[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ływot Bł.Piotra z Blyton, Biskupa Lincoln.Match zbudził się nagle, ze świadomością, iż we śnie ujrzał coś niezwykle istotnego.Zerwał się gwałtownie, usiadł z szeroko otwartymi oczami.Usiłował schwytać ulatującewrażenia, lecz nie zdołał.Skrzywił się ze złością, próbując przypomnieć sobie, co właściwiemu się śniło.I dlaczego było ważne.Bo co do tego miał nieprzyjemną pewność.Stękając, zwlókł się z posłania.Niespokojny sen pozostawił tępy ból w skroniach.Mrucząc pod nosem wyszukane przekleństwa, ruszył do drzwi.Gdy je otwarł, jasne światłouderzyło go w oczy.Po raz pierwszy, odkąd tu przybyli, poranek nie był mglisty ipochmurny, cuchnący zgnilizną i rozkładem.Wiatr nie przeganiał niskich, brzemiennychdeszczem chmur.Nic dziwnego, że w ten, jakże odmienny od wszystkich poprzednich,poranek Basile podśpiewywał, łamiąc gałęzie na opał, oczywiście jeśli wydawane przezchłopaka odgłosy można było nazwać śpiewem.Na widok Matcha rozpromienił się, gwizdnąłz uciechy na brudnych paluchach, po czym zaśpiewał jeszcze głośniej.Piosenka niewątpliwiemusiała pochodzić z jego rodzinnych stron, z czasów, kiedy jeszcze terminował na zbója.Przytłoczony lawiną przerazliwych dzwięków, Match skrzywił się tylko, hamując gwałtownyodruch zatkania uszu.Nie chciał peszyć chłopaka, nad miarę ostatnio wrażliwego i skoregodo dąsów, wysłuchał więc do końca przyśpiewki, akcentowanej przez wykonawcę dzikimipodskokami i waleniem się po udach.Gdy Basile skończył i przerwał dla nabrania tchu, skorzystał z okazji i wtrącił pospiesznie: Starczy tego drewna. Wskazał na wielką stertę nałamanych, grubych niekiedy jakprzegub dorosłego mężczyzny gałęzi. Zanieś do izby, a przy okazji zajrzyj do Jasona, możewody trzeba.Na dzwięk głosu Matcha Basile zamarł ze śmiesznie otwartymi ustami, widać szykowałsię do odśpiewania drugiej części przyśpiewki, w której, jak wiedział Match, wymienianowszystkich, którzy dupczyli główną bohaterkę, ale nie ciekawiły go dalsze losy opiewanej wprzyśpiewce panny.Zresztą, jak pamiętał, ostatnia zwrotka tego znanego, acz prostego ibezpretensjonalnego w formie i treści utworu zapewniała, że i tak ją dupczył, kto chciał.GdyBasile, stękając pod ciężarem nałamanych gałęzi, zniknął w drzwiach chaty, Match odetchnąłz ulgą.Nie lubił chamstwa i zbójnickiej muzyki.Trzeba ruszać, postanowił.I to zaraz.Nawet jeśli nic nie znajdę, przynajmniej woda niebędzie mi się lała za kołnierz.Zbierając mizerny ekwipunek, popatrzył na Jasona.Spał, lub przynajmniej sprawiał takiewrażenie, a pierś poruszał mu spokojny oddech.Wyglądał jakby lepiej, cienie pod oczamibyły mniej wyrazne.Wstał, gestem nakazując Basile owi, by ten wyszedł za nim na zewnątrz. Mogę nie wrócić na noc  rzekł, gdy stali już przed chatą. Nie pada, dobra okazja, byruszyć dalej.Olbrzym pokiwał ze zrozumieniem głową. Dwa dni?  spytał tylko. Dwa, może trzy  odparł Match. Trzeba korzystać z okazji.Zanim opadniemy z sił,dodał w myśli. Pilnuj Jasona  przykazał chłopakowi, zapewne zresztą niepotrzebnie, bo Basile zawszepilnował. I jeszcze jedno.Dopóki się nie obudzi, nie śpiewaj.A jak się obudzi, to teżspytaj, czy możesz.Na widok miny Basile a, który nie wiedział, czy ma się obrazić, Match o mato nieparsknął śmiechem.Skinął ręką i ruszył przed siebie.* * *Drugiego dnia wyprawy Match miał dość.Nie znalazł nic.Kości bolały go po nocyspędzonej w lesie.Nie padało, lecz ściółka była wystarczająco przepojona wilgocią, by mimoognia całą noc trząsł się z zimna.Wtedy zobaczył ślady koziołka.Pierwsze w tym lesie ślady normalnej zwierzyny.Zwieże, mokre grudki piasku osypywały się jeszcze do środka.Był nazbyt doświadczonym myśliwym, żeby podążyć tropem zwierzęcia z procą, którądługo trzeba, było rozkręcać w powietrzu, zanim wypuściło się kamień.Match nieprzypuszczał, że koziołek będzie czekał, słysząc w dodatku niespotykany w lesie świst rzemienia.To nie królik, który jest głupi z natury.Na szczęście wziął ze sobą jeden zoszczepów.Miał nadzieję, że przy odrobinie szczęścia, trafi zwierzę z jakichś dwudziestu,może trzydziestu kroków.Wodopoju nie szukał długo.Gdy Match ujrzał w kotlince, kilkaset kroków od traktu, taflębrudnej, zmąconej wody, serce zabiło mu żywiej.Brzegi kałuży były zryte i stratowane.Przyjrzał się śladom.Nie tylko sarny tu zachodziły, bywały też dziki.Ukrył się w rozłożystych jałowcach i ściskając oszczep, czekał cierpliwie.Wiedziałdobrze, że będzie miał tylko jeden rzut i od tego rzutu będzie zależało, czy pójdzie spać syty,czy głodny, jak dotychczas.Koziołek nie był ostrożny.Trafienie rzuciło nim w bok, padł od razu.Zanimznieruchomiały ryjące w drgawkach ziemię racice, Match już przy nim był.* * *Poprawił niewygodnie leżący na ramionach ciężar, niesiony długie mile.Wyczuwałzapach dymu.Las przerzedzał się, zaraz będzie polana.I chata.Widział już pociemniałe belki ścian i zrębów chaty, zapadniętą, poszarzałą strzechę.Pomiędzy drzewami wiła się ścieżka, ledwie widoczna w grubym dywanie zeschniętych liści.Match zmarszczył brwi.Nie dostrzegł dotąd tej ścieżki, ginęła w mokrym listowiu.Poprawiłjeszcze raz ciężar, popatrzył uważniej.Jeśli była uczęszczana, to bardzo dawno temu.Prawdopodobnie chodzili tędy dawnimieszkańcy chaty, a wśród nich może ten, którego Basile uprzątnął na samym początku.Jeszcze jeden zakręt i zza wysokich jałowców wyłoni się poczerniała ściana.Będziemożna zrzucić ciężar z pleców, usiąść przy ogniu.Już tylko kilkadziesiąt kroków dzieliło good ciemnego otworu drzwi, w których zobaczył niewyrazną sylwetkę.Kilkadziesiąt kroków.I coś, co przypadło do ziemi na samym środku wąskiej ścieżki,uderzając się po bokach grubym, pręgowanym ogonem.Stuliło uszy tak, że przylgnęły dospłaszczonej czaszki, syczało i pluło.Tusza koziołka walnęła głucho o pokrytą liśćmi ziemię.Match szarpnął za pas,przechodzący ukosem przez pierś, drugą ręką pewnie chwycił rękojeść, wychylającą się znadramienia.Miecz gładko wysunął się z pochwy, sztych zatoczył wolny krąg.Stwór zasyczał głośniej.Zabłysły małe, ostre kiełki.Jest mniejszy od tamtego co najmniej o połowę, pewnie miody, przemknęło Matchowiprzez głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki