[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Godzinę pózniej do frontowych drzwi puka mały, krępy,siwowłosy mę\czyzna.Devon pojmuje, \e to gnom, wezwany ze względu na swoje medyczneumiejętności.Siniaki i zadrapania Montaigne'a i McNutta w magiczny sposób goją się wciągu kilku minut.Gdyby tylko reszta była równie łatwa.Poniewa\ tej nocy znów będzie pełnia i Ogden McNutt ponownie zmieni się w bestię.I według artykułów w gazecie, tego wieczoru zabije kogoś - a potem sam zginie.Jak mam \yć z tą świadomością,? Wiedząc, ze nie mogę temu zapobiec, \e nie mogęnikogo ostrzec?Devon jest wyczerpany.Bezsenna noc, spędzona na walce z demonami i szalonymczarnoksię\nikiem, mo\e zmęczyć ka\dego.Jednak jeszcze przed południem łapie drugioddech.Wie, \e będzie tego potrzebował, gdy\ Szaleniec uderzy znowu.I to wkrótce.Randolph siedzi w salonie w medytacyjnej pozie: zachowując czujność, a jednocześniezbierając siły do następnego starcia.Nic nie mówi, tylko siedzi z podwiniętymi nogami,patrząc prosto przed siebie.Devon przez chwilę próbuje go naśladować, ale jest zbytniespokojny.Wymyka się z pokoju, wiedziony tylko jedną myślą.Miranda.Randolph nie próbował odnalezć dziewczyny.Zapewne zdecydował, \e nie warto jejszukać, \e nie ma się co obawiać jej czarów.Jednak Devon zastanawia się, czy dziewczynajest teraz po ich stronie, czy ponownie przyłączyła się do Jacksona.Lepiej być gotowym nawszystko, co mogłaby na nich zesłać.Zamyka oczy, \ycząc sobie, \eby do niej dołączyć.Znika i pojawia się przed drzwiamikomnaty na szczycie wie\y.Tej samej, w której kiedyś będzie więziona Clarissa.Puka do drzwi.- Mirando! Wiem, \e tam jesteś!- Odejdz - rozlega się jej głos.- Wpuść mnie! Muszę z tobą porozmawiać.- Za pózno na rozmowy - mówi dziewczyna, uchylając drzwi.Spogląda ciemnymioczyma na Devona.- Szaleniec zabije nas wszystkich. - Mówiłem ci, \e tak się nie stanie - nie ustępuje Devon.- Wpuść mnie.Ona odsuwa się na bok, wpuszczając Devona do komnaty.Wygląda na korytarz,upewniając się, \e nikt za nim nie szedł, po czym zamyka drzwi.- Zhańbiłam ród Devonów - mówi i łzy spływają po jej ślicznej twarzy.-Spowodowałam śmierć niewinnej kobiety.- Odegrałaś w tym pewną rolę, Mirando, nie mogę zaprzeczyć.Jednak to głównieSzaleniec jest odpowiedzialny za śmierć Emily.Ona podchodzi do okna i spogląda na posiadłość.Dzień jest mglisty i parny.Wpowietrzu unosi się zapach morskiej wody.- Nie powinnam była tu przyje\d\ać - mówi.- Miałam nadzieję, \e wskrzeszęświetność mojej rodziny.Chciałam, \eby Devonowie znów stali się godnymi zaufaniapartnerami czarodziei Skrzydła Nocy.Liczył na to mój ojciec, kiedy przybył do tego kraju.Dlatego przyjęłam rolę Opiekunki małej Amandy.Odwraca się plecami do okna i patrzy na Devona.- Miałam tyle marzeń, tyle nadziei! A on mnie okłamał! Mam dość kłamstw czarodzieiSkrzydła Nocy!Devon podchodzi do niej.- Mo\e jestem jednym z nich, Mirando, ale tak\e jestem Devonem.Spójrz na mnie.Nie widzisz? Właśnie to nas łączy, Mirando.Jestem twoim krewnym.W moich czasach noszęimię Devon.Jestem pewien, \e nadano mi je dla uhonorowania mojej rodziny.Ona mruga parę razy, jakby w końcu zrozumiała, kim on naprawdę jest.- Jesteś.Devonem?- Tak.W takim samym stopniu co czarodziejem Skrzydła Nocy.Ona znów zaczyna płakać.- Tylko \e ja teraz ju\ nic nie mogę zrobić, Teddy Bear.Nie mam siły woli.Pozbawiłmnie jej.Wtargnął do mojego umysłu.- Miranda płacze jeszcze głośniej na samowspomnienie.- To było okropne.Wdarł się do mojego umysłu, poznał wszystkie moje myśli,wszystkie skrywane nadzieje, marzenia i obawy.Devon bierze ją w ramiona.Serce łamie mu się ze współczucia.Jest taka młoda,zaledwie kilka lat starsza od niego.To jeszcze dziewczyna, która niedawno śmiała się,tańczyła i mówiła  wystrzałowo" lub  odjazdowo" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki