[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to jest fajne, wiesz? Przecież słońce nigdy niewygląda tak jak na rysunku.- Jak koło ze szprychami?- Otóż to.A moja rodzina z całą pewnością nigdy nie wyglądała tak,jak ją rysowałem.- Kółko i kreski? - Bez przesady.Doceń mnie odrobinę.Mieli też dłonie i stopy.- Przypominające skarpety i rękawiczki?- Nie sądzisz, że to urocze, gdy występuje takie podobieństwo? -Kiwa głową z uśmiechem zadowolenia.- Cumulusy.Najfajniejszechmury pod słońcem.Hadley wzrusza ramionami.- Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam.- Widzisz? - mówi Oliver.- Jest jeszcze mnóstwo tematów dorozmowy.Dopiero zaczęliśmy.Chmury za oknem osiągają najniższy pułap, samolot łagodnieopuszcza się na srebrzyste niebo pod nimi.Hadley czuje przypływniedorzecznej ulgi na widok ziemi, choć twardy grunt jest jeszcze zbytodległy, by to odczucie uzasadniać.Wygląda jak zwykłe skupiskopikowanych pól, bezkształtnych zabudowań i niewyraznych wykresówdróg rozpiętych między nimi jak szare nitki.Oliver ziewa i odchyla głowę na oparcie fotela.- Powinniśmy byli więcej pospać - stwierdza.- Jestem wypruty.Hadley rzuca mu skonsternowane spojrzenie.- To znaczy wykończony - poprawia się, spłaszczając samogłoski ipodnosząc głos o oktawę, by brzmieć bardziej z amerykańska, choć wjego akcencie wyczuwa się ledwie uchwytną południową nosowość.- Mam wrażenie, że trafiłam na jakiś kurs językowy.- Naucz się brytyjskiego akcentu w zaledwie siedem godzin! - mówiOliver swoim najlepszym spikerskim głosem.- Jak można przegapićtaką reklamę?- Ofertę - prostuje Hadley, przewracając oczami.- Jak możnaprzegapić taką ofertę? Oliver tylko uśmiecha się od ucha do ucha.- Widzisz, ile się już nauczyłaś?Niemal zapomnieli o siedzącej obok starszej pani, która spała takdługo, że dopiero brak stłumionego pochrapywania skłania ich doobejrzenia się na nią ze strachem.- Co mnie ominęło? - pyta kobieta, sięgając po torebkę, z którejostrożnie wyjmuje okulary, buteleczkę kropli do oczu oraz małeblaszane pudełeczko miętówek.- Prawie jesteśmy na miejscu - informuje Hadley - ale ma paniszczęście, że spała.To był bardzo dłuuugi lot.- Rzeczywiście - przyznaje Oliver i chociaż jest odwrócony do niejbokiem, Hadley wie, że się uśmiecha.- Wydawało się, że trwa całewieki.Kobieta przerywa wykonywaną czynność, okulary dyndają międzykciukiem a palcem wskazującym, uśmiecha się do nich promiennie.- A nie mówiłam? - zauważa z prostotą, następnie powraca doprzedmiotów wyjętych z torebki.Pojmując pełne znaczenie tegostwierdzenia, Hadley unika badawczego spojrzenia Olivera.Stewardesy robią ostatni obchód samolotu, przypominając pasażeromo pionowym ustawieniu oparć, zapięciu pasów i schowaniu bagażypodręcznych pod fotele.- Wygląda na to, że możemy być nawet kilka minut przed czasem -stwierdza Oliver.- I jeśli kontrola celna nie okaże się absolutnymkoszmarem, może uda ci się zdążyć.Gdzie jest ślub?Hadley pochyla się i ponownie wyciąga z plecaka powieść Dickensa,wysuwając zaproszenie spomiędzy końcowych kartek, gdzie wcisnęłaje, żeby nie zgubić.- Hotel Kensington Arms - mówi.- Brzminobliwie. Oliver nachyla się, by spojrzeć na elegancko wykaligrafowane literyna kremowym papierze.- Tam jest przyjęcie - mówi, przesuwającwyżej palec.- A ślub w kościele Zwiętego Barnaby.- To blisko?- Od Heathrow? - Chłopak kręci głową.- Niezupełnie.Ale taknaprawdę nic nie jest blisko.Powinnaś zdążyć, jeśli się pośpieszysz.- A ten twój ślub? Oliver zaciska usta.- W Paddington.- Gdzie to jest?- Niedaleko miejsca, w którym dorastałem - wyjaśnia.- ZachodniLondyn.- Brzmi niezle - rzuca Hadley, lecz on się nie uśmiecha.- Chodziliśmy do tego kościoła w dzieciństwie - opowiada.- Niebyłem tam od wieków.Zawsze dostawałem burę za wdrapywanie sięna posąg Matki Boskiej od frontu.- Fajnie - kwituje Hadley, wkłada zaproszenie do książki, a potemzatrzaskuje ją odrobinę za mocno, aż Oliver się wzdryga.Obserwuje,jak Hadley wpycha tom do plecaka.- Nadal masz zamiar mu ją oddać?- Nie wiem - odpowiada szczerze.- Prawdopodobnie tak.Chłopak zastanawia się przez chwilę.- Przynajmniej zaczekaj z tym, aż będzie po ślubie.Tego Hadley nie planowała.Prawdę mówiąc, wyobrażała sobiesiebie, jak przed uroczystością podchodzi do taty zdecydowanymkrokiem i buntowniczo, triumfalnie wręcza mu książkę.To jedyna rzecz, jaką dał jej od czasu swojego wyjazdu -naprawdę dał.Nie chodzi o prezent przesłany na urodziny czyGwiazdkę, lecz o coś, co podarował jej osobiście - i pomysł oddaniamu tej powieści niósł ze sobą jakąś satysfakcję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki