[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak Julia jeszczetego nie zrozumiała i dlatego nie potrafi znalezć z dziećmi wspólnegojęzyka.Na co Julia mruknęła:- Serdeczne dzięki, doktor Freud.- Pomyślała przy tym: No jasne.Taksądzisz?Kiedy zmarła jej matka, Julia miała dziesięć lat, a więc była tylko trochęstarsza od CariAnne.Ojciec starał się, żeby życie córki było jak101 najbardziej normalne.Julia go za to uwielbiała, ale w dniu, gdy zmarłamatka, coś w niej pękło.Już wtedy to wiedziała, chociaż jeszcze tego nierozumiała.Ale czuła to, jakby ją ciągnięto jednocześnie w różne strony,rozciągano, aż szwy puściły.Towarzyszył temu ból, prawdziwy ból, ijako mała dziewczynka szczerze wierzyła, że coś w niej.żołądek, jelita,serce.naprawdę pękło.Ojciec wspominał po latach, że jednego dnia wspinała się na drzewa, anastępnego przyciągnęła krzesło do kuchennego zlewu, żeby pozmywaćnaczynia, przejmując w ten sposób obowiązki matki.- To było nienaturalne - kończył opowieść Luc Racine.Niestety z powodu alzheimera obecnie zdarzało mu się nawet nierozpoznać córki, nie mówiąc już o tym, by pamiętał historie z jejdzieciństwa czy zmarłą żonę.Może faktycznie brak instynktu macierzyńskiego brał się u Julii z tego, żenie miała prawdziwego dzieciństwa.Przez lata tym właśnie tłumaczyłaswoją niezdolność do utrzymania związku.Dopiero niedawno przyszłojej do głowy, że niepowodzenia wynikają z tego, iż grała w niewłaściwejdrużynie.A zatem podjęła kolejną próbę.Tym razem szczerze się starała.Gdyby ktoś to oceniał, powinna dostać mnóstwo punktów za to, że poszłapo Pannę Lepkie Ręce do szkoły i musiała czekaćw sekretariacie dyrektorki szkoły na pozwolenie zabrania CariAnne.Nie przeszkadzało jej, że dyrektorka musi wydać zgodę na odebraniedziecka ze szkoły, i to w sytuacji, gdy partnerka Julii wypełniła wszystkieniezbędne formularze.Jako policyjny detektyw ceniła zasady i przepisy,które chroniły dzieci przed zboczeńcami.To ułatwiało jej pracę.A jednak102 w tym czekaniu w sekretariacie, niezależnie od tego, ile ma się lat, byłocoś niepokojącego.Zerknęła na duży zegar na ścianie.To pewnie standardowy model.Pamiętała podobny ze szkolnych lat.W podstawówce mnóstwo czasuspędziła przed gabinetem dyrektora.Już wtedy brakowało jejcierpliwości.Będąc dojrzalsza niż inne dziesięciolatki czy inne trzy-dziestojednolatki, nie wahała się powiedzieć swoim rówieśnikom, że sągłupi.Teraz, kiedy nosiła broń, przynajmniej już tak często się z nią niekłócili.Jakaś kobieta wbiegła do sekretariatu.Zapukała do drzwi gabinetudyrektorki i otworzyła je, nie czekając na odpowiedz.- Sześćdziesięcioro troje dzieci stoi w kolejce do pielęgniarki -wydyszała, przystając w progu.- Nie licząc tych, które są w toaletach.Z gabinetu odezwał się jakiś głos, ale Julia nie zrozumiała słów.Kobietakręciła głową, dopiero w tym momencie zauważyła ją i CariAnne.Weszłado gabinetu i zatrzasnęła za sobą drzwi.Julia puściła rękę dziewczynki, wstała i wyjrzała za drzwi sekretariatu.Na korytarzu wiła się kolejka dzieci.Niektóre trzymały się za brzuchy,inne opierały się o ścianę.Kilkoro dorosłych pilnowało kolejki, dotykaliczół dzieci i pocieszali je ściszonym głosem.- Wiesz, co się dzieje? - Julia spytała CariAnne.- Po lunchu dużo dzieci zle się poczuło.- A ty jak się czujesz? Nic nie mówiłaś.- Po co? Mamusia zawsze wie, kiedy zle się czuję.Julia znowu wyjrzała za drzwi, przekonana, że sytuacja jest pod kontrolą.103 Ale potem jedno z dzieci zaczęło wymiotować.Mały chłopiec nie zdążyłpodbiec do kosza na śmieci.Patrząc z boku, Julia pomyślała, że wyglądato jak przewracające się kostki domina.Jedno dziecko za drugimpochylało się i wymiotowało, a kilkoro dorosłych biegało z jednegokońca korytarza na drugi.Było to nawet zabawne, dopóki Julia nie usłyszała CariAnne.Dziewczynka znowu chwyciła ją za rękę, drugą ręką trzymając się zabrzuch, i przytuliła się do Julii.Nie minęło wiele sekund i CariAnnezgięła się wpół i zwymiotowała na buty Julii.104 ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYNebraskaMaggie uważała, że nawet bez drutu kolczastego Dawson Hayes wyglądakiepsko w białej szpitalnej pościeli.Czuła z nim jakiś niepojęty związek.Nie mogła zapomnieć jego oczu, które na nią patrzyły tak błagalnie,jakby to ona potrafiła rozwiązać jego problemy.Tego ranka ręce miał owinięte zaplamionymi krwią bandażami.Byłpodłączony do kroplówki.Maggie i szeryfowi powiedziano, że wyjętomu z gardła sondę żołądkowo-jelitową, więc może mieć zachrypniętyglos.Oraz że nie powinni go zmuszać do mówienia.Zadrapania na twarzy i bladej skórze wyglądały na świeże.Bandaż naszyi ukrywał ranę, która nadal krwawiła.Ale Maggie najbardziejniepokoił wciąż przerażony wyraz twarzy chłopca.Szeryf Skyłar upierał się, że on przeprowadzi rozmowy z nastolatkami.To były dzieciaki z jego terenu.Znał wielu z ich rodziców.Twierdził, żebędą czuli się swobodniej, rozmawiając z kimś znajomym, niż zfunkcjonariuszem Patrolu Stanowego czy agentkąFBI.Maggie się z nim zgodziła, pozwoliła mu wierzyć, że poszła naspore ustępstwo, podczas gdy tak naprawdę nie posiadała oficjalnejzgody na prowadzenie tego śledztwa.Zostawiła wiadomość szefowi, zastępcy dyrektora RaymondowiKunzemu, ale do tej pory do niej nie oddzwonił.Zresztą wiedziała, co jejpowie:105 Niech pani przekaże sprawę miejscowym.Pani pojechała tam nakonferencję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki