[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemniej Hester nie można było wykluczyć, ponieważ nigdy nie było wiadomo, co naprawdę dzieje się w jej umyśle.Nie wiadomo, co chwila rozpaczy mogła z nią zrobić.Ale policja też nie mogła wiedzieć.Rzeczywiście - pomyślał pan Marshall - wydawało się bardzo mało prawdopodobne, że policja - nawet jeśli domyśli się kto jest odpowiedzialny za zbrodnię - potrafi coś z tym począć.Tak więc cała sytuacja wydawała się zadowalająca.Zadowalająca? - wzdrygnął się lekko, rozważywszy to słowo.Czy tak było? Czy pat stanowi dobre wyjście z całej tej sytuacji? Zastanawiał się czy Argyle’owie sami znają prawdę.Doszedł do wniosku, że nie.Nie wiedzą.Oczywiście z wyjątkiem osoby, która wiedziała zbyt dobrze.Nie, oni nie wiedzą, ale czy podejrzewają? Jeśli nie podejrzewali dotąd, wkrótce zaczną, ponieważ nie można się oprzeć ciekawości, próbuje się przypomnieć sobie zdarzenia.Przykre.Tak, tak, bardzo nieprzyjemna sytuacja.Wszystkie te myśli nie zabrały mu wiele czasu.Pan Marshall ocknął się z krótkiej zadumy, widząc utkwione w siebie oczy Micky’ego, z lekkim błyskiem kpiny.- Wiec to jest pański werdykt, panie Marshall? - zapytał Micky.- Ktoś z zewnątrz, nieznany intruz, ciemny typ, który morduje, rabuje i znika?- Wydaje się, że to właśnie zechcemy przyjąć.Micky odchylił się na krześle i roześmiał się.- Taka jest nasza wersja i będziemy się jej trzymać, co?- Cóż, Michael, tak właśnie bym radził.Micky skinął głową.- Rozumiem.Taka jest pańska rada.Śmiem powiedzieć, że ma pan rację.Ale sam pan w to nie wierzy, prawda?Pan Marshall popatrzył na niego bardzo chłodno.Na tym polegał kłopot z ludźmi nie mającymi prawniczego poczucia dyskrecji.Uparcie mówili rzeczy, których lepiej było nie wypowiadać.- Taka jest moja opinia, ponieważ to się opłaca - nieodwołalność jego tonu mieściła w sobie bezmiar nagany.Micky rozejrzał się wokół stołu.- Co wy wszyscy myślicie? - zadał ogólne pytanie.- No, Tina, kochanie, widzisz tylko czubek swego nosa, nie masz jakiegoś pomysłu? Jakiejś nieautoryzowanej wersji - że tak powiem? A ty Mary? Nie mówiłaś wiele.- Oczywiście zgadzam się z panem Marshallem - powiedziała Mary dosyć gwałtownie.- Jakie mogłoby być inne wyjaśnienie?- Philip nie zgadza się z tobą.Mary odwróciła się szybko do męża, który odezwał się spokojnie:- Lepiej przymknij się, Micky.Nie jest dobrze mówić za dużo, gdy się jest przyciśniętym do muru.A my wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji.- Więc nikt nie zamierza wypowiedzieć żadnej opinii? Dobrze.Niech tak będzie.Ale idąc dziś wieczór do łóżek, pomyślcie wszyscy o tym chwileczkę.To może być rozsądne.Mimo wszystko chce się wiedzieć, na czym się stoi.Nie znasz przypadkiem paru drobiazgów, Kirsty? Zwykle tak jest.O ile pamiętam, zawsze wiedziałaś, co się dzieje, choć - muszę przyznać - nigdy nic nie wygadałaś.- Myślę, Micky, że powinieneś trzymać język za zębami - oświadczyła nie bez godności Kirsten.- Pan Marshall ma rację.Niemądrze jest gadać za dużo.- Moglibyśmy poddać to pod głosowanie - rzeki Micky.- Albo napisać imię na kawałku papieru i wrzucić do kapelusza: Byłoby interesujące zobaczyć, kto dostanie głosy.Tym razem alt Kirsten zabrzmiał głośniej.- Uspokój się - powiedziała.- Nie bądź głupim, nierozważnym chłopcem, jakim zawsze byłeś.Jesteś teraz dorosły.- Ja tylko proponowałem, żeby o tym pomyśleć - odparł Micky, zmieszany.- Będziemy o tym myśleć - rzekła Kirsten.Jej głos dźwięczał goryczą.ROZDZIAŁ JEDENASTYNad Sunny Point zapadła noc.Pod jej osłoną siedem osób udało się na spoczynek, ale żadna z nich nie spała dobrze.Philip Durrant ze względu na swoją zmniejszoną sprawność fizyczną coraz więcej pociechy znajdował w aktywności umysłu.Zawsze był wysoce inteligentnym człowiekiem, teraz stał się świadomy możliwości, jakie otwierały się przed nim dzięki inteligencji.Czasami bawił się przewidywaniem reakcji otoczenia na różne bodźce.To, co mówił i robił, nie było często naturalnym działaniem, lecz akcją wyrachowaną, umotywowaną wyłącznie chęcią obserwowania reakcji.Był to rodzaj gry.Kiedy otrzymywał przewidywaną odpowiedź, zapisywał ją, ponieważ było to jego celem.W rezultacie tych rozrywek zauważył, że jest bystrym obserwatorem różnic między ludźmi i prawdziwych cech ich osobowości.Osobowości dotychczas nie interesowały go zbytnio.Ludzie, którzy go otaczali, albo ci, których spotykał, podobali mu się lub nie, bawili go albo nudzili.Był zawsze człowiekiem czynu, nie myślicielem.Swoją bujną wyobraźnię ćwiczył w kierunku wymyślania różnych sposobów robienia pieniędzy.Wszystkie te sposoby wydawały się obiecujące, ale kompletny brak zdolności do robienia interesów powodował, że zawsze obracały się wniwecz.Ludzie jako tacy, aż do tej chwili, byli przez niego widziani, jako pionki w grze.Teraz, kiedy choroba przerwała jego wcześniejszą aktywność, zmuszony został do brania pod uwagę charakteru poszczególnych ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki