[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwar przy stole panował ogromny, różni ludzie się zebrali, i młodzi, i starzy, i miejscowi, i przyjezdni, swoi i obcy, znajomi i nieznajomi, nie brakowało gaduł; ChaimJagudin, gdyby mu tylko na to pozwolić, nikomu poza sobą nie dałby ust otworzyć; staraGorodecka mogła przekrzyczeć cały rynek; Bernard Siemionowicz, chodząca kronika naszego miasta, też miał co opowiadać, przez wiele lat jego zakład fryzjerski stanowił naszjedyny klub i gazetę; nauczyciel Kuraś również lubił podyskutować, zwłaszcza przy kieliszku.Starsi ludzie pragnęli zasięgnąć porady lekarskiej i u doktora Wołyncewa, i u Wołodi,o którym było wiadomo, że jest już sławą, no i każdy oczywiście marzył, żeby choć słówkozamienić z lotnikami.Wszyscy sobie troszkę popili, jedni więcej, drudzy mniej, jedni piliwódkę, drudzy wino, inni piwo, a jeszcze inni wodę selcerską, ale wszystkim jednakowouderzyły te napoje do głowy.Wokół stołu krzątały się kobiety: ten nie ma talerzyka, tenwidelca, tamtemu trzeba podsunąć masło, jeszcze ktoś inny, doprawdy dziwak, nie bierze doust trefnego jadła, więc trzeba go uspokoić, że wszystko zostało przygotowane w domu,wieprzowiną nawet tu nie pachnie, jedzcie na zdrowie, niczego się nie lękajcie, przez tę rybędo piekła nie pójdziecie, traficie prościutko do raju! I trzeba biec do kuchni, żeby się coś nieprzypaliło, i zaprosić, żeby goście jedli, dopóki potrawy są gorące, od czasu do czasu trzebakrzyknąć na dzieci, żeby się nie plątały pod nogami, bo jeszcze, Boże uchowaj, można któreśniechcący oparzyć.Nikt nie kierował przebiegiem uroczystości, mistrza ceremonii u nas przy stole niewybierano, toastów nikt nie wygłaszał, każdy się bawił, jak mógł.Ale ja chciałem, żeby tobyło święto moich rodziców, chciałem ich uczcić w taki pamiętny dzień.Wstałem, poprosiłem o chwilę uwagi i tak, jakeśmy się umówili - Jefim, Henryk i Luba -aktorzygrający role według mojego, jeśli się można tak wyrazić, scenariusza - poprosili swoichsąsiadów o ciszę.Wszyscy umilkli, ludzie są u nas ciekawi, wszyscy chcieli się dowiedzieć,dlaczego nagle poprosiłem o ciszę w takim miejscu i w takiej chwili, gdy powinien panowaćgwar i wesołość.I wtedy powiedziałem:- Drodzy przyjaciele! Pozwólcie mi w imieniu wszystkich zgromadzonych przy tym stole powitać naszych drogich gości Wadima Pawłowicza Sokołowa i Gieorgija Nikołajewicza Koszelowa, sławnych lotników naszego kraju, i wypić za ich zdrowie!Lotnicy wstali, wszyscy trącali się z nimi, podnosząc się ze swoich miejsc i podchodząc do nich z kieliszkami, znowu zrobił się harmider, gwar i zamieszanie.Ale Wadim Pawłowicz nadal stał z pełnym kieliszkiem, widocznie chciał coś powiedzieć, i wszyscy znowu ucichli, pragnęli na własne uszy usłyszeć, co powie sławnylotnik.I Wadim Pawłowicz powiedział:- Ja i moi koledzy serdecznie dziękujemy za gościnność.Ale Borys Jakowlewicz zwrócił się, jeśli tak można rzec, pod niewłaściwy adres.Pierwszy kieliszek powinniśmywznieść za zdrowie i pomyślność gospodarzy tego domu, za szanowną Rachelę Abramownęi Jakuba Leonowicza, tym bardziej, że dzisiaj przypada trzydziesta rocznica ich wspólnegopożycia.Wszyscy zaczęli bić brawo, wołać coś, gratulować ojcu i matce.Rodzice wstali i skłonili się.- Trzydzieści lat - mówił dalej Wadim Pawłowicz - to długi okres i miło jest nam widzieć Rachelę Abramownę i Jakuba Leonowicza ciągle młodych, zdrowych, przystojnych -mogliby choćby w tej chwili pójść do lotnictwa.Nauczyciel Kuraś nachylił się do mnie.- Inteligentny człowiek - stwierdził.- Zdajemy sobie jednak sprawę - mówił dalej Wadim Pawłowicz - że do lotnictwa niepójdą, nie wzlecą w powietrze, bo mają jeszcze dużo spraw na ziemi.Życzymy im powodzenia, wypijmy za ich zdrowie i szczęście!I w tej chwili pani Jaźwiecka, stojąc w drzwiach kuchni, zawołała na całe podwórze:- Gorzko!Było to dość nieoczekiwane.Nikt nie miał pojęcia, jak należy obchodzić tego rodzajujubileusze i czy wypada do starszych, bądź co bądź, ludzi wołać: „Gorzko!” Ale przecieżzawołała to pani Jaźwiecka, dama, była arystokratką, dawna właścicielka hotelu.Chodziław kapeluszu z ptasim gniazdem! Znała się na etykiecie!I wśród hałasu, okrzyków i gratulacji, przy wtórze dzwonienia kieliszków ojciec i matka pocałowali się.Matka zuchwale, wesoło, kokieteryjnie odrzuciła szal, oczy jejbłyszczały, zęby jak dawniej miała bielusieńkie, jej włosy, chociaż tu i ówdzie dotkniętesiwizną, wciąż jeszcze były czarne jak węgiel.Stała obok ojca, i muszę wam powiedzieć, iżmoi rodzice stanowili parę iście królewską, oboje byli wysocy, może dlatego wydawali sięjeszcze wyżsi, że trzymali się prosto, mieli świetną postawę, nad nimi rozpościerało siębłogosławione niebo Południa, a przed nimi to samo podwórze, na którym trzydzieści lattemu odbyło się ich wesele, i widać było ulicę, którą szli świeżo zaślubieni, młodzi,zakochani, grała orkiestra, wokół nich śpiewano, ludzie tańczyli i weselili się; teraz znowuotaczali ich ludzie, tak samo zachwycali się nimi, cieszyli się z ich miłości i życzyli imszczęścia.I znowu, jak to było wcześniej umówione, wstał Gieorgij Koszelow.- Pragnąłbym coś dodać.Jakub Leonowicz kończy w tym roku pięćdziesiąt lat.Gratuluję mu w dniu urodzin i życzę długich lat życia!Znowu wszyscy zaczęli podchodzić do taty z kieliszkami, a mama, już bez podpowiedzi Jaźwieckiej, pocałowała ojca, koledzy ojca też się z nim ucałowali, i maleńkiIgorek zawołał:- Dziadku, ja też cię pocałuję!Ojciec podniósł go, postawił na stole, Olę też postawił na stole, żeby wszyscy widzielijego wnuka i wnuczkę, przedłużenie naszego rodu.I w tej chwili, wspierając się na lasce, wstał Chaim Jagudin.Zaniepokoiłem się, poChaimie Jagudinie można się było spodziewać wszystkiego: w najlepszym razie długieji bezsensownej bajki, w najgorszym - awantury [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki