[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skoro nie możesz używać swoich szarych komórek, bo ich nie posiadasz, używaj przynajmniej oczu, uszu i nosa, choćby w takim stopniu, w jakim pozwalają ci na to nakazy honoru.Nazajutrz odważyłem się podzielić z nim pomysłem, który już parokrotnie przychodził mi do głowy.Zrobiłem to raczej niepewnie, bo nigdy nie wiadomo, jaka będzie reakcja Poirota!- Zastanawiałem się nad tym, Poirot.wiem, że nie masz ze mnie wielkiej pociechy.Powiedziałeś, że jestem głupi.No cóż, to w pewnym sensie prawda.I jestem tylko w połowie tym człowiekiem, jakim byłem dawniej.Od śmierci Cinderelli.- Zamilkłem.Poirot wydał z siebie współczujący pomruk.- Ale jest tu ktoś, kto mógłby nam pomóc, właśnie taki człowiek, jaki nam jest potrzebny.Inteligencja, wyobraźnia, zaradność - przywykły do podejmowania decyzji, o bogatym doświadczeniu życiowym.Mam na myśli Boyda Carringtona.On by nam się nadał, Poirot.Zaufaj mu.Wciągnij go do tej sprawy.Poirot otworzył oczy i oświadczył z naciskiem:- Na pewno nie.- Dlaczego? Nie możesz zaprzeczyć, że jest wybitnie inteligentny, o wiele zdolniejszy niż ja.- To nie jest wcale trudne - stwierdził zgryźliwie Poirot.- Ale porzuć ten pomysł, Hastings.I pamiętaj.Nikomu się nie zwierzamy.Zrozumiałeś, hę? Zabraniam ci o tym z kimkolwiek mówić.- Dobrze, jeśli tak sobie życzysz, ale doprawdy, Boyd Carrington.- Tra la la la, Boyd Carrington.Opętał cię Boyd Carrington.Kim on w końcu jest? Rosłym mężczyzną, nadętym i zadowolonym z siebie, bo ludzie go nazywają ekscelencją.Owszem, nie brak mu taktu i ma pewien wdzięk.Ale wcale nie jest taki nadzwyczajny ten twój Boyd Carrington.Powtarza się, każdą historię opowiada kilkakrotnie, a co gorsza, ma taką złą pamięć, że sprzedaje ci anegdotę, którą usłyszał od ciebie! Człowiek o wybitnych zdolnościach? Bynajmniej! Stary nudziarz, gaduła.enfin, pyszałkowaty bufon!Rozjaśniło mi się w głowie.Rzeczywiście, Boyd Carrington nie miał dobrej pamięci.I istotnie popełnił gafę, która, jak teraz zrozumiałem, doprowadziła Poirota do pasji.Poirot opowiedział mu wydarzenie z czasów swej służby w belgijskiej policji i ledwie parę dni później, kiedy siedzieliśmy w kilka osób w ogrodzie, Boyd Carrington, w słodkiej niewiedzy, zwrócił się z tą samą historyjką do Poirota, poprzedzając ją słowami: „Pamiętam, że szef paryskiej Sűreté mówił mi.”Teraz pojąłem, jak to rozjątrzyło mego przyjaciela.Taktownie nic już nie dodałem i wycofałem się.Postanowiłem przejść się po ogrodzie.W pobliżu nikogo nie było i powędrowałem sobie przez zagajnik w górę, aż do porosłego trawą pagórka, na którym stała przypominająca nieco stonogę altana w stanie daleko posuniętej ruiny.Tutaj usiadłem, zapaliłem fajkę i pogrążyłem się w rozmyślaniach.Kto tu w Styles miał wyraźny motyw, żeby popełnić morderstwo, lub też komu można byłoby taki motyw wmówić?Nie biorąc pod uwagę dość oczywistego przypadku pułkownika Luttrella, który jednak nigdy chyba, niestety, nie rzuci się na żonę w środku robra, choć tyle miałby na swoje usprawiedliwienie, nikt mi początkowo nie przychodził do głowy.Kłopot polegał na tym, że w gruncie rzeczy za mało wiedziałem o tych ludziach.Norton na przykład i panna Cole? Jakie bywają najczęstsze motywy morderstwa? Pieniądze? Boyd Carrington, jak mi się zdawało, był jedynym bogatym człowiekiem w tym gronie.Gdyby umarł, kto odziedziczyłby po nim majątek? Ktoś z obecnych tutaj? Raczej wątpliwe, ale być może należałoby to rozpatrzyć.Mógł, dajmy na to, zapisać swoje pieniądze na prace naukowo-badawcze, czyniąc Franklina kuratorem.To, w połączeniu z nieoględnymi uwagami doktora na temat nadmiernej liczby ludzi na świecie, stanowiłoby wcale niezłą podstawę aktu oskarżenia przeciw rudemu lekarzowi.Albo też, gdyby Norton lub panna Cole dziedziczyli po nim na zasadzie dalekiego pokrewieństwa? Bardzo problematyczne, ale niewykluczone.Czy Boyd Carrington zapisał coś w testamencie tak staremu przyjacielowi jak pułkownik Luttrell? Te ewentualności zdawały się wyczerpywać motywy natury finansowej.Przeszedłem do bardziej romantycznej możliwości.Franklinowie.Pani Franklin jest ciągle chora.Czy jest szansa, że ktoś ją powoli truje, i odpowiedzialność za jej śmierć przypisano by jej mężowi? Franklin jest lekarzem, ma bez wątpienia odpowiednie środki i sposobność.A motyw? Ścisnęło mi się serce na myśl, że mogłaby być w to wmieszana Judith.Dobrze wiedziałem, jak czysto profesjonalne były stosunki między nimi.Ale czy opinia publiczna w to uwierzy? Czy uwierzy w to podejrzliwy oficer policji? Judith jest bardzo piękną kobietą.Powabne sekretarki czy asystentki bywały powodem wielu zbrodni.Przestraszyła mnie ta perspektywa.Następnie zabrałem się do Allertona.Czy ktoś skorzystałby na jego śmierci? Jeśli już koniecznie ma tu nastąpić morderstwo, wolałbym, żeby ofiarą był Allerton.Znalezienie motywu nie powinno nastręczać szczególnych trudności.Panna Cole, choć niemłoda, jest jeszcze przystojną kobietą.Można by przyjąć, że powodowała nią zazdrość, gdyby się okazało, że ona i Allerton utrzymywali kiedyś bliższe stosunki - choć nie miałem danych, aby przypuszczać, że tak było istotnie.Zresztą, jeśli Allerton jest Iksem.Zdenerwowałem się.To wszystko nigdzie nie prowadziło.Uwagę moją zwróciły kroki na żwirze u stóp pagórka.Franklin szedł pospiesznie w stronę domu, z rękami w kieszeniach, z naprzód podaną głową.Z całej jego postawy biło przygnębienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki