę upływu czasu zaznajamiałam się zróżnymi nowymi metodami, jakie pojawiały się na świecie, a także liznęłamtrochę prawa.Nasza firma bardzo chciała zatrudnić Gareka.Miał być u naszaklinaczem deszczu - kimś, kogo pani określiłaby zapewne jako ratownika.Jego wizyta zbiegła się z moimi sześćdziesiątymi piątymi urodzinami.Wiedziałam, że z końcem tygodnia zostanę zwolniona.Miałam przejść naemeryturę.Mój pierwszy szef cieszył się złotą jesienią swojego życia nasłonecznej Florydzie, a firmą zaczęło rządzić młodsze pokolenie.Nie byłamgotowa na to, żeby przejść na emeryturę, nie czułam się dość stara.Moje trzycórki były wtedy jeszcze niezamężne i nie cieszyła ich perspektywa matczynejkurateli, którą pewnie bym nad nimi roztoczyła gdybym miała więcej czasu.- Na pewno nie bały się tego aż tak bardzo.- Nie.- Olympia uśmiechnęła się.Widać było, że kocha swe córki.- Ale,wracając do rzeczy, naprawdę lubiłam swoją pracę, znałam się na tym, corobiłam, a mój mąż, który prowadzi własną firmę, skończył wtedy sześćdziesiątosiem lat i nie myślał jeszcze o emeryturze.Siedziałam w tym dniu w pracy ztortem urodzinowym i balonikami, kiedy przyszedł Garek.Zauważył, że niejestem w najlepszym nastroju.I wtedy wrócił i oznajmił, że rozpoczynasamodzielną praktykę, a potem zaproponował mi pracę u siebie.Było todziewięć lat temu.Zostałam jego sekretarką i jestem z tego dumna.Jestem teżteraz babcią.Mam troje wnucząt.- W dalszym ciągu nie myśli pani o emeryturze?- Garek napomknął coś o tym na początku sierpnia.Muszę się zastanowićze względu na wnuki.Chcieliśmy na jakiś czas zamknąć biuro, ale dosłownienastępnego dnia przyszła wiadomość, że Grace żyje.Trzeba doprowadzić tęsprawę do końca.- Jeśli sądzi pani, że Garek pani nie potrzebuje.- Wiem, że mnie potrzebuje.I będzie mi go brakowało.120R S - A jemu będzie brakowało pani.Pani jest jego oczami.- Nie, kochanie.Garek doskonale sam sobie radzi.Zajmiemy się tymizdjęciami? Ja też mam jedno, które muszę pani pokazać.To jej zdjęciematuralne.Ale najpierw zobaczmy te, które pani przywiozła.Giselle wyciągnęła z torebki dwa zdjęcia i podała je Olympii.- Biedactwo.- Zmarszczyła brwi Olympia.- Jaka zmiana w stosunku dozdjęć zrobionych zaledwie miesiąc wcześniej.I jest taka smutna.W sierocińcuuznali, że ma osiem lat, i trudno im się dziwić.- Jeśli przyjrzy się pani rysom jej twarzy na tych wszystkich zdjęciach,zauważy pani.- Giselle nie musiała kończyć tego zdania, bo Olympia jużkiwała głową.- Równie istotne jest to, w jaki sposób doszło do zrobienia tychzdjęć.Byłyśmy na zakupach, bo Grace potrzebowała kilku rzeczy na podróż.Kiedy zobaczyła kabinę polaroidu, pociągnęła mnie w tamtą stronę.Do tej porybyła taka osowiała, a tu nagle ożywiła się.Chciała, żebyśmy zrobiły sobiezdjęcia razem.Nawet uśmiechnęła się do obiektywu.Po czwartym błysku fleszawiedziała, że to już koniec i co trzeba zrobić dalej.Wzięła dwie podwójneplastykowe osłony z szufladki, a kiedy zdjęcia były gotowe, zgięła je wzdłużbrzegów, przedarła na pół i dała mi dwa.- Tak samo jak wtedy, kiedy była z Dinah.- I tak samo linia przedarcia nie jest całkiem prosta, ale skrzywiona wprawo.- Mnie też się tak wydaje.Co się stało pózniej?- Cała jej energia i determinacja zniknęły tak nagle, jak się pojawiły.Stałaze zdjęciami w ręce dziwnie zakłopotana, jakby została wyrwana zhipnotycznego transu i nie pamiętała co robiła.- Odtworzyła swoje wspomnienie.- Tak sądzę.- Mogę wziąć te zdjęcia na jakiś czas?- Oczywiście.121R S - Czy Grace zabrała swoje zdjęcia?- Tak.Ale jeśli nawet ciągle je ma, świadczy to tylko o tym, że jest tąsamą dziewczynką, którą poznałam w Nowym Orleanie.Nie wiem, czy możnają identyfikować z Grace.- Tak.To ona.Olympia pokazała Giselle swoją fotografię.Było to czarno-białeportretowe zdjęcie, jakie często wykonuje się po ukończeniu szkoły średniej.Teraz Giselle zmarszczyła brwi.- Nie sądziłam, że dziewczynka, którą poznałam, kiedy miała sześć lat,będzie tak wyglądać w wieku szesnastu lat.I nie jest podobna do swoichrodziców, prawda?- Tak.Przynajmniej ja nie dostrzegam żadnego podobieństwa.Kiedyobejrzałam to zdjęcie na ekranie mojego komputera, pomyślałam, że mimowszystko musi się pani mylić.Ale zrobiłam z nim to, co ze wszystkimi innymi.Przesłałam je pocztą elektroniczną do Carolyn Logan.- Wdowy po Troyu?- Tak.Carolyn nie była jedyną osobą, która uwierzyła w kłamstwa Troya [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki