[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amelia odwróciła się do niej.- Mogłabyś zostać, ale nie bez damy do towarzystwa.- Doprawdy nie rozumiem dlaczego.- Ponieważ jesteś zbyt młoda, aby wyjść za mąż - rzuciła Amelia, po czym podniosła rękę do głowy.-Przepraszam, Chloe.Naprawdę nie wiem, co ostatnio we mnie wstąpiło. - Moim zdaniem potrzebujesz zmiany klimatu tak samo jak M mere - odrzekła Chloe, potemprzesadniegwałtownie uderzyła otwartą dłonią w moskita, który brzęczał tuż przy jej ramieniu.- Masz rację, powinnam wyjechać.Oczywiście zrobię to, co jednocześnie oznacza, że nie pozostanietutaj nikt wroli przyzwoitki.Musisz jechać.- Nie musiałabym - odrzekła dziewczyna, przelotnie spoglądając na Amelię - gdybyśmy przedwaszym wyjazdemwzięli ślub.Jerzy wydal z siebie cichy dzwięk, jak gdyby się zakrztusił, ale nie wyraził żadnego sprzeciwu.Amelia podjęłatemat.- Nie mamy wiele czasu - powiedziała.- Ileż czasu potrzeba na to, aby ojciec Jan dał nam swoje błogosławieństwo? Mógłby przybyć donaszej kaplicy,jak bym wolała, albo my pojedziemy do kościoła w mieście.- Twoja wyprawa.- Jest gotowa od przeszło trzech lat, włącznie z wyhaftowaną we Francji koszulą nocną, dzisiaj jużmoże zbytmałą, ale bardzo ładną.Jerzemu bardzo się podobała.M mere zadbała o to wszystko, kiedy miałanadzieję, żewyjdę za Juliana.Amelia zaczęła się zastanawiać, dlaczego dziewczyna tak bardzo była przeciwna małżeństwu zdalekimkuzynem.Czy domyślała się czegoś, miała jakieś przeczucie? Amelia zdawała sobie sprawę, żewypytując samanaraziłaby się na pytania, na które nie chciała odpowiadać.- Nie wspomnę już o fakcie, że żyjemy w rodzinie pogrążonej w żałobie. - Nie ma o czym mówić.Z tej właśnie przyczyny uroczystość będzie cicha i skromna.Oto żywa, uwielbiająca splendor Chloe chciała zrezygnować ze wszystkich luksusów, które wiązałysię zweselem.Amelia westchnęła.- Wiesz dobrze, że nie ja jestem osobą, której zgody potrzebujesz.Jeżeli M mere da swojeprzyzwolenie, pomogęci, w czym tylko będę mogła.Dziewczyna poderwała się z krzesła i przyklękła przy krześle Amelii.- I ja ci pomogę! Co każesz mi zrobić?Chwilę trwało, nim Amelia zdołała wydobyć z siebie cichy głos.- Prześlij Robertowi wiadomość.Napisz, że M mere i ja bardzo byłybyśmy rade, gdyby zgodził siętowarzyszyćnam w drodze na Isle Derniere.Jeżeli znajdzie na to czas, oczywiście.Rozdział XVIIIsle Derniere, czyli Ostatnia Wyspa, należała do większego archipelagu, który chronił brzeg Luizjanyprzedatakami fal od strony Zatoki Meksykańskiej.Była to wyspa najbardziej wysunięta na zachód w całymłańcuchu,który otaczał nizinę delty Missisipi i obejmował na wschodzie Chandeleurs Islands, a na zachodzienisko położonemasywy Grande Terre, Grand Isle i Cheniere Caminada.Po ich jednej stronie znajdowało się morze,po drugiej zaśskupisko płytkich zatok i jezior, które przechodziły w bagna i moczary poprzecinane starorzeczamioraz rzekamispływającymi z najżyzniejszych obszarów na świecie.Jean Laffitte właśnie gdzieś na tych wyspach znajdował schronienie, gdy panował nad zatokązarówno przed, jaki po 1812 roku, kiedy to jego rzezimieszki przybyli na pomoc mieszkańcom Nowego Orleanu.Wyspywe wczesnych latach osadnictwa służyły jako azyl dla ludzi marginesu i przemytników, dopiero odośmiu, dziewięciulat wzbudziły zainteresowanie luizjańskiej socjety.Zrazu główną atrakcją wysp było łowienie ryb, zarówno w zatoce, jak i w słodkowodnychzatoczkach.W ciągukilku lat dość popularne stały się wycieczki parowcem w tym właśnie celu.Pasażerowie jadali isypiali na statku,podczas gdy wyspy wykorzystywali jako wygodne miejsce do połowów, pikników, kąpieli morskichi spacerów.Potem odkryto lecznicze działanie słonego powietrza, ponieważ zauważono, że malaria rzadkonawiedzała małewysepki graniczące z pełnym morzem.Do fatalnego lata 1853, słynnego ze szczególnie nasilonej inwazji chorób, na Isle Derniereprzyjeżdżałaregularnie już wcale pokazna liczba gości.Od tego czasu podwoiła się, a wkrótce potroiła, ponieważukończonolinię kolejową łączącą Nowy Orlean z Bayou Boeuf.Goście mieli do dyspozycji dość skromny hotel,należącypierwotnie do pani Pecot, i kilka pensjonatów, położonych między domostwami stałychmieszkańców.Znajdowałosię tu również ponad trzydzieści prywatnych domów letniskowych.Jednakże wszystkie te zasoby były113niewystarczające, dlatego powstały plany budowy dużego hotelu, którą sfinansowałaby grupainwestorówzaangażowanych wcześniej w powstanie St.Charlesa w Nowym Orleanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki