[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noc była ciepła i okiennice zostawiono otwarte.Wszedłszy do domu, Tytus stanął w drzwiach izby, gdzie spała Klaudia.Długo patrzył na jejspowitą w księżycową poświatę twarz, po czym przeszedł do sypialni syna.Nad jego łóżkiemstał jeszcze dłużej.Nie mógł się pozbyć wizji, jaką zasiał w jego umyśle Kominiusz: wizji Gnejuszaatakowanego przez rozwścieczonego byka.Herkules, nad którego ołtarzem rodzina Tytusasprawowała pieczę od wielu pokoleń, też kiedyś walczył z bykiem na dalekiej Krecie.Bogowie wymagają od ludzi ofiar, herosi zasługują na lojalność.Czy Koriolan nie byłherosem na miarę Herkulesa?W gabinecie, przy świetle księżyca (obawiał się bowiem, by płomień lampy nie zbudziłśpiących) Tytus napisał krótki list do Appiusza Klaudiusza:  Teściu, upraszam cię, miej wopiece swą córkę i wnuka.Musiałem tak postąpić, bo wiem, że to słuszne.Raz jeszcze wrócił do pokoju syna.Zdjął z szyi talizman i ostrożnie wsunął rzemyk przezgłówkę dziecka.Chłopiec bezwiednie dotknął rączką chłodnego metalu, ale się nieprzebudził.Trzeba było się spieszyć.Może dogoni Koriolana jeszcze w granicach miasta.491 r.p.n.e. Długą drogę przebyliśmy, żeby się tu znalezć  powiedział Gnejusz. Zaiste, bardzo długą  odrzekł Tytus z melancholijnym uśmiechem. Dobrze rozumiał, jaką drogę ma na myśli przyjaciel: nie tę pod końskimi kopytami,których każde stuknięcie zbliżało ich do Rzymu, lecz owe dziwne, pełne niespodziewanychzakrętów ścieżki, jakimi toczyło się ich życie od chwili, gdy przed dwoma laty uciekali nocą zrodzinnego miasta.Człowieka kalibru Gnejusza Marcjusza, wodza biegłego w sztuce wojennej i znanego zodwagi, a przy tym dysponującego drużyną bezgranicznie mu oddanych żołnierzy, wniejednym mieście powitano by z otwartymi rękami.To, że wybrał akurat Wolsków, byłoironią losu, choć może nie zaskoczeniem.Swego czasu wytoczył im wprawdzie sporo krwi,ale zawsze w honorowej walce  któż więc, jak nie oni, miałby się na nim najlepiej poznać?Tytusa z początku wielce dziwiło, że tak entuzjastycznie przyjęli go w swoje szeregi akuratci, z którymi jeszcze niedawno zażarcie wojował; dopiero pózniej pojął, że takie już jestżołnierskie życie i że jednym zrządzeniem losu nieprzyjaciel może się zmienić w sojusznika.Oczywiście Gnejusz nie byłby sobą, gdyby pozostał dla Wolsków tylko przydatnymsojusznikiem.Szybko zdobył wśród nich mir jako najlepszy z wojowników, a potem równieszybko awansował na głównodowodzącego ich armii.Odwetowa kampania przeciwkoRzymowi nie była jego pomysłem, tylko rady starszych, która długo i usilnie musiała goprzekonywać, aby pokonać jego opór.Kto mógłby lepiej przewidywać i skutecznieprzeciwdziałać każdemu posunięciu Rzymian, jeśli nie ten, który był największym rzymskimwojownikiem? Cóż mogło przynieść Wolskom większy triumf od ujrzenia, jak Koriolan robiz Rzymem to samo, co kiedyś zrobił Korioli? I czyż sam Gnejusz Marcjusz znalazłby słodszązemstę niż rzucenie na kolana miasta, które nim wzgardziło?W wojnie z Rzymem Gnejusz przeszedł sam siebie.Za młodzieńczych lat marzył ozostaniu największym żołnierzem swej ojczyzny, a został największym wodzem w całej Italii.Tytus, który walczył z nim ramię w ramię we wszystkich bitwach, uważał, że tyle zwycięstw,jakie przypadły w udziale jego przyjacielowi, można było odnieść tylko z pomocą bogów.Niezdradzał się z tym nikomu, ale w głębi duszy wierzył, że w Koriolanie, bohaterze swoichczasów, odrodził się pradawny duch Herkulesa.To religijne przekonanie było mu wielkąpociechą w tych bolesnych chwilach, kiedy ogarniała go przemożna tęsknota za Rzymem irodziną.Teraz zaś zbliżała się ostateczna rozgrywka.Armia Wolsków maszerowała ku tej samejbramie, którą kiedyś uciekał z Rzymu jej dzisiejszy dowódca.Rzymianie ponosili w tejwojnie klęskę za klęską.Ich oddziały były przerzedzone, brakowało im broni, której wielkieskłady wpadły w ręce wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki