[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Iznowu nie było w pobliżu nikogo, kto widziałby, jak popychani2 3 0biegną do tylnego wejścia czteropiętrowego budynku z czerwonejcegły, a może pięciopiętrowego, z długimi, ciemnymi korytarzami,wyłożonymi linoleum jak w biurowcu, i białymi gołymi sterylnymiścianami.Rebecca, o ile tylko mogła, dokładnie się wszystkiemuprzyglądała.Czy nie tak robią w filmach? Nawet zakneblowani i zzawiązanymi oczami filmowi bohaterowie bez trudu zapamiętują, ilerazy samochód podskoczył na torach kolejowych i ile razy słyszeliszum wody, przejeżdżając przez most.Skupiła się i zapisywała sobiew pamięci wszystkie szczegóły otoczenia, dzięki czemu nie myślała owalącym ze strachu sercu.Teraz, sama w ciemności, starała się robić to samo.To przynosiłojej ukojenie.Jej uszu dobiegały stłumione głosy.Na górze dudniły czyjeś kroki.Nie tylko kroki.Ten hałas kojarzył jej się z przesuwaniem mebli.Zpomieszczenia znajdującego się nad jej głową zapamiętała metalowebiurka, krzesła na kółkach, szafki na dokumenty i półkę zkomputerami.Kilka komputerów było włączonych, gdy tam weszli, ijedynie ekrany oświetlały ten pokój.Wszystko wyglądało na nowe,ściany były świeżo pomalowane na biało, czyste i sterylne jak nakorytarzu.Ale, co dziwne, nie dostrzegła tam śladu bytności ludzi, nicosobistego.%7ładnych kubków po kawie, żadnych marynarek naoparciu krzesła, żadnego pojemnika z ołówkami, żadnych plakietekczy zdjęć.Zupełnie jakby ktoś w pośpiechu pozbierał to wszystko dokupy, żeby stworzyć tymczasowe prowizoryczne biuro.2 3 1Rebecca podniosła wzrok na klapę w suficie, czekając, aż ktoś się wniej pojawi.Czas mijał, a ona wciąż patrzyła, zastanawiając się, czyspecjalnie nie domknęli klapy, żeby wpadała do niej choć odrobinaświatła.A potem pomyślała, że może klapa w ogóle nie jestzamknięta.Czy zdołałaby ją otworzyć? Pojawił się cień nadziei, dochwili, gdy zdała sobie sprawę, że ręce ma związane za plecami i niejest w stanie pchnąć klapy ani wyjść.Zaczęła rozglądać się po cuchnącej stęchlizną norze, szukającczegoś ostrego, czym mogłaby przeciąć krępującą ją taśmę.Na pewnocoś tutaj znajdzie.W tym momencie zauważyła, dlaczego zapachbenzyny był tak silny.Na betonowej podłodze stały kałuże benzyny.Musiała wpaść w jedną z nich, bo czuła mokre śmierdzące plamy nadżinsach i płaszczu.Na półce zobaczyła dwie otwarte puszki znapisem Benzyna".Ale stały normalnie, nie do góry nogami.I nagle uświadomiła sobie, że tej nory nie polano benzyną przezprzypadek.Ktoś celowo ją wylał na podłogę.2 3 2ROZDZIAA PIDZIESITY PIERWSZYSzpital ST.MaryMinneapolis, MinnesotaHenry Lee nie mógł usiedzieć w miejscu.Przemierzał bufet na dole,rozglądał się i szukał agentki FBI, udając, że popija kawę.Spalałnadmiar nerwowej energii, lecz niezbyt skutecznie, bo wciąż byłzdenerwowany, niespokojny, zły.Przechadzanie się nie pomagało.Pomimo rozczarowania, wróciwszy do pokoju żony, siedząc znowuprzy jej łóżku, poczuł się odrobinę spokojniejszy.Trzymał ją za rękę,słuchając szumu i rzężenia maszyn.Hannah wciąż była podłączona dozbyt wielu urządzeń.Ale spała, odpoczywała, i po wyjęciu rurki zgardła oddychała samodzielnie.2 3 3Henry zerknął na zegarek.Czekał w bufecie dziesięć minut dłużej,niż zamierzał, chociaż cały ten czas myślał tylko o tym, żeby wrócićna oddział.Nie powinien się dziwić, że agentka FBI nie wysłuchałajego prośby.Pewnie doszła do wniosku, że dzwoni do niej jakiśszaleniec i uznała jego informację za głupi kawał.Może i dobrze.Szpitalny bufet to nie był dobry pomysł.Chyba niemyślał racjonalnie.To byłoby ryzykowne.Niewykluczone, że goobserwują.On ich nie widział, nie wypatrzył, ale zastanawiał się, czyich tam przypadkiem nie ma.W końcu to z pewnością oni porwaliDixona ze szpitala.Gdyby rozpoznali agentkę FBI z telewizyjnychwiadomości i zobaczyli, że ona z nim rozmawia, zabiliby Dixona.Henry nie był pewny, jak powinien teraz postąpić.Dopiero za pięćgodzin pozwolą mu znowu porozmawiać z wnukiem.Mimo tozadzwonił do niego na komórkę.Po pięciu sygnałach włączyła siępoczta głosowa i usłyszał swój głos, który pytał, czy chce zostawićwiadomość.Wybrał ten numer jeszcze trzy razy.Za każdym razembyło to samo.To znaczy, że nie wyłączyli telefonu, pewnie leżałgdzieś i dzwonił, ale poza zasięgiem Dixona.Drażnili się z nim,przypominali mu, kto tutaj rządzi.Zmiertelnie zamartwiał się o wnuka.Starał się odsuwać od siebieobrazy podsuwane przez wyobraznię i nie myśleć o tym, co mogązrobić chłopcu.Ci bezlitośni ludzie nie zawahali się wysadzić wpowietrze niewinnych kobiet i dzieci w centrum handlowym.Mieliswój własny program daleko wykraczający poza to, do czego zostali2 3 4wynajęci.Bał się, że zabiją Dixona niezależnie od tego, czy on będzie grzeczny", czy też nie.Może to zmęczenie, może czyste szaleństwo, a może świadomość,że nie ma nic do stracenia.Niech sobie zawłaszczą ten projekt, niechgo przerobią zgodnie ze swoimi egoistycznymi celami, ale, na Boga,nie pozwoli, żeby wciągnęli w to jego wnuka.Przekroczyli nieprze-kraczalną granicę, więc teraz on pośle ich do diabła, nawet jeżeli tooznacza, że trafi tam razem z nimi.Kiedy Henry wrócił do pokoju żony, pielęgniarka wyszła.Pogubił sięjuż i nie wiedział, kto wchodzi, a kto wychodzi.Właśnie pojawiła sięlekarka w białym fartuchu, w ubraniu z sali operacyjnej.Henry niezwracał na nich wszystkich uwagi, dopóki nie odezwali się do niegopierwsi.Nie chciał, by zakłócali mu myśli.Lekarka sprawdziła urządzenia monitorujące, podobnie jak wszyscypozostali, którzy tu zaglądali.Potem przysiadła po drugiej stroniełóżka i zrobiła coś, co zdziwiło Henry'ego.Wzięła ligninę z szafkiprzy łóżku i delikatnie wytarła cienką strużkę śliny cieknącej pobrodzie chorej.Uniósł brwi i spotkał się z nią wzrokiem.- Witam, panie Lee.Henry skinął głową.Z początku pomyślał, że to kolejna lekarka, natyle dobrze wychowana, że go pozdrowiła.Ale ona wciąż patrzyła muw oczy przez okulary w czarnych prostokątnych oprawkach.Po chwiliHenry ją rozpoznał pomimo tych okularów i chirurgicznego czepka,który zakrywał jej włosy.W tym stroju, w białym fartuchu i2 3 5niebieskich papierowych ochraniaczach na butach wyglądała nadrobniejszą.Odgrywała rolę lekarki z wdziękiem i pewnością siebie,która go zmyliła.Było już za pózno, by ukryć zdziwienie czy westchnienie ulgi.A jednak przyszła.ROZDZIAA PIDZIESITY DRUGI- Skąd pani wie, jak się nazywam? - spytał Henry Lee, ale Maggiewidziała, że był raczej zadowolony, niż zaniepokojony.- Jak mniepani znalazła?- Obok znajduje się gabinet.Otwiera się go tylko za pomocą kartymagnetycznej - oznajmiła spokojnym głosem, jakim mogłaby mówić,gdyby rzeczywiście była lekarką jego żony i przekazywała munajnowsze wiadomości, pocieszała go.- Sprawdzono, że nie ma tampodsłuchu.Mamy go dla siebie na dwadzieścia minut, licząc od tejchwili.2 3 6Patrzył na nią, jakby mówiła w obcym języku, a on potrzebowałtłumacza.W końcu skinął głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Anne Stuart Czarny lód 02 Zimny jak lód
- Jonathan Kellerman Cicha wspólniczka (Alex Delaware 04)
- Jonathan Kellerman Oczy do wynajęcia (Alex Delaware 06)
- Kellerman Jonathan Alex Delaware 15 Ciało i krew
- Patterson James Alex Cross 01 W sieci pajaka
- Jonathan Kellerman Nad krawędziš (Alex Delaware 03)
- Alex.Scarrow. .Aniol.smierci.(P2PNet.pl)
- Jonathan Kellerman Alex 06 Private Eyes
- Fawkes Sara Na każde jego żądanie 02 O dwa słowa za dużo
- Ocalic Daringham Hall Kathryn Taylor
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- hhermiona.xlx.pl