[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od latnie widziałam oswojonego sokoła.- Oswojony sokół? Tak po prostu? Myślisz, że to właśnie ten ptak?- Nie jestem pewna - odparła ze zniecierpliwieniem matka.- Powiedziałaś, żezaatakował ptaki napastujące rybaków.Teraz ptak fruwał wysoko na niebie, a jego sylwetka była tylko ciemnym punkcikiemna tle chmur.Pojawiał się i znikał, mijając zawiłą pajęczynę takielunku Row Maru.Nagle wmgnieniu oka rzucił się w dół i zniknął.Gdzie się podział? Czy ukrył się gdzieś na statku?- Odejdz od okna - powiedziała matka.- To niegrzeczne tak się wychylać z powozu.Nie jesteś już dzieckiem, Suzume.Niechętnie wykonałam polecenie, wciąż myśląc o niebieskawym ptaku.Czy jegowłaściciel popłynie na Row Maru? Miałam taką nadzieję.Bo wówczas będę znowu mogłaujrzeć to niezwykłe stworzenie.Zaraz potem podszedł do nas Terayamasan, mówiąc, że czas, abyśmy weszły napokład.Wokół niego czuło się jakieś napięcie, którego zródłem był tym razem nie głód czyżądza, ale ekscytacja.Kiedy eskortował matkę na statek, skrzywiła się, jakby za mocnościsnął jej ramię.Jeden ze służących szedł tuż obok mnie, gotowy, aby przeprowadzić mniepo wąskim trapie.- To niesłychany zbieg okoliczności, że i oni będą płynąć tym statkiem.- Terayamasan rozmawiał z matką cichym głosem.- Powiedziano mi, że przyjechali z kontynentu i że ichwładca został już przyjęty na dworze Księżycowego Księcia.Będą podpisywać umowyhandlowe, bo cudzoziemcy mają niewiarygodne ilości złota, a my oferujemy drewno iinwentarz.Jeśli zdołam zawrzeć z nim znajomość, zanim trafią na dwór, będzie to dla mniewspaniała okazja nie tylko, jeśli chodzi o pieniądze, ale również o wpływy.Ach, to dlatego był taki podekscytowany Czy nasza podróż tym statkiem byłarzeczywiście zbiegiem okoliczności? Czy to właśnie z powodu cudzoziemców płynęliśmyRow Maru, a nie zwykłym statkiem pasażerskim? W jednej z książek ojca przeczytałam, żeczłowiekiem nie powinna kierować ambicja, a tata zawsze mówił, że jego przyjaciel ma jej ażnadto za nich obu.Idąc trapem, odrobinę się zachwiałam, bo obcas jednego z sandałów wpadł w szparę, ichwyciłam się służącego, aby nie upaść.Rdzawa piana falowała wiele, wiele metrów poniżej.Spanikowana wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się nieco.Dopiero wówczas zrozumiałam, dlaczego służący w ogóle na mnie nie patrzył.Dlaczego nie podał dłoni, aby mi pomóc, choć kurczowo trzymałam się jego ramienia, takmocno, że chyba zostawiałam siniaki.Był całkowicie skupiony na czymś powyżej mojej głowy, ponad głowami matki iTerayamysan, którzy jakby zamarli.Ponieważ byłam z nich wszystkich najniższa, niewidziałam, co takiego przyciągnęło ich uwagę.W końcu dojrzałam grupę mężczyzn, którzy wolno wchodzili na statek.Mieli ciemnąskórę.Nie brudnociemną czy przydymioną, ale w kolorze ciemnego brązu, takiego jakkawałek najlepszego drewna wiśniowego.Ich twarze miały również inny kształt - wystającekości policzkowe, mocno zarysowane szczęki i pełne usta.Mieli długie ciemne włosy, puszyste i kędzierzawe jak wełna owcy, pozwijane niczymsznurki, ozdobione koralikami i opadające luzno na kark.Każdy ruch głowy sprawiał, żedzwoniły wplecione w nie dzwoneczki, wisiorki i inne ozdoby.Jednak najbardziej zafrapowały mnie w wyglądzie tych mężczyzn ich blizny.Każdymiał na twarzy całą mapę blizn.Dopiero z bliska można było dostrzec, że są to namalowanewzory.Kropki, spirale i długie proste linie, które przecinały im czoła i policzki, jarzyły sięniebiesko na ich brązowej skórze.To musieli być ci bogaci cudzoziemcy, o których wspominał Terayamasan, inaprawdę wyglądali bardzo cudzoziemsko.Byli najdziwniejszymi ludzmi, jakichkiedykolwiek widziałam.Co ciekawe, nawet na nas nie spojrzeli.Był to dowód ichmistrzowskiego opanowania, samokontroli, bo z pewnością musieli czuć na sobie nasz zdumiony wzrok.Tylko jeden z nich się wyłamał i odwrócił głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki