[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle wszystko stało się jasne.Wiedziałem już, jaką rolę mi wyznaczyli.Mieli to wypisane na wykrzywionychcierpieniem twarzach: rozpaczliwą nadzieję, że uzdrowię ich wszystkich, żedzięki mnie odzyskają dawną siłę, że zaopiekuję się nimi jak przedtem Neil Far-ris.I tak jak lekarz, który przed nim mieszkał przy Harlan Road 17.Wybawiciel.Chwytały mnie szponiaste dłonie.Potworne jęki wypełniały mi głowę.Dusi-łem się.Ogarnęła mnie ciemność, którą powitałem z wdzięcznością i osunąłem się naziemię.27.Nudziłem się.Nie od razu dotarło do mnie, że udało mi się przeżyć tę noc.Próbowałem sięporuszyć, ale cały byłem odrętwiały, z czego wnioskowałem, że bardzo długo139leżę już w tej pozycji, na brzuchu.Na dodatek nic nie widziałem.Mogłem tylkoleżeć i próbować złapać oddech, który mimo moich wysiłków ciągle mi się wy-mykał.Wkrótce odzyskałem zmysły.Podmuch wiatru prześliznął mi się po skó-rze.Pod palcami i twarzą czułem miękką, trawiastą ziemię.Poruszył mnie roz-brzmiewający w oddali ptasi śpiew.Znalazłem w sobie w końcu dość energii,aby podnieść powieki i stwierdziłem, że otacza mnie mrok przedświtu.Gwiazdybledły, odłamek księżyca budził słabiutkie cienie.Miałem aż nadto dowodówna to, że mimo wszystko przeżyłem noc.Że jednak mnie oszczędzili.Kiedy wreszcie zacząłem normalnie oddychać, podniosłem się ostrożnie zziemi, spodziewając się zawrotów głowy.I rzeczywiście, zakręciło mi się w gło-wie na potęgę, omal nie straciłem równowagi.Stałem na trawniku za domem.Widok okien biblioteki natychmiast otrzeźwił mnie, przywrócił do rzeczywisto-ści i uświadomił mi, co powinienem z nimi zrobić, i to jak najszybciej.Stanęłymi przed oczami stalowe drzwi, zainstalowane przez Neila Farrisa i pochopniezdemontowane przeze mnie.Następne posunięcie z mojej strony było absolut-nie konieczne, nawet jeśli wyda się jeszcze bardziej drastyczne.Wszedłem do poczekalni; drzwi nie były zamknięte na klucz.Izolanci moglimnie spokojnie okraść, kiedy odwiedzałem ich w ich legowisku.Nie widzącbłotnistych śladów na dywanie, doszedłem do wniosku, że jednak tego nie zro-bili, chociaż na pewno nie z wrodzonej szlachetności.Nie zapalając światła, po omacku przemierzyłem poczekalnię i korytarz iwszedłem do kuchni, gdzie szurając ostrożnie nogami, podszedłem do stołu.Nieod razu wymacałem w powietrzu sznurek wyłącznika żyrandola, ale w końcuzłapałem go i pociągnąłem.Okrutne światło zalało pomieszczenie, siekąc mniepo oczach jak promień lasera.Poczekałem, aż odzyskam wzrok, i odkryłem sto-jący na stole talerz z przykrytymi folią resztkami świątecznej kolacji.Powinienem się ucieszyć, ale nie było mi za wesoło.Wzdrygnąłem się tylko imilion paranoicznych myśli jednocześnie naparło na mój mózg, takich jak: Ajeśli jedzenie jest zatrute? albo: To pewnie jakiś podstęp.Bałem się zaufać ja-kiemukolwiek aktowi dobroci, nawet temu hojnemu gestowi Christine, która wten sposób desperacko próbowała ratować nasze małżeństwo.Usiadłem przystole.Miałem ochotę coś zjeść, byłem głodny jak wilk, ale tylko gapiłem się wtalerz.Bałem się, że.A poza tym to jedzenie wcale nie wyglądało zachęcająco.Ani trochę.Najwidoczniej w domu Izolantów zostawiłem nie tylko duszę, ale iapetyt.140Wstałem, napiłem się wody z kranu, zgasiłem światło i poczłapałem na sofęw salonie, gdzie zwinięty w pozycji płodowej doczekałem świtu.W którymś momencie musiałem zasnąć.W pewnej chwili coś wynurzyło sięz ciemności i dotknęło mojej zwisającej ręki.Ktoś mnie wołał.Wrzasnąłem,ciężko przerażony, i wybałuszyłem oczy.Obok sofy stała Jessica, skąpana wporannym świetle i wyraźnie przestraszona.Krzyknęła, cofnęła się odruchowo iklapnęła na pupę, ale w mgnieniu oka zerwała się jak kot, który spada na czteryłapy, i z płaczem uciekła z pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki