[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Cassie i Diana wdrapały się po schodach nawzgórze, wszystko potoczyło się jak przez sen.Pojawili się dorośli i zajęli sprawą.Szkolnypersonel, policja, lekarz.Zadawali pytania.Robili zapiski w notesach.A przez cały czas dzieciaki zeszkoły stały z boku i patrzyły.Nie należeli do procesu, którym zajmowali się dorośli.Ale mieli własne pytania.- Na co czekamy? Dlaczego jej po prostu nie dorwiemy? - mówiła Deborah,kiedy Cassie weszłana zaplecze.To nie była pora przerwy na lunch, ale wszystkie szkolne reguły uległy tego dniazawieszeniu.- Wszystkie słyszałyśmy, jak to mówiła - ciągnęła Deborah.- Susan, Faye i ja.Nawet i ona tosłyszała - wskazała na Cassie, która w milczeniu usiłowała wydobyć z automatu puszkę soku.- Tasuka powiedziała, że zamierza to zrobić, a teraz zrobiła.No więc na co czekamy?- Na prawdę - odparła Melanie cicho i chłodno.- Od nich? Od tych z zewnątrz? Nie mówisz poważnie.Przecież oni nigdy nie przyznają, że Sallyto zrobiła.Policja mówi, że to był wypadek.Wypadek! %7ładnych śladów walki.Tak twierdzą.Poślizgnęła się na wilgotnym stopniu.A wiecie, co mówią ludzie?Mówią, że to przez kogoś z nas!Laurel podniosła oczy znad wrzątku, którym zalewała w kubku jakieś suszone liście.Koniuszek nosa miała zaróżowiony.- Może to był ktoś z nas - powiedziała.- Na przykład kto? - odpaliła Deborah.- Na przykład ktoś, kto nie chciał, żeby należała do Klubu.Ktoś, kto się bał, że Kori stanie poprzeciwnej stronie - zasugerowała Laurel.- A wszyscy wiemy, która strona miała powody do obaw - odezwał się jakiś nowy głos i Cassiedrgnęła.Obejrzała się i o mały włos nie upuściła puszki z sokiem.To była Faye.Cassie nigdy jeszcze nie widziała jej na zapleczu, ale teraz tu się pojawiła, a jejoczy w kolorze miodu patrzyły ponuro i groznie.- No cóż, strona Diany na pewno nie miała się czego bać - oświadczyła Laurel.- Kori uwielbiałaDianę.- Doprawdy? To dlaczego przez ostatni tydzień jadła lunch ze mną? - rzuciła Faye tym swoimleniwym, ochrypłym tonem.Laurel spojrzała na nią niepewnie, ale potem jej twarz się rozjaśniła i dziewczyna pokręciłagłową.- Nie obchodzi mnie, co mówisz.Nigdy nie uwierzę, że Diana mogłaby skrzywdzić Kori.- Ona ma rację - Susan, ku zdumieniu Cassie, wtrąciła się do rozmowy.- Diana by tego niezrobiła.- A poza tym przecież wiadomo, kto był - powiedziała Deborah twardo.- To Sally, albo może tenjej kretynowaty facet.Powinniśmy ich dopaść, i to już!- Zgadza się - przytaknął Sean.Laurel popatrzyła na niego, potem na Deborah i Faye.- Melanie, co o tym sądzisz? - spytała wreszcie.Głos Melanie był cichy i spokojny. - Moim zdaniem musimy zwołać spotkanie.Sean skinął głową.- Teraz ona dobrze gada - powiedział.I właśnie wtedy weszła Diana, a za nią blizniacy.Obaj wyglądali na przybitych i oszołomionych.Jakby nie mogli pojąć, że coś podobnego ich spotkało.Chris miałzaczerwienione oczy.Na widok braci wszyscy się opamiętali.Kiedy siadali przy stole, zapadło milczenie.A potem Faye odwróciła się do Diany.Jej miodowe oczy przypominały dwa złote płomienie.- Usiądz - odezwała się bezbarwnym tonem.- Musimy porozmawiać.- Tak - zgodziła się Diana.Usiadła, tak samo Faye.Laurel postawiła po kubku gorącego naparu przed braćmi Hendersonamii też się przysiadła.Deborah przystawiła sobie krzesło i klapnęła na nie zamaszyście.Susan iMelanie już siedziały przy stole.Wszyscy spojrzeli na Cassie.Twarze mieli dziwne.Obce.Zwykle chochlikowata buzia Laurelbyła nieruchoma.Chłodne oczy Melanie bardziej niż zwykle odległe.Susan surowo zacisnęławydatne wargi, a Deborah z trudem panowała nad roznoszącą ją agresją.Nawet wiecznie niepewny Sean nagle nabrał niewymuszonej godności.Diana była blada ipoważna.Szklane drzwi otworzyły się nagle i do środka wszedł Nick.Jego przystojna twarz wyglądała jakkamień i niczego nie zdradzała, ale od razu usiadł przy stole obok Douga.W pomieszczeniu już tylko Cassie stała.Popatrzyła na nich, na członków Klubu, a oni popatrzylina nią.Nikt nie musiał nic mówić.Wyszła z zaplecza.Rozdział 11Cassie nie wiedziała, dokąd idzie.W szkole usiłowano prowadzić zajęcia, chociaż chyba więcejuczniów przebywało poza klasami niż na lekcjach.Stali na korytarzach, na schodach, kręcili się kołogłównego wejścia.Zerknęła półprzytomnie na zegar, a potem poszła na fizykę teoretyczną.Mogłabypewnie zadzwonić do mamy i po prostu pojechać do domu, gdyby chciała, ale nie miała w tej chwiliochoty odpowiadać na te wszystkie pytania, które z pewnością zada jej matka.Wolała udawać, żewszystko toczy się normalnie.Siedziała i robiła bezmyślnie jakieś notatki, czując spojrzenia innych.Miała dziwne wrażenie, żecofnęła się w czasie i że znów jest dwa tygodnie wcześniej, kiedy Faye znęcała się nad nią.Ale polekcji zauważyła różnicę.Ludzie do niej podchodzili i pytali:  Wszystko w porządku?" albo  Jak siętrzymasz?" Wydawali się skrępowani, jakby nie bardzo mieli ochotę z nią gadać, ale czuli, żepowinni.Po ostatniej lekcji podchodziło ich nawet więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki